Ukochana pilota i miłość bez okularów czyli Złote Gody w Pałacu Ślubów
Maturzystka, która zamiast studiów wybrała zamążpójście; pielęgniarka, która zakochała się w lotniku czy para, która doczekała się 16. wnucząt to uczestnicy uroczystości, która odbyła się w Urzędzie Stanu Cywilnego w Raciborzu we wtorek 20 lipca.
Krystyna i Marian Laszczakowie
Para poznała się w starym szpitalu raciborskim. On odwiedził tam chorego kolegę, ona była pielęgniarką. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Poznali się w październiku, a w maju następnego roku był ślub. - Mąż był przystojny i w mundurze - podkreśla pani Krystyna. Marian był pilotem z Poznania. - Przyjechałem tu po żonę i na 20 lat ją porwałem. Piękna była i nadal jest - mówi z satysfakcją. Latał migami-17 i samolotami transportowymi. Często nie było go w domu. - Tęskniłam, ale chodziłam do pracy w wojskowej służbie zdrowia, a później syn się urodził - opowiadała żona. Teraz jedyne dziecko mieszka w Niemczech, a dziadkowie cieszą się z posiadania wnuczki. Do Raciborza przenieśli się w 1985 roku. - Bardzo dobrze się tu żyje, spokojnie - oceniał pan Marian. Mieszkają w Markowicach.
Stefania i Karol Fiołka
Poznali się na wiejskiej zabawie w Kobyli. Dla niej ten kawaler był bezkonkurencyjny. - Konkurentów do niej miałem, ale się walczyło - uśmiecha się pan Karol. Ślub mieli w Kobyli, a wesele było duże, wiejskie. On pracował jako kierownik budowy w Elektromontażu Katowice. Budował w Rybniku, Raciborzu i Wodzisławiu Śląskim. Odpowiadał za elektrykę w szpitalu na Gamowskiej. W 1989 roku zwolnił się z państwowego zakładu i założył własną firmę. Teraz zatrudnia 50 ludzi. - Moi chłopcy ją po mnie objęli i prowadzą do dziś - podkreślał. Ona prowadziła magiel, uprawiała pole i ogród.
Maria i Edward Cińcio
Tych dwoje poznało się na karuzeli, która zmieniła się w ich wspólną karuzelę życia. - Mąż miał świetną aparycję, wysoki i przystojny - podkreśliła pani Maria. Małżonek przepracował 40 lat w raciborskim PKS. Żona prowadziła dom i wychowywała trzy córki. Później prowadziła sklepy. Teraz dziadkowie cieszą się z siedmiorga wnuków. - Czasem po prostu trzeba wytrwać, trochę na siłę. Umieć wybaczać. W życiu jest jak z pogodą. Czasem słońce, czasem deszcz - uważa pani Maria. Mąż przytakuje: są górki i doliny. - Ale nie było tak źle skoro tyle jesteśmy razem - podsumowali jubilaci.
Helga i Jan Psota
Para bawiła się świetnie na zabawie w Studziennej, na Złotym Rogu, dziś już nieistniejącym lokalu. - Tam jeszcze nic poważnego się nie zdarzyło, ale później znów się spotkaliśmy i to był już początek naszej miłości - mówił Jan Psota. Ślub cywilny brali w raciborskim USC, w słoneczną niedzielę. - Pracowałem jako ślusarz 40 lat w „czarnej budzie” czyli ZEW-ie - wspominał pan Jan. Żona zajmowała się rolnictwem, ale także pracowała w hurtowni spółdzielczej WPHS przy ul. Ogrodowej. Mają dwoje dzieci, doczekali się czworga wnucząt. - Co robić, by dożyć Złotych Godów? Trzeba dobrze ze sobą żyć. Jeden drugiemu z drogi schodzić.