Z pamiętnika podróżnika. Piotr Puk przejechał trasę z Raciborza nad morze rowerem. Co zaskoczyło go na trasie? Jakie miejsca warto odwiedzić? [ZDJĘCIA]
Okres wakacyjny to czas, kiedy pakujemy się do samochodu i wyruszamy w kilkugodzinną podróż nad polskie morze. Są i tacy, którzy do celu dotrą pociągiem. Nie brakuje też śmiałków, którzy trasę pokonają w kilka dni... na rowerze. Wśród osób, które podjęły się tego wyzwania znalazł się pan Piotr Puk z Raciborza, który na rowerze dojechał do Jastrzębiej Góry. Swoje przygody na trasie opisywał na nowinowej grupie rowerowej, RowerON. My zebraliśmy jego dziennik w całość. Zapraszamy do lektury.
- Lubię wszelakie formy aktywności na świeżym powietrzu. 2 lata temu wspólnie z kolegą przejechaliśmy rowerem trasę R10 od Świnoujścia na Hel. 450 km w ok. 10 dni i już wtedy pozostał niedosyt. Wszystko pięknie, ale mało. Stąd też ten obecny pomysł. Paradoks jest taki, że niedosyt jest dalej, stąd głowa otwarta na nowe pomysły - powiedział Piotr Puk w rozmowie z nami zapytany o sam pomysł na wyprawę.
Namiot, śpiwór i nawigacja
Co raciborzanin zabrał ze sobą i co radzi śmiałkom, którzy także będą chcieli pojechać rowerem nad morze? - Co do samej formy wycieczki, wszystko zależy od tego, co kto preferuje. Ja nastawiłem się na spanie pod namiotem. Stąd namiot, karimata, śpiwór obowiązkowo. Resztę rzeczy można ograniczyć do minimum. Koszulki przeprać w trasie itp. Nie brać jedzenia ze sobą. To zbędny balast, obciąża rower. Są po drodze sklepy spożywcze, można coś kupić, zatrzymać się gdzieś na niedrogi obiad. Obowiązkowo dętki, w razie przebicia opony, jakiś minimalistyczy zestaw kluczy. Nawigacja wskazana, najprościej smartfon i aplikacja mapy.cz., power bank, najlepiej solarny by ładował się przy pogodzie. Można też podpiąć power bank do dynama i ładować jadąc. Na polach namiotowych, za dodatkową opłatą można też skorzystać z gniazdka - wymienia.
Plusy i minusy jazdy samemu
- W związku z tym, że trasa wiodła przez centralną Polskę nie było trudnych momentów. Kłopotem jest panująca susza, która przy sporym obciążeniu roweru uniemożliwiała podróż szlakami rowerowymi przez las. Wszechobecny piasek i rower grzęznie w nim. Stąd trasa była na bieżąco modyfikowana. I w większości przypadków wiodła asfaltem, co przy dużym natężeniu ruchu, obwodnice większych miast, jest uciążliwe. Odcinek od Kluczborka do Konina można zaliczyć do ciężkich, ale powtarzam - tylko przez panującą suszę. W innym przypadku możliwości tras rowerowych jest bez liku. 780 km zrobione w 7 dni uważam za przyzwoite tempo. Średnio ok 20 km/h. To plus jazdy samemu - swoboda i własne tempo. Minusy też są. Trzeba pilnować roweru, dokumentów na każdym kroku - mówi z kolei o trasie.
Pan Piotr swoje przygody na trasie trwającej 7 dni skrupulatnie relacjonował na nowinowej grupie rowerowej RowerOn. Dzięki temu mogliśmy się dowiedzieć, gdzie aktualnie jest, jaką trasą jedzie i na jakie utrudnienia napotkał. Dodatkowo, jego relacja została okraszona wieloma zdjęciami zarówno z trasy jak i miejscowości, w których był.
Agnieszka Kaźmierczak