Problem z dymiącą się pogórniczą ziemią w Wodzisławiu Śl. nadal nierozwiązany
Na działce położonej przy ul. Górniczej w Wodzisławiu Śl., tuż za szybem "Jedłownik II", wciąż tli się ogień. Okazuje się jednak, że próżno szukać urzędu, czy instytucji, które problem z zapożarowaniem terenu by rozwiązały.
Działania starostwa
Przypomnijmy, że w związku ze stwierdzonym zapożarowaniem działki Starostwo Powiatowe w Wodzisławiu Śl. podjęło próbę rozwiązania środowiskowego problemu. W 2019 r. powiatowi urzędnicy nałożyli na Spółkę Restrukturyzacji Kopalń (SRK) w Bytomiu, obowiązek ograniczenia oddziaływania na środowisko i jego zagrożenia oraz przywrócenia środowiska do stanu właściwego. - Wyszliśmy z założenia, że jeżeli przez kilkadziesiąt lat branża górnicza wykorzystywała tę nieruchomość do składowania odpadów eksploatacyjnych, będzie poczuwać się do odpowiedzialności za powstały problem. Skoro zaś KWK "Anna", która według ustaleń naszego wydziału ochrony środowiska była ostatnim właścicielem terenu górniczego w tym rejonie nie istnieje, jej prawa i obowiązki będzie realizować SRK - wyjaśniał nam kilka miesięcy Wojciech Raczkowski, kierownik biura komunikacji społecznej i informacji.
Od wydanej przez starostwo decyzji SRK złożyła odwołanie. Spółka w uzasadnieniu swojej decyzji podnosiła, że w trakcie przejmowania zlikwidowanej kopalni "Anna" w wykazie nieruchomości nie znajdowała się obecnie zapożarowana działka. Wprawdzie przyznała, że zgromadzone na nieruchomości odpady, pochodziły z procesu technologicznego związanego z pogłębianiem szybu "Jedłownik II", ale równocześnie wskazywała, że w skład przejętych składników materialnych i niematerialnych po KWK "Anna", nie weszły zapożarowana nieruchomość oraz odpady wydobywcze znajdujące się na niej.
Decyzja starostwa została przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchylona i przekazana do ponownego rozpatrzenia. W efekcie 15 stycznia 2021 r. starostwo wydało decyzję umarzającą jako bezprzedmiotowe postępowanie administracyjne wszczęte z urzędu. Jak tłumaczył nam Raczkowski, wydając orzeczenie, wzięto pod uwagę kilka przesłanek, m.in. fakt, że na zapożarowanej nieruchomości nie jest wykonywana obecnie żadna działalność przez podmiot korzystający ze środowiska, powodująca podpowierzchniową aktywność termiczną obiektu - w efekcie nie występują przesłanki dla zastosowania normy prawnej zawartej w Prawie Ochrony Środowiska.
Są tabliczki, nie ma właściciela
W marcu wodzisławskie Biuro Zarządzania Kryzysowego podjęło działania zmierzające do ograniczenia dostępności do zapożarowanego terenu, który jest ogólnodostępny, gdyż nie jest w żaden sposób ogrodzony. - Postawiliśmy trzy tabliczki informujące o tym, ze ten teren jest niebezpieczny - mówiła nam wówczas kierownik Biura Beata Drzeniek. - Są to działania prewencyjne. Działka jest terenem prywatnym dlatego nic więcej zrobić nie możemy - dodała. Co ciekawe nie wiadomo kto właścicielem terenu jest. Z zapisów księgi wieczystej dawnej, wynika, iż właścicielami nieruchomości są rolnik Nikolaus (Mikołaj) S. i jego małżonka Anna T. Wpis jest jednak z 15 stycznia 1894 r., zatem dzisiaj potencjalnymi właścicielem bądź właścicielami są spadkobiercy tych osób. Do stwierdzenia tego faktu potrzebne jest jednak przeprowadzenie postępowania spadkowego, które nie zostało wykonane.
Gdzie jest kopalnia która narobiła tego bałaganu ?
Zaś my wszyscy musimy za to płacić tak jak dopłacamy miliardy do gornictwa i ich emerytur!
Po to mamy władze wodzisławską aby się tym zajęła a jeśli nie umie się poradzić to do dymisji po co oni siedzą na stanowiskach ?
a przy okazji jedna firma prowadzi tam ciągle eksploatację kruszyw , da się ? Da
(RDOŚ) i (WIOŚ) grube pieniądze płacimy na jakieś DWIE niby instytucje ochrony środowiska, ale żadna z nich nie działa. W d...pie ma trujące gazy z hałdy na Górniczej. Oto Polska.