Paweł z Godowa w 8 dni objechał granice Polski rowerem. Romek w Gorzyczkach dla takich śmiałków stworzył azyl
Maraton Rowerowy Dookoła Polski (MRDP) to impreza prawdziwych twardzieli, którzy mają do przejechania 3200 km w limicie 10 dni. Impreza organizowana jest co 4 lata. W tym roku wygrał ją Paweł Pieczka, rowerowy gigant z Godowa. Człowiek, który przejechał wcześniej na rowerze m.in. góry Pamiru w centralnej Azji. Drugim naszym bohaterem tej imprezy został Roman Kaczmarczyk z Gorzyczek, autor jedynego na całej trasie społecznego punktu odpoczynku.
Idea MRDP, którego pomysłodawcą jest Daniel Śmieja, jest prosta, jej wykonanie szaleni trudne. Uczestnicy zbierają się na starcie pod latarnią w Rozewiu, po czym, jadąc ściśle wytyczoną trasą jak najbliżej granic kraju (zgodnie z ruchem wskazówek zegara), w ciągu 10 dni mają zameldować się ponownie pod latarnią w Rozewiu. Pokonać trzeba około 3200 km. Codziennie średnio 320 km na rowerze! Bez względu na pogodę i warunki terenowe. Toteż na starcie pojawiają się zawodnicy o wyjątkowej kondycji i niesamowicie silnej psychice. Bo to ona często decyduje tu o powodzeniu.
W tym roku Maraton ruszył w sobotę 21 sierpnia. Na starcie pojawiło się 80 śmiałków. Do mety dojechało 39. Z tego w limicie 10 dni zmieściło się 29. 10 nie zmieściło się w limicie, ale na metę dojechali. Te liczby pokazują jak ekstremalnym wyzwaniem dla ludzkiego organizmu jest MRDP. Tym bardziej godny podziwu jest wyczyn Pawła Pieczki z Godowa. Na naszych łamach pisaliśmy o nim kilka razy. Na rowerze przejechał Rosję i Syberię. Podróżował w wysokich górach Pamiru. Jego znajomi mówią wprost: - To harpagan. Na rowerze nie do zdarcia.
Człowiek nie do zdarcia
Cztery lata temu Paweł Pieczka po raz pierwszy wziął udział w MRDP. Zajął 3. miejsce, a w swojej kategorii był 2. Wtedy pokonanie trasy Maratonu zajęło mu 8 dni 5 godzin i 4 minuty. W tym roku zwyciężył. Zajął 1. miejsce w kategorii solo. Trudniejszej, bo zawodnicy jadą sami, nie mogą liczyć na współpracę kolegów z teamu, sami organizują sobie noclegi i wypoczynek. Poprawił czas sprzed czterech lat. Na mecie zameldował się po 8 dniach, 4 godzinach i 7 minutach! To najlepszy czas tegorocznego MRDP. Trudniejszego niż przed czterema laty, głównie przez niesprzyjającą aurę. Przez większość dni padało, a w zasadzie lało jak z cebra. - W zasadzie deszcz nie padał tylko na początku i pod sam koniec. A jak nie padało, to wiało – opowiada Paweł. Od startu ruszył mocno. Bez spania, z krótki postojami na odpoczynek pokonał 800 km. Dopiero po dwóch dobach pozwolił sobie na odpoczynek. - Wiedziałem, że przede mną góry i tam ciężko będzie robić dziennie te 320 km – wyjaśnia. Taka taktyka się opłaciła. Na metę wpadł z zapasem niemal dwóch dób. - Było bardzo ciężko, ale satysfakcja jest ogromna – mówi nam Paweł.
Azyl dla śmiałków
Paweł Pieczka był jednym z kilkudziesięciu zawodników, którzy wstąpili na odpoczynek do punktu w Gorzyczkach, zorganizowanego przez jego dobrego znajomego Romka Kaczmarczyka. To głównie dzięki Romkowi, który również jest zapalonym amatorem długich tras rowerowych, wiemy, że gościliśmy w regionie śmiałków MRDP. Dlaczego? Jak już wspomnieliśmy, ideą Maratonu jest to, że zawodnicy sami muszą zadbać o miejsce odpoczynku, nocleg, posiłek, ewentualnie naprawy sprzętu. Często śpią w namiotach, w przygodnym terenie. U Romka Kaczmarczyka działał jedyny na całej trasie społeczny punkt odpoczynku, zorganizowany przez gospodarza całkowicie spontanicznie, bez wcześniejszego planowania. - Wiedziałem, że w maratonie uczestniczy jeden z moich dawno niewidzianych znajomych. Skontaktowałem się z nim, powiedziałem, że jak będzie przejeżdżał przez Gorzyczki, to żeby wpadł do mnie na kawę i mały odpoczynek. Odpowiedział mi, że gdyby odpoczął u mnie, to byłoby to nie fair wobec pozostałych uczestników, chyba że zorganizuję odpoczynek też dla innych – opowiada Roman Kaczmarczyk. Długo się nie zastanawiał. Kilka telefonów do znajomych, rodziny. I zapadła decyzja o zrobieniu punktu odpoczynku z prawdziwego zdarzenia. Z posiłkiem, miejscem do spania, a nawet punktem napraw, bo szybko się okazało, że po 1900 km, jakie rowerzyści przejechali z Rozewia do Gorzyczek, niektóre rowery w wielu aspektach nie domagały. - Nie do końca na początku zdawałem sobie sprawę z tego jak wielkie to przedsięwzięcie. Na szczęście pomogła mi rodzina, zwłaszcza syn Kacper, który zastępował mnie, kiedy byłem w pracy i wydawał zawodnikom posiłki. Pomogli znajomi, krewni, szybko znalezieni sponsorzy. Sam nie zorganizowałbym choćby tylu koców, materaców czy śpiworów – podkreśla Romek.
Śląska gościnność
Jedni wpadali do jego punktu i od razu szli spać, inni najpierw coś zjedli, jeszcze innym trzeba było pomóc naprawić rower. - Mogli się umyć. Niektórym wypraliśmy i wysuszyliśmy w suszarce również ubrania – opowiada. Zawodnicy nie kryli wdzięczności. Dziękowali w mediach społecznościowych za przygotowanie punktu. Jeden w mediach społecznościowych napisał: "Jeśli prawdą jest, że dobro wraca podwójnie, to Ty Romek jesteś zabezpieczony na długi czas". - Bardzo im się tu w naszej okolicy podobało. Chwalili zwłaszcza Żelazny Szlak Rowerowy. Mówili, że to jedna z najlepszych tego typu tras w kraju – opowiada Romek. Szacuje, że przez jego punkt w ciągu 6 dni przewinęło się około 60 zawodników. Wielu podpisało się na pamiątkowej karcie, która już stała się dla Romka cenną pamiątką tegorocznego MRDP.