Upamiętnili górników przysypanych betonem i żelazem. Zginęło trzech, dwóch zostało rannych
28 września minęła 52. rocznica tragicznego wypadku, do którego doszło w Krostoszowicach podczas głębienia szybu nr VII KWK "1 Maja". W 1969 r. zginęło tam trzech górników, a dwóch zostało ciężko rannych. O tragedii przypomniała miejscowa szkoła podstawowa, której uczniowie wraz z nauczycielami udali się w rocznicę na miejsce tragedii i zapalili znicze. To też dobra okazja, by przypomnieć historię miejsca, które kiedyś miało charakter górniczy, a dziś rekreacyjno-sportowy.
Bo choć kompleks sportowo-rekreacyjny Orlik został oddany do użytku 25 maja 2010 r. Historia tego miejsca sięga jednak znacznie dalej. Najstarsi mieszkańcy Krostoszowic pamiętają, że jeszcze w połowie ubiegłego stulecia były tu pola i las. Obraz tego miejsca zaczął się zmieniać wraz z budową na pobliskich Wilchwach kopalni KWK „Mszana”, przemianowanej później na KWK „1 Maja”. Wraz z rozbudową kopalni, potrzebne były kolejne szyby. Jeden z nich, nr V został wybudowany właśnie w Krostoszowicach, w miejscu znajdującym się obecnie poniżej kompleksu Orlik, w stronę Skrzyszowa. Jego głębienie do poziomu 280 m zakończono w 1958 r. Szybem tym dostarczano na dół materiały potrzebne do pracy kopalni, takie jak drewno czy szyny. Główną funkcją szybu była jednak wentylacja.
Sześciu górników w obrębie wypadku
W 1968 roku rozpoczęto głębienie szybu nr VII. Znajdował się on niemal w tym samym miejscu, w którym obecnie znajduje się boisko Orlik. 28 września 1969 podczas budowy szybu doszło do tragicznego w skutkach wypadku. W trakcie prowadzonych robót zerwał się rurociąg, służący do podawania betonu. W obrębie zdarzenia znajdowało się wówczas sześciu górników. Na miejscu zginęło trzech z nich. Byli to Rufin Tulec i Bolesław Nawrat - obaj z Wilchw, oraz Jan Fojcik z Wodzisławia. Dwóch kolejnych górników zostało ciężko rannych. Jednemu – Henrykowi Szwarcowi z Godowa amputowano nogę, drugi - Klemens Ciemięga doznał ciężkiego urazu kręgosłupa, nigdy nie doszedł po wypadku do siebie i zmarł ponad 3 lata później w wyniku powikłań po urazie. Jeden z górników Bonifacy Celary z Rydułtów miał ogromne szczęście i wyszedł z tej tragedii bez większego szwanku.
Wspomnienie ocalałego
Henryk Szwarc z Godowa w chwili wypadku miał 22 lata. Był najmłodszym z górników biorących udział w wypadku. W domu czekała żona i 10-miesięczny syn. - Byłem pracownikiem Przedsiębiorstwa Budowy Szybów w Bytomiu. To była niedziela, dzień urodzin mojej matki. Głębiliśmy ten szyb. Co 4 metry trzeba było robić betonację. Tak wypadło, że trzeba było to betonowanie zrobić akurat w niedzielę. Kierownik zebrał zmianę z ludzi, którzy mieszkali najbliżej. Szyb miał już około 400 metrów głębokości. Podszybie było nawet nieco niżej. Wtedy organizacja robót wyglądała tak, że przy każdym szybie był punkt betonacyjny. Dopiero po naszym wypadku się to zmieniło i beton dowożony był gruszkami. Ale wtedy beton mieszało się na miejscu i odpowiednio przygotowanym rurociągiem doprowadzało w głąb szybu. Ja pracowałem przy mieszaniu betonu. W pewnym momencie dostaliśmy sygnał z dołu, że chyba zatkał się rurociąg, bo beton nie dopływa na dół. Mnie i koledze, który był z Gołkowic, kazano zjechać na dół, by pomóc w rozwiązaniu problemu. Zostałem na dole, kolega wyjechał do góry. To było gdzieś po godz. 9 rano. Nagle wypełniona betonem rura nie wytrzymała. Gdybyśmy mieli jakiś sygnał, że rurociąg nie wytrzymuje, to schowalibyśmy się w podszybiu. Ale to stało się nagle. Cała konstrukcja zaczęła się łamać. Wszystkie jej elementy spadły na nas razem z betonem. Jedynie pomost się ostał na dwóch linach. Gdyby i on spadł nikt by nie przeżył – opowiadał nam w 2013 r. Henryk Szwarc. Dotarcie do przysypanych rurami i betonem górników było utrudnione, bo urwała się lina, którą można by było zjechać w dół. Pomoc dotarła do nich więc dopiero po 4 godzinach. - Pamiętam moment, jak wieziono mnie do szpitala. Cały byłem w betonie. Miałem to szczęście, że mnie uratowano. Jedynie nogi nie dało się odratować. Inni mieli mniej szczęścia. Jak chociażby Janek Fojcik. Wybudował dom na Kopernika w Wodzisławiu. Miał się do niego lada moment wprowadzać. Nie doczekał tego. Był najmłodszy z tych, co zginęli – wspominał przed laty pan Henryk.
Ostatecznie szyb nr VII został oddany do użytku po ponad dwóch latach prac, 30 czerwca 1970 roku. Miał głębokość 607 m. Między szybami powstały budynek administracji, warsztaty i łaźnie. Wielu mieszkańców do dziś pamięta, że teren wokół szybów był całkowicie ogrodzony. Brama wjazdowa z wartownią znajdowały się nieopodal ul. Szybowej, w miejscu, w którym biegnie dziś autostrada A1. W latach 90-tych ubiegłego wieku rozpoczęto likwidację szybów. Oba zamknięto w październiku 1997 rok. Wtedy też rozpoczął się proces likwidacji całej infrastruktury, który trwał do początku XXI w.
Orlik zamiast szybów
W ciągu kilku lat po terenie górniczym nie pozostał ani ślad, nie licząc sąsiadującej z terenem szybów hałdy kopalnianej, na której składowano skałę płonną z KWK „1 Maja”. Hałda została poddana rekultywacji, zaś w pierwszej dekadzie XXI w. teren dawnych szybów nr V i VII przejęła od Spółki Restrukturyzacji Kopalń Gmina Godów. Wtedy też zapadła decyzja, by miejsce zamienić w tereny rekreacyjne. Wkrótce plany te skonkretyzowały się w postaci pomysłu budowy kompleksu boisk w ramach rządowo-samorządowego programu „Moje boisko – Orlik 2012”. Kompleks ten służy lokalnej społeczności bez przerwy po dziś dzień.
Górnicze dziedzictwo
Samorząd nie zapomniał wszakże o górniczej przeszłości tego terenu. W miejscu dawnego szybu nr V znajduje się wagonik kopalniany, jakim niegdyś wywożono spod ziemi urobek. Jest również tablica informująca, że w tym miejscu znajdował się szyb, oraz ławeczka, na której można odpocząć. W miejscu szybu nr VII stoi kopalniana lokomotywa zasilana sprężonym powietrzem, marki Jung oraz koło napędowe windy kopalnianej. Nie zapomniano również o tragedii sprzed lat. 28 września 2014 r., a więc w 45. rocznicę wypadku przy głębieniu szybu nr VII, na terenie kompleksu, tuż obok wspomnianej lokomotywy, odsłonięty został obelisk upamiętniający ofiary tego wydarzenia, zaś na obelisku tablica pamiątkowa z nazwiskami zmarłych.
Warto wspomnieć, że poniżej kompleksu Orlik znajduje się trawiaste boisko piłkarskie, służące miejscowemu klubowi piłkarskiemu. Powstało ono staraniem Augustyna Szkatuły w latach 70-tych XX w. na terenach, które wcześniej należały do mieszkańców Krostoszowic. Budowa boiska miała być częściową rekompensatą dla lokalnej społeczności za uciążliwości związane z budową szybów kopalnianych. Na otwarcie boiska rozegrany został mecz między Gwiazdą Skrzyszów a Olzą Godów. Obecnie swoje mecze na gruntownie zmodernizowanym obiekcie rozgrywa Inter Krostoszowice.
Informacje zawarte w artykule pochodzą z książki "Krostoszowice od przeszłości do teraźniejszości", z materiałów prasowych oraz informacji zebranych od mieszkańców przez autora artykułu.
Zdjęcia w artykule, za wyjątkiem tytułowego, dzięki uprzejmości p. Beaty Bieni z Krostoszowic.