Bogumiła Bąk: Nie pchajcie do szkoły polityki. Zaufajcie nauczycielom
O tym jak nauczyciel musi pracować na swój autorytet, czego potrzebuje współczesna szkoła, a także o rodzicach, którzy wymagają od uczniów tego, co niepotrzebne rozmawiamy z Bogumiłą Bąk - nauczycielem biologii z 34-letnim stażem, wielokrotnie nagradzaną i wyróżnianą za swoją pracę, m.in. tytułem Nauczyciela Roku.
- Dzisiejsi uczniowie są inni od uczniów sprzed 20 czy 30 lat. Są roszczeniowi i nie szanują autorytetów, w tym nauczycieli. To pogląd, który często pojawia się w internetowych komentarzach dotyczących edukacji. Czy to prawda?
- Ja się z tym poglądem nie zgadzam. W każdej populacji znajdują się uczniowie, którzy mają roszczeniowe tendencje, ale znacząca większość uczniów ich nie ma, bardziej roszczeniowi bywają rodzice. Bardzo wiele zależy od motywacji uczniów, jeżeli przyszli do liceum zmotywowani z planami na przyszłość, chcą się uczyć, to oni nie będą roszczeniowi. Wybrali szkołę, od której oczekują dobrego przygotowania, a to działa w dwie strony muszą wiele dać od siebie. Jeżeli to jest wybór przypadkowy, a takie również niestety się zdarzają - i uczeń napotyka w szkole na liczne porażki, wtedy najczęściej są roszczeniowi. Uczeń nie spełnił oczekiwań rodziców i własnych.
- A co, jeśli chodzi o poszanowanie autorytetu, również autorytetu nauczyciela? Czy tutaj coś się zmieniło w ciągu ostatnich lat?
- Z tą tezą też nie mogę się zgodzić. Na autorytet trzeba w każdym zawodzie nieustannie pracować. To nie działa tak, że już go mam i nic dalej nie muszę robić. Jeżeli już można powiedzieć, że się go zdobyło, posiada, to raczej trudno jest go podważyć. Potrzebne byłyby konkretne argumenty - że źle uczę, nie uczę, nie przychodzę na lekcje, wymagam od uczniów, a od siebie nie itp. Nie przypominam sobie sytuacji, w której padałyby takie argumenty.
- Jak można budować autorytet?
- Gdy uczniowie przychodzą po szkole podstawowej zwracam się do nich z krótkim przesłaniem: to jest wasz nowy początek, macie czystą kartę. Nie wiem jakie mieliście oceny z biologii. Ja będę od was wymagała tego, czego ja was nauczę. Każdy z was ma takie same możliwości. Nikogo nie skreślam na początku. Wszyscy możecie zrobić bardzo wiele. Musicie tylko chcieć. Nie można mówić uczniom, że ten sprawdzian jest taki trudny, że pewnie nie dacie sobie z nim rady. Nie, trzeba im powiedzieć: słuchajcie, to jest jeden z łatwiejszych sprawdzianów, dacie sobie radę!
- A co powiedziałaby pani nauczycielom, którzy są na początku swej drogi zawodowej? Co liczy się w odpowiednim podejściu do ucznia?
- Nauczyciel musi być merytorycznie przygotowany. Wiedza to podstawa, uczniowie przyszli w oczekiwaniu, że spotkają nauczycieli, którzy wychodzą poza ramy podręcznika. To dla mnie najważniejszy element - nauczyciel zdobędzie ich szacunek, bo potrafi odpowiadać na ich pytania. Musi być wobec uczniów uczciwy i prawdomówny, prawdę przekazać tak, aby ich nie zranić.
Czy biolog może uczyć, że palenie szkodzi, jeżeli sam pali. Oj, wiem, że to się nie spodoba nauczycielom, ale takie mam zasady.
Nie może zbyć ucznia, który zadaje mu trudne pytania, powinien powiedzieć, że poszuka odpowiedzi i wkrótce odpowie. Jeśli popełnił błąd, to musi go poprawić, nie ma ludzi nieomylnych. Dobry nauczyciel to osoba nieustannie poszukująca nowych wyzwań, nie skupia się na swoim przedmiocie, zachęca uczniów do innych aktywności, udziału w projektach, konkursach – aby mogli rozwijać się wszechstronnie. Bardzo ważną cechą w tej pracy jest tolerancja. Nauczyciel nie powinien krytykować ucznia za strój, fryzurę, kolczyk, wyznanie religijne, czy orientację seksualną. Dla mnie te rzeczy nie mają znaczenia. Szkoła to wielka wspólnota, to miejsce na różnorodność, która jest potrzebna dla przetrwania również naszego gatunku. Rolą nauczycieli jest odważne budowanie tej różnorodności.
- Uczy pani od 34 lat. Czy pamięta pani dzień, w którym postanowiła, że będzie nauczycielką, że to chce w życiu robić?
- To tak nie było. Ja skończyłam Akademię Rolniczą. Mój plan był taki, że zostanę zootechnikiem, nie podjęłam pracy, zostałam mamą. Najpierw córki, potem syna. Przez cztery lata nie pracowałam, wychowywałam dzieci. Kiedy młodsze dziecko mogło już pójść do przedszkola, pomyślałam o pracy w szkole. Miałam takie wyobrażenie o szkole, że zostając nauczycielem, będę miała dużo czasu dla moich dzieci. To była szybka decyzja. Znalazło się miejsce w szkole na Ostrogu. Zostałam tam nauczycielem chemii, a po sześciu latach zostałam nauczycielem biologii. Dopiero zetknięcie się ze szkolną rzeczywistością otworzyło mi oczy, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że to jest moje powołanie. Więc chyba jestem nauczycielem z przypadku, bo jak ma się do tego zootechnika? W szkole na Ostrogu uczyłam się pracy w zawodzie i nieustannie dokształcałam.