Jezu Ty się tym zajmij...
Prawdziwy spokój umysłu przychodzi po zaakceptowaniu najgorszego... Strach, zmartwienie, nienawiść, egotyzm oraz nieumiejętność dostosowania się do rzeczywistości jest powodem większości naszych chorób. Połowę naszych łóżek szpitalnych zajmują ludzie cierpiący na choroby nerwowe. Ci, którzy zachowają wewnętrzny spokój pośród wrzawy współczesnego świata, są odporni na choroby nerwowe - pisze siostra Dolores z klasztoru Annuntiata w Raciborzu.
Większość z nas jest silniejsza, niż nam się wydaje. Mamy wewnętrzne źródło siły, którego może dotychczas nie odkryliśmy. Tym źródłem jest Bóg... który jest MIŁOŚCIĄ, pośród szalejących burz życiowych. Ktoś kiedyś napisał: „Nie znam bardziej optymistycznego faktu niż ludzka zdolność do ulepszania życia dzięki świadomemu działaniu… Jeśli ktoś z ufnością podąży za swoimi marzeniami i postanowi prowadzić życie, które sobie wyśnił, bardzo szybko osiągnie niespodziewany sukces.” Bóg naprawdę chce byśmy byli szczęśliwi… Tylko tego chce... Przepełniony nadzieją umysł, może zwalczyć każdą chorobę. Ci, którzy nie potrafią walczyć ze zmartwieniem, umierają młodo… A może po prostu trzeba nam nauczyć się słów modlitwy Ojca Dolindo: „Jezu TY się tym zajmij...”. Nie pozwólmy, by martwiły nas drobiazgi, którymi nie powinniśmy w ogóle zaprzątać sobie głowy. Życie jest za krótkie by było małe.
Dobre zajęcie…
„Jestem zbyt zajęta. Nie mam czasu na zmartwienia.” Kiedy żołnierze wracali z wojny , byli tak załamani i zdruzgotani, że nie dawali sobie rady z życiem. Lekarze wojskowi stosowali tylko jedną terapię: przez cały czas dawali im jakieś zajęcie. Dni bez celu kończą się rozpadem. Ktoś kiedyś napisał, że sekret bycia nieszczęśliwym polega na posiadaniu wolnego czasu, który możemy poświęcić na zastanawianie się, czy jesteśmy szczęśliwi, czy nie. Nie warto nad tym myśleć. Po prostu trzeba nam zatrzeć ręce i wziąć się do roboty. Krew zacznie wtedy szybciej krążyć, a umysł lepiej pracować. I do wszystkiego dodać: Jezu TY się tym zajmij...
Leśne drzewo
W USA leży pień gigantycznego drzewa. Przyrodnicy twierdzą, że miało jakieś 400 lat. Rosło już, kiedy Kolumb wylądował na San Salvador. Było dorodne, wielkie i piękne. Podczas długiego życia zniosło 14 uderzeń pioruna. Choć przetoczyły się przez nie niezliczone lawiny i burze, przetrwało wszystkie… W końcu jednak zaatakowała drzewo armia robaków i powaliła go na ziemię. Inspekty przedostały się przez korę i stopniowo niszczyły giganta od wewnątrz swoimi drobnymi, lecz nieustannymi atakami. Leśny gigant, którego nie dotknął czas, nie powaliły pioruny i burze, uległ w końcu robakom tak małym, że człowiek mógłby je zgnieść w palcach. Czyż nie jesteśmy jak ten leśny gigant? Czy nie udaje nam się jakoś przetrwać rzadkich sztormów, lawin i piorunów, które niesie życie, i pozwolić w końcu, aby robaczki drobnych zmartwień zjadały nasze serca – małe robaki, które moglibyśmy zgnieść palcami? Wszystkie nasze poważne problemy zaczynają się od niepotrzebnych drobiazgów. Diabeł tkwi w szczegółach, które urastają do wielkości wojen domowych, rodzinnych a nawet światowych.
A wystarczyłoby po prostu wołać: Jezu TY się tym zajmij!
Boże daj mi łaskę, bym przyjęła to, czego nie mogę zmienić. Daj odwagę, bym zmieniła to, co zmienić mogę, i mądrość, bym odróżniła jedno od drugiego.
Kilka lat temu poznałam człowieka, który obsługiwał windę towarową w jednym z biurowców w centrum dużego miasta. Zauważyłam, że nie ma lewej dłoni. Spytałam, czy jej utrata bardzo go przejęła. „O, nie, prawie nie myślę o tym. Przypominam sobie tylko wtedy, kiedy potrzebuję nawlec igłę”. To zadziwiające, jak szybko potrafimy zaakceptować każdą sytuację i pogodzić się z nią, jeśli musimy. To jest wielką sztuką i uzdrowieniem, by zaakceptować, to co nieuniknione. Kiedy ktoś napisał: Przyjmuj to, co jest. Akceptacja, tego , co się stało jest pierwszym krokiem do pokonania skutków wszelkich niepowodzeń. Jakiekolwiek cierpienie nie jest nieszczęściem. Nieszczęściem jest nieumiejętność zniesienia go.
Jest tylko jedna droga do szczęścia – przestać się martwić rzeczami, na które nie mamy wpływu. Kiedy przestajemy walczyć z tym, co nieuchronne, zyskujemy energię, która pozwala nam stworzyć nowe lepsze życie.
Wszyscy potrafimy znieść tragedię i klęskę i zatriumfować nad nimi – jeśli musimy. Tylko nam się wydaje, że jest to nie do zniesienia. Mamy zaskakujące pokłady siły wewnętrznej, która pozwala przetrwać nam wszystko. Jesteśmy mocniejsi, niż nam się to wydaje. Tym bardziej, że zawsze możemy zawołać: Jezu TY się tym zajmij.
siostra Dolores
Z treści artykułu, (Połowę naszych łóżek szpitalnych zajmują ludzie cierpiący na choroby nerwowe) dalej (zachowają wewnętrzny spokój pośród wrzawy współczesnego świata, są odporni na choroby nerwowe) bo jest im to obojętnie że obok nich są ludzie niezaszczepieni i zarażają innych, a za płotem polski ludzie i dzieci umierają. Byle nam za murami Klasztora i murami Kleryków idzie dobrze.