Rybnik mówi "Dzień Dobry", a Mariusz Wiśniewski wyciąga pomocną dłoń do rodzin z Afganistanu [WYWIAD]
Sprawą imigrantów na granicy od miesięcy żyje cała Polska. Część obywateli jest absolutnie przeciwna temu, by im pomagać, a druga chce zrobić wszystko co w ich mocy, by wyciągnąć rękę do rodzin, które znalazły się w niebezpieczeństwie. Do tej drugiej grupy należy właśnie rybnicki działacz, Mariusz Wiśniewski, który zdecydował się sprowadzić do Rybnika aż dwie rodziny z Afganistanu.
Rybnik mówi "Dzień Dobry", a Mariusz Wiśniewski wyciąga pomocną dłoń do rodzin z Afganistanu
– Jak to jest — stracić wszystko? Jak to jest — znaleźć się w świecie, w którym wszystko i wszyscy są obcy? Nie wiem, na całe moje szczęście — nie wiem – pisze Mariusz Wiśniewski w założonej przez siebie zbiórce, która ma na celu zebranie pieniędzy na wyremonotwanie dwóch mieszkań dla rodzin z Afganistanu.
Hamidullah Hamid z małżonką i czwórką dzieci (5,12,18 i 20 lat) i Nuqladdin Sharifi z małżonką i dwójką dzieci nie mieli łatwo. Musieli uciekać z kraju, ze swojej ojczyzny, z miejsca, które znali i kochali dlatego, że oboje pomagali polskim żołnierzom, przez co Talibowie wydali na nich wyrok.
Pan Hamidullah Hamid był cenionym pułkowinikiem, który współpracował z polskimi żołnierzami, natomiast pan Nuqladdin Sharifi był lubianym i życzliwym kierowcą, który woził polskich żołnierzy. Ich pomoc niestety się im nie opłaciła. Sprowadziła na nich niebezpieczeństwo, przez które musieli uciec z Kabulu.
Tragedią obu rodzin zainteresował się Mariusz Wiśniewski wraz ze stowarzyszeniem "17-stka". Aktualnie obie rodziny mieszkają w ośrodku dla uchodźców, ale panu Mariuszowi udało się sprowadzić na kilka dni Hamidullaha Hamida i Nuqladdina Sharifiego do Rybnika, by pokazać im miasto. Oczywiście obaj panowie byli pod wielkim wrażeniem, a po konsultacjach z żonami doszli do wniosku, że chcielby tu zamieszkać. Co więcej, samo miasto wsparło inicjatywę i znalazło dla rodzin dwa mieszkania z widokiem na Bazylikę. Na ten moment w sprawę zaanagżowany jest pan Mariusz wraz z "17-nastką", parafia i wspólnota Bazyliki, 28 Dzielnica oraz prezydent Piotr Kuczera, który ugościł u siebie głowy obu rodzin podczas oficjalnego spotkania.
Pan Mariusz Wiśniwski zgodził się również przedstawić nam szczegóły całej akcji w wywiadzie.
– Czy hejt i złośliwe komentarze sprawiły, że choć przez chwilę czuł pan, że pomoc rodzinom może nie być najlepszym pomysłem?
– Szczerze? Nie. Po pierwsze, dlatego, że z moim dwudziestoletnim doświadczeniem w pracy społecznej, ja się uodporniłem na różnego rodzaju złośliwości i komentarze hejterskie i nigdy nie było to dla mnie powodem, by z czekogolwiek rezygnować. Szczególnie, jeżeli mam wewnętrzne przekonanie i sumienie mi podpowiada, że to, co chcę zrobić jest dobre.
Po drugie, nawet jeżeli miałoby mnie to w jakiś szczególny sposób zaboleć, to i tak uważam, że to działanie, to jest kwestia, co może bardzo górnolotnie brzmi, ale moralnego zobowiązania, które staram się spełnić wraz z moimi przyjaciółmi, wyręczając, co jest bardzo przykre, państwo. Poza tym, ten hejt spływa po mnie jak po kaczce. Jedynie jest mi przykro, kiedy się okazuje, że wśród hejtujących osób są moi byli wychowankowie i osoby, których "17-nastka" wspierała.
– Dlaczego zdecydował się pan im pomóc?
– My nie mówimy tutaj o osobach, które próbują się przedrzeć z różnych powodów, a o obozach, które znalazły się w Polsce bynajmniej nie z własnej woli. Mało tego, to są osoby, które musiały opuścić swój kraj, z tego właśnie powodu, że przez ileś lat wspierały przedstawicieli naszego państwa – polską abmabsadę. Nie może być tak, że pomoc dla tego sojusznika ogranicza się do wywiezienia go z kraju, w którym jego życie jest zagrożone i umieszczenia w obozie. Nie tak to powinno wyglądać, nie tak to sobie wyobrażam.
Dla mnie jest absolutnie naturalne, że skoro tym ludziom zagraża realne niebezpieczeństwo w kraju ich pochodzenia, z bardzo konkretnego powodu, jakim jest praca na rzecz polskiego kontyngentu wojskowego, to obowiązkiem naszego kochanego państwa jest zrobić wszystko, by im pomóc. Nie wystarczy tutaj ewakuacja. Niestety znowu jest tak, że to obywatele muszą wziąć sprawy w swoje ręce.
– Nie obawia się pan, że najmłodsze dzieci mogą się stać w Polsce ofiarami ksenofobii?
– Taka obawa zawsze istnieje, ale ja już sam mam doświadczenie na przykład w pracy z rodziną z Jemenu. W jeden z naszych świetlic mieliśmy przez dłuższy czas rodzeństwo dziewczynek, których rodzice są jemeńczykami mieszkającymi w Rybniku. Dzieci wyraźnie wyróżniały się z tłumu kolorem skóry i urodą, ale nie zdarzyło nam się, by równieśnicy traktowali te dzieci źle z powodu ich przynależności etnicznej. Sądzę, że dzieci, suma sumarum, są znacznie bardziej otwarte, niż ich rodzice. Więc nie, nie mam takich obaw. Być może obawiałbym się bardziej, gdyby te dzieci to były dziewczynki, ponieważ my mówimy o rodzinach muzułmańskich. Nie są to ortodoksyjni muzułamnie, ale są to rodziny praktykujące i panie poruszają się w czadorach. Myślę, że taka dziewczynka w czadorze mogłaby wywoływać jakąś sensację, ale tutaj mamy chłopców. Dlatego też nie sądzę, by te dzieciaki trzeba jakoś specjalnie opatulać i chronić.
Czador to specjalne nakrycie głowy, w którym chodzą muzułmanki. Jest to długa, lekka szata, która okrywa ciało i włosy, ale w porównaniu do niqabu, odkrywa twarz.
– Z pozytywów: co najbardziej podobało się rodzinom, gdy odwiedziły Rybnik?
– Panowie byli tutaj w Rybniku jako przedstawiciele rodzin. 18 stycznia przeznaczyliśmy na to, żeby zobaczyli miasto, zobaczyli instytucje, które będą im pomagać. Gościli też na zaproszenie pana prezydenta w Urzędzie Miasta – mieliśmy takie kawowe spotkanie i jestem ogromnie wdzięczny panu Piotrowi Kuczerze, że przyjął ich bardzo serdecznie i ciepło. Opowiadał o mieście, o charakterystycznych elementach Rybnika. Oni byli tym spotkaniem bardzo pozytywnie zaskoczeni. Po pierwsze, było im niezwykle miło, że prezydent nienajmniejszego miasta w Polsce przyjmuje ich osobiście i znajduje dla nich czas. Mieliśmy również spotkania w Ośrodku Pomocy Społecznej, pokazałem im szkoły, do których potencjalnie mogą chodzić ich dzieci. Mieliśmy również spotaknie z uczestnikami programu 28 Dzielnica. Nasi uczestnicy pod wodzą naszych tatarów przyjęli ich tutaj ucztą halal. Wida było, że panowie są bardzo wzruszeni, bo kuchnia muzułańska ma swoje specyficzne cechy, a zjedli go tutaj w Polsce poraz pierwszy. Jak sądzę, miasto zrobiło na nich bardzo pozytywne wrażenie. zobaczyli też mieszkania, w których będą żyć, a te mieszkania mają okna wychodzące na jeden z najpiękniejszch widoków w Rybniku, bo na Bazylikę. Żaden z nich nie próbował sugerować, że to obraża ich uczucia religijne. Wręcz przeciwnie. Kiedy zapytałem w dniu wyjazdu, jak tam im się podoba, czy już kiełkuje w nich ta ostateczna decyzja, to oboje się uśmiechnęli i Hamidullah odparł z uśmiechem, że gdyby to zależało od niego, to już by chcieli się tu przeprowadzić, ale muszą się spytać swoich dowódców, czyli żon, bo owszem, mężczyzna reprezentuje rodzinę w Islamie i bardzo ceni sobie prywatność rodziny i ją broni, ale w domu rządzi żona i oni decyzję o przyjeździe do Rybnika podjęli dopiero po konsultacji z żonam.
Halal to zasady dotyczące żywności, zachowań i ubioru, które są zgodne z Islamem. Chodzi między innymi o to, że muzułmanie nie jadają wieprzowiny, która jest haram, czyli przeciwieństwem halal.
– Na koniec: jakie są dalsze plany związane z rodzinami?
– To nie może być tylko tak, że odstawiamy im mieszkania pod klucz i mówimy, że mają sobie radzic sami. Mamy świadomość, że ten element materialny jest bardzo istotny. Podkreślam, oni uciekli z Kabulu mając przy sobie tylko to, co mieli ubrane, stracili wszystko – nie mają nic. Mam też świadmość, że nauka języka polskiego jest bardzo ważna i oni już się uczą i wiedzą, że tutaj w Rybniku też na nich czekają kolejne. Mamy też stały kontakt z Bielskiem, bo oni przecierają nam ścieżkę. Rozglądamy się też za firmami, które dadzą pracę panom, a mamy w Rybniku firmy, które mają doświadczenie w zatrudnianiu imigrantów. Chcemy znaleźć pracę, która pozwoli im na w miarę swobodne utrzymanie. Dzięki zaangażowaniu pana Macieja Kopca, dotraliśmy do byłego ambasadora Polski w Kabulu, którego pan Nuqladdin Sharifi był kierowcą. Budujemy przede wszystkim grupę wsparcia, bo najważniejsze jest nastawienie tego najbliższego środowiska. Proboszcz Bazyliki, ksiądz Marek Bernacki, który przyjął mnie niezwykle serdecznie i zaoferował pomoc i obiecał, że zwróci się o pomoc do parafian, by te rodziny tak zwyczajnie, po chrześcijańsku przyjąć. Już kilka osób odpowiedziało na ten apel, więc cały czas budujemy pomoc.
Zbiórkę na rzecz obu rodzin można wesprzeć tutaj: pomagam.pl/rybnikmowidziendobry
Ludzie
Prezydent Rybnika