„Latem nie chciałeś mnie wpuścić, a dziś mnie karmisz”. Co Krzysztof Sałajczyk zobaczył na granicy z Ukrainą?
- Są niestety i ciemne strony tego pięknego przedsięwzięcia, jakim jest solidaryzowanie się z Ukraińcami. Pojawiają się osoby, które chcą wykorzystać cudze nieszczęście. Widziałem tam mnóstwo mężczyzn z Syrii, Afganistanu, Iranu czy Uzbekistanu. Zachowywali się agresywnie, służby miały z nimi kłopoty - relacjonuje strażak OSP i uczestnik akcji pomocowej na pograniczu.
Pan jest znany z angażowania się w różne pomocowe przedsięwzięcia i ma pan doświadczenie w tej działalności. Jak pan ocenia to, co aktualnie dzieje się wokół pomocy Ukrainie?
Wszyscy wiemy jaki dramat przeżywają nasi wschodni sąsiedzi, bardzo się cieszę, iż Polacy tak zaangażowali się w pomoc obywatelom Ukrainy, po raz kolejny widać jak w obliczu takiej tragedii społeczeństwo się jednoczy, by nieść pomoc. Są również ciemne strony całego przedsięwzięcia, jak to zwykle bywa, znajdują się osoby chcące zarobić na czyimś nieszczęściu. Szczególnie narażone są młode kobiety uciekające przed wojną, które trafiają w ręce sutenerów. Na miejscu dowiedziałem się, iż mnóstwo jest takich przypadków.
Dlaczego postanowiliście ruszyć na granicę z pomocą? Jak do tego doszło? Kto się tam udał?
Pojechaliśmy na granicę czterema dostawczymi samochodami zaopatrzonymi w zebrane na miejscu dary dla uchodźców. Była to oddolna inicjatywa zorganizowana przez rybnickie stowarzyszenie AKTYWNI.
Co zastaliście na miejscu - jakie były wasze pierwsze wrażenia?
Generalnie w strefie, w której byłem, wszystko było bardzo dobrze zorganizowane, zapewnione jest schronienie w ogrzewanej hali, które powstało w Galerii Handlowej Hala Kijowska 3 kilometry od przejścia granicznego Korczowa. Autobusy dowoziły ludzi z przejścia granicznego, był punkt rejestracji, gdzie koordynatorzy spisywali dane przyjmowanych osób. W hali było 3 tysiące miejsc leżących, punkt medyczny oraz miejsce, w którym wydawane były ciepłe posiłki oraz napoje. Porządku na hali pilnowali Policjanci oraz żołnierze WOT. Przed wejściem rozstawione były foodtrucki, w których rozdawane były burgery, tosty, różnego rodzaju kanapki oraz ciepłe posiłki. Od wczesnych godzin porannych spod hali ruszały autobusy do różnych miast, słyszałem jedynie komunikaty. Warszawa, Poznań, Katowice, Kraków, Poznań, a nawet Berlin. W drodze powrotnej zabraliśmy uchodźców do Rybnika.
W swoim poście na Facebooku zwraca pan uwagę na nieszczelność polskiej granicy jeśli chodzi o przepuszczanie przez nią osób, które nie są uchodźcami z Ukrainy. Proszę o tym opowiedzieć, co Pan widział?
Chciałbym zaznaczyć, że są to tylko moje prywatne spostrzeżenia, prywatna opinia. Po tym wyjeździe mam bardzo mieszane uczucia, z jednej strony ludzka rozpacz, płacz dzieci, biedni ludzie uciekający przed wojną tracący dorobek całego swojego życia oraz bliskie osoby. Z drugiej, mnóstwo osób, których nigdy nie powinno tam być, młodych mężczyzn obywateli Syrii, Afganistanu, Iranu, czy Uzbekistanu. Zachowujących się arogancko oraz agresywnie, służby na miejscu mają z nimi mnóstwo kłopotów. Sam osobiście byłem świadkiem, jak jeden z nich w powiedział z uśmiechem na ustach oraz satysfakcją w języku angielskim do żołnierza WOT, który wydawał ciepłe posiłki” Latem mnie nie chciałeś wpuścić, a teraz masz obowiązek mnie karmić”. Od razu przypomniało mi się, jak latem okupywana była nasza granica z Białorusią. Dodam, iż w mojej ocenie na miejscu było około 30% uciekających obywateli Ukrainy z dziećmi a 70% innych nacji niekoniecznie uciekających przed wojną na Ukrainie.
Czy sądzi pan, że można temu zaradzić? Jaką miałby pan wskazówkę w tej kwestii?
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak odbywa się przeprawa przez polsko-ukraińską granicę, jakie tam panują zasady oraz jak wyglądają kontrole. Na miejscu od koordynatorów usłyszałem, że mnóstwo ludzi ma podrobione Ukraińskie dokumenty, których w obecnym zamieszaniu systemowemu nie da się zweryfikować. Osoby przyjmujące uchodźców na miejscu nie są od tego, by kogoś weryfikować i sprawdzać.
Czy planuje pan wracać nad granicę? Angażuje się pan jeszcze w jakieś działania pomocowe w ukraińskim temacie na miejscu?
Oczywiście, na miejscu potrzebnych jest mnóstwo rąk do pomocy. Na pewno wybiorę się jeszcze kilka razy gdy będę miał na to odpowiednią ilość czasu. Dzięki temu, że byłem na miejscu, wiem, co jest najbardziej potrzebne. Uruchomiłem swoje kontakty, by jak najszybciej zebrać jak najwięcej potrzebnych rzeczy. Głownie to leki oraz sprzęt medyczny.
Ludzie
Były prezes spółki komunalnej - Unia Racibórz sp. z o.o.
kto to jeszcze wyjął z szafy?