Nie bać się, mówić wolno i używać prostych słów – tłumaczka ukraińskiego radzi jak dogadać się z uchodźcami [WYWIAD]
Z Tatianą Krawczyk, tłumaczką ukraińskiego z Kuźni Raciborskiej, rozmawiamy o tym, jak nawiązywać kontakt z naszymi sąsiadami, kiedy nie znamy ich języka. Pytamy także o to, jak w rudzkiej podstawówce, gdzie jest nauczycielką plastyki, języka angielskiego i polskiego jako obcego odnajdują się uchodźcy, bo pierwsi uczniowie zza wschodniej granicy rozpoczęli już tam naukę. Rozmawia Dawid Machecki.
- Do rudzkiej szkoły, gdzie uczy pani plastyki, języka angielskiego i polskiego jako obcego, dotarli pierwsi Ukraińcy. Jak się tutaj odnajdują?
- Do szkoły w Rudach uczniowie zagraniczni dotarli już jakiś czas temu, np. mamy rodzeństwo z Jemenu (o tej rodzinie pisaliśmy w artykule: Uchodźcy z Jemenu w Rudach odnaleźli swoje miejsce na ziemi - przyp. red.). A pięć lat wcześniej dzieci z Ukrainy, bo ich rodzice postanowili osiedlić się w regionie. Mamy więc doświadczenie pracy z dziećmi zagranicznymi.
Uchodźcy z Ukrainy mają różne problemy, ale tak bywa zawsze. Jedno dziecko od razu wchodzi w grupę rówieśniczą. Niektóre dzieci przeżywają blokadę, strach przed mówieniem, funkcjonowaniem typowo językowym. Inne dzieci są smutne, bo nagle znajdują się w nowym otoczeniu i muszą sobie z tym poradzić. Brakuje im kolegów z Ukrainy, muszą zmienić swoje przyzwyczajenia.
- A jak uczniowie dobierają kolegów i koleżanki z innych krajów. Wydaje mi się, że uczęszczający tutaj są przyzwyczajeni, że na korytarzu, albo w swojej klasie mają kogoś niepochodzącego z Polski.
- Jak najbardziej. Nie jest to wielka nowość dla naszych uczniów. Zyskują nawet na tym, bo spotykają się z innymi kulturami. Dowiadują się, że mieszkańcy innych krajów nie są tak straszni jak ich malują. To takie przełamywanie stereotypów.
- Dzieci z Ukrainy, które rozpoczynają tutaj naukę, trzeba jakoś specjalnie przygotowywać?
- To zależy czy dziecko chce rozmawiać. Ja nie wybiegałabym naprzód. To, czego teraz brakuje w całej Polsce, to pomocy psychologicznej rozmawiającej po ukraińsku lub rosyjsku, bo nawet obecność tłumacza nie jest zalecana – to już osoba trzecia.
- A polskich uczniów? Rozmawiacie w szkole o tym, co dzieje się u naszych sąsiadów?
- Tak. Dzieci pytają nas, co się dzieje, w jaki sposób to odbieramy. Moim zdaniem ukrywanie tego nie zrobi nic dobrego. A jeżeli pojawia się nowa twarz w klasie, to mówimy o tym dzieciom. Nasi uczniowie przyjaźnie są nastawieni na inne kultury.
- A jak wygląda nauczanie uchodźców z Ukrainy?
- To novum, reagujemy na bieżąco, ale jak docelowo będzie to wyglądało, to nie wiemy. Potrzebne są rozwiązania na szczeblu ministerialnym. Moim zdaniem ta edukacja musi wyglądać inaczej, nie można oczekiwać od tych uczniów, że perfekcyjnie zaczną funkcjonować np. na lekcjach chemii, matematyki czy fizyki. Jakiś czas minie, zanim ten uczeń się przyzwyczai do nowego języka. Jeśli chodzi o uczniów z innych krajów, którzy wcześniej rozpoczęli naukę w naszej szkole, to funkcjonują tak jak pozostałe dzieci i młodzież.
- Angażuje się pani społecznie w rybnicką 28. Dzielnicę – organizację wspierającą uchodźców z Ukrainy, ale nie tylko, bo działacie już od kilku lat, pomagając też obywatelom innych krajów. Proszę opowiedzieć o swoim zaangażowaniu.
- Angażuje się w tę organizację jako tłumacz. W moim przypadku mowa więc o wsparciu językowym, ale 28. Dzielnica gromadzi wielu specjalistów pomagających m.in. uchodźcom. Otrzymują tam ogromną pomoc odnalezienia się w nowym środowisku – np. jak nadać numer PESEL, albo jak uzyskać świadczenia socjalne.
Czytaj także: