Ostatnia stacja: granica. Chałupki pomagają uchodźcom z Ukrainy
- Co tu się dzieje? - pytam przyjeżdżając po południu na dworzec w Chałupkach. - Panie teraz to nic, ale dwie godziny temu to mieliśmy pełne ręce roboty - słyszę odpowiedź. Wtedy na stacji miały postój pociągi z Terespola do Budapesztu i z Przemyśla do Pragi. Są takie opóźnienia, że składy przyjeżdżają prawie równocześnie. "Jeśli pan chce zobaczyć, to za godzinę leci pociąg na Austrię i kolejny na Pragę". Zostaję.
W tym czasie podjeżdża bus, z budynku przy stacji zaadaptowanym na magazyn wychodzą wolontariusze, głównie panie, i zaczynają wyciągać przywiezione towary. Robię zdjęcia, ale szybko chowam aparat, wskakuję na pakę i wydaję zgrzewki wody - praca nabiera tempa. W kilka minut samochód jest rozładowany. Idziemy do pomieszczenia trochę się ogrzać. Od razu dostaję gorącą herbatę i... kawałek tortu.
Od pociągu do pociągu
Panie opowiadają, że wypracowały system: są dyżury w oparciu o rozkład jazdy pociągów. Najwięcej ludzi jedzie tymi ze wschodu: z Przemyśla i Terespola. Kierunek to Praga, Budapeszt, Wiedeń. Wielu wysiada po drodze w Krakowie i Katowicach, stąd robią się nawet kilkudziesięciominutowe opóźnienia. Pociąg staje tu dosłownie na chwilę. W tym czasie wolontariusze rozdają przygotowane paczki z kanapkami podróżnym - głównie kobietom i dzieciom. Ci nie chcą brać, bo myślą że trzeba za nie płacić. Rozdający nauczyli się po ukraińsku: bezkoshtovno lub po prostu gratis.
Akcja w minutę
Zdarzają się tacy, co chcą wysiadać w Chałupkach, choć ich cel to inne miasta europejskie. Na szczęście na peronie jest zawsze ktoś, kto potrafi porozumieć się po ukraińsku. Ja trafiam na dwie panie, które zostały przyjęte do tutejszej rodziny, od tygodnia mieszkają w Chałupkach i pomagają na stacji. Cała akcja trwa minutę-dwie. Jak długo to wszystko jeszcze potrwa? Tego nie wie nikt. Gwizdek - odjazd. W oknach odjeżdżającego pociągu widać machające dzieci, macham przez łzy i ja, bo mam nadzieję, że jadą do lepszego świata.
Paweł Okulowski
Jak to się zaczęło
Inicjatorką akcji pomocowej była Iwona Bednarz, której mąż Andrzej spotkał na chałupeckiej stacji kolejowej grupę Ukraińców, w tym babcię z 1,5-rocznym wnuczkiem. Dziecko spało na ławce owinięte w kurtkę. Zainteresowała sprawą otoczenie i tak udało się zorganizować pomoc. - Zaangażowało się mnóstwo osób, to cieszy - podkreśla.
Początkowo uchodźcy z ogarniętego wojną kraju tłumnie wysiadali na przygranicznej stacji, bo na biletach mieli i nadal mają napisane Przemyśl-Chałupki. Ich celem jednak był i nadal jest czeski Bohumin, skąd podróżują dalej w głąb Czech, albo jeszcze dalej.
Społecznicy sprawą zainteresowali przewoźnika, aby konduktorzy informowali Ukraińców, że ich cel podróży nie dobiegł jeszcze końca. Ci, którzy jednak wysiadają w Chałupkach, mają zagwarantowaną pomoc. Mieszkańcy pełnią tam w udostępnionym przez miejscowy urząd namiocie całodobowe dyżury, gdzie uchodźcy mogą przebywać, ile chcą. Tam czeka też na nich poczęstunek. Wolontariusze decydują się nawet na odwożenie przybywających zza wschodniej granicy do Bohumina, aby stamtąd mogli kontynuować swą podróż.
Część Ukraińców wysiada w Chałupkach, bo tam przybywają po nich najbliżsi. Są nawet uchodźcy, którzy szukają mieszkania do wynajęcia.
Iwona Bednarz relacjonuje, że oprócz opieki na stacji kolejowej, społecznicy przygotowują dla uchodźców paczki, które przekazują do pociągów. Umieszczają w nich jedzenie i picie, tak, aby Ukraińcy mogli posilić się w trakcie wielogodzinnej podróży. Część rzeczy, która trafia na chałupecką stację od darczyńców - bo każdy może dostarczyć tam dary - rozdawana jest też uchodźcom rozlokowanym w gminie Krzyżanowice. - Żadna pomoc się nie zmarnuje. Wszystko, co otrzymujemy, przekazujemy potrzebującym - podkreśla mieszkanka Chałupek.
Dawid Machecki