Rafał Brzoska chciał być biologiem, ale został miliarderem. A zaczęło się od... porażki na giełdzie [WYWIAD]
O porażkach i sukcesach, latach nauki w I LO w Raciborzu oraz marzeniach, których jeszcze nie udało się spełnić rozmawiamy z Rafałem Brzoską - jednym z najbogatszych Polaków, który pochodzi z Zawady Książęcej w gminie Nędza.
- Kim chciał zostać Rafał Brzoska, kiedy uczył się w liceum?
- W momencie, w którym udawałem się do liceum i uczęszczałem na profil biologiczno-chemiczny chciałem zostać biologiem. Fascynowało mnie to. Później ta myśl ewoluowała. Po pierwszym roku nauki zacząłem myśleć o medycynie. Natomiast już w trzeciej klasie liceum wiedziałem, że to nie będzie ani biologia, ani medycyna, tylko że pójdę na ekonomię. To było duże wyzwanie, bo z matematyką nie byłem za pan brat, a musiałem zdawać ją na maturze. Były korepetycje, był stres, ale maturę udało się napisać na piątkę. Całkiem nieźle. Dostałem się na Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie.
- Czy miał pan wtedy choć cień podejrzenia, że odniesie taki sukces w biznesie?
- Powiedzmy sobie szczerze: wyobrażenie, że można planować z takim wyprzedzeniem i osiągać te cele rzeczywiście, niewiele ma wspólnego z realizmem. Ja dostając się na studia ekonomiczne myślałem, że wrócę później do Raciborza i będę pracował w fabryce Rafako, gdzie moi rodzice również pracowali. Nawet nie myślałem o własnym biznesie, który założyłem rok później, na drugim roku studiów. Nie myślałem o osiągnięciu takiego czy innego sukcesu. Tego się nie da zaplanować. Myślę, że każdy, prędzej czy później zdaje sobie z tego sprawę. W tym trzeba mieć bardzo dużo szczęścia. Uważam, że szczęście było dużym kontrybutorem do mojego sukcesu.
- W jakim stopniu nauka w liceum ukształtowała Rafała Brzoskę - miliardera?
- Myślę, że szkoła podstawowa i szkoła średnia mają ogromny wpływ na to jak kształtuje się osobowość. Czy kultura pracy, pracowitości, uczciwości jest rozwijana czy zabijana? Czy jest światopoglądowa otwartość i tolerancja, czy się na świat zamykamy? Ja miałem to szczęście, że zarówno szkoła podstawowa jak i liceum, do którego uczęszczałem, były całkiem niezłym przedsionkiem do dorosłego życia. Wykuł się tam nie tylko mój charakter. Bardzo wiele innych osób, które znam, skorzystało z tej szansy. Ale to nigdy nie dzieje się automatycznie. Szkoła może tworzyć najlepsze podstawy, ale jeśli uczeń nie będzie chciał z nich korzystać, nie będzie otwarty na słuchanie, może skończyć jak ostatni przestępca czy nieudacznik. To jest zawsze działanie w dwie strony. Szkoła i nauczyciele tworzą podstawy, a uczeń chce z nich korzystać i przekuwać je w dorosłym życiu na konkretne działanie lub tego nie chce.
- Jak wspomina pan lata nauki w liceum? Nauka czego przychodziła panu łatwo, a co sprawiało trudności? Wspominał pan już, że z matematyką trzeba było się przeprosić i zapoznać bliżej...
- Bardzo łatwo to sobie przypomnieć. Lekcje albo wiązały się z traumą, albo wiązały się z uśmiechem na ustach. Muszę przyznać, że grono szanownych profesorów, którzy odcisnęli piętno w mojej pamięci, to zarówno moja ulubiona pani profesor - pani Paduch, ale również pani profesor Majewska z geografii. Ciężko było z profesorem Mercikiem na fizyce. Polski wspominam bardzo pozytywnie. Matematyka z panią profesor Gorzołką też była trudnym przeżyciem dla wszystkich chłopaków w naszej 35-osobowej grupie, a było nas tylko pięciu. Były lekcje, na które wchodziłem na pełnym luzie i były lekcje, na które wchodziłem z gigantycznym stresem, ale generalnie bardzo pozytywnie wspominam tamte lata i wszystkich nauczycieli, których serdecznie pozdrawiam.
- Jaką radę ma pan dla ósmoklasistów, którzy wkrótce będą wybierać szkołę ponadpodstawową i kierunek kształcenia?
- Podstawowa rada jest taka: nie należy zamykać się na jeden kierunek czy ścieżkę życiową jeśli chodzi o karierę zawodową. Mój przykład pokazuje, jak bardzo to ewoluuje. Nawet jeśli na początku coś nam się nie uda lub coś nam się nie podoba, to nie ma się co przejmować. Można zmienić kierunek, można zmienić też studia. Ważne, żebyśmy słuchali własnego rozumu. Nie ma nic gorszego niż wykonywać jakiekolwiek działanie w życiu wbrew temu, co się chce robić. To zawsze zabija inicjatywę, zabija energię, zabija ambicję i nie daje satysfakcji. Trzeba słuchać siebie i swoich potrzeb. Podejmować mądre decyzje. A już na pewno nie słuchać tego co mówią rodzice. Nie dlatego, że rodzice się mylą, tylko dlatego, że rodzice nie przeżyją za nas naszego życia i przy podejmowaniu tych decyzji trzeba brać to pod uwagę.
- Czy to prawda, że gdy chodził pan do szkoły, rodzice powierzyli panu swoje akcje Rafako? Później wartość tych akcji miała znacząco spaść... Jak wpłynęła na pana ta porażka?
- To jest prawdziwa historia i to jest ta historia, która spowodowała, że jako uczeń z klasy biologiczno-chemicznej z ambicjami by pójść na studia medyczne, stwierdziłem, że ekonomia, giełda, akcje, czyli ten nowy świat, które boleśnie doświadczył mnie, a pośrednio również moich rodziców, to jest to, co chciałbym robić. Dlaczego? Ano dlatego, że postawiłem sobie za cel, że odpracuję pieniądze, które rodzice stracili powierzając mi swoje akcje w zarządzanie. I że się po prostu odegram - na tej samej giełdzie. Zajęło mi to siedem lat, ale po siedmiu latach zwróciłem rodzicom kwotę, którą straciłem, z nadwyżką. To nie wydarzyłoby się, gdybym nie zmienił całej mojej ścieżki edukacyjnej. To było bardzo ważne doświadczenie, ale nie jedyne. Myślę, że każdy wchodząc w dorosłe życie, bo licealne życie jest już prawie dorosłe, musi odnieść niejedną porażkę. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Często mówi się o moim sukcesie, jednak ja uważam, że tych porażek było więcej niż sukcesów. Tyle że ciężar gatunkowy tych pozytywnych momentów był większy niż negatywnych. To pcha mnie do przodu, daje motywację do działania.
- Słyszałem, że interesuje się pan również lotnictwem. Podobno marzył pan kiedyś o lataniu myśliwcem F-16. Czy pieniądze, których się pan dorobił, pozwoliły spełnić to lotnicze marzenie?
- Nauka pilotażu odrzutowcem jeszcze na mnie czeka i mam nadzieję, że kiedyś to marzenie zrealizuję. Typowo rekreacyjnie, nie profesjonalnie. Natomiast faktycznie był taki moment, w którym myślałem, aby zostać pilotem. Latanie mnie fascynuje. Dużo latam, niestety przede wszystkim zawodowo. Jednak samo latanie, historia awiacji, również wojskowej to jedno z moich zainteresowań. Rozpoznaję właściwie każdy samolot, czy to na lotnisku czy w powietrzu. To jest jedno z tych marzeń, które jeszcze przede mną ze względu na brak czasu. Nauka latania to nie jest coś, co można zrobić jak kurs prawa jazdy. Mam nadzieję, że uda mi się to marzenie zrealizować, również na maszynach bojowych, bo tego typu loty są możliwe, ale to daleka przyszłość
Wywiad przeprowadził Wojciech Żołneczko w ramach dnia otwartego w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Raciborzu
Rafał Piotr Brzoska (ur. w 1977 r. w Raciborzu) jest polskim przedsiębiorcą, inwestorem (także mecenasem start-upów), założycielem, współwłaścicielem i prezesem międzynarodowej Grupy Kapitałowej Integer.pl. Polakom najbardziej znany jest ze stworzenia sieci samoobsługowych paczkomatów działających pod marką InPost, którą rozwija od 2006 roku. Miesięcznik biznesowy „Forbes” w 2021 roku umieścił go na 7. miejscu listy najbogatszych Polaków, z majątkiem szacowanym na 5,7 mld zł.
Straciłem szacunek dla tego miliardera kiedy w środku lata zobaczyłem samochód dostawczy inpostu przed paczkomatem, który miał na przedniej osi łyse zimowe opony
Mam pytanie czy rodzice Rafała studiowali w Szczecinie na Politechnice? Ktoś wie?
Brzoska lubi brylować w mediach i koniecznie chce być pro kliencki oraz tworzyć wzorce w branży (m.in. płacenie podatków w kraju) - zapomina jednak o tym, by uczciwie przewoźnikom i kurierom. malejące stawki w zależności od ilości odebranych paczek to patologia w branży.
Dodatkowo zaangażowany w akcje charytatywne i pomocowe. Są tacy z naszego regionu co pamiętają tę otrzymaną pomoc. Powodzenia.
Z Zawady Książęcej
dalej nie wiem kim on jest
A teraz przeczytaj sobie to jeszcze raz i popraw błędy.
A ma ten miliarder na chleb ?