Stary herb odkryty pod nowym w Pałacu Dietrichsteinów
Wraz z pracami remontowymi w Pałacu Dietrichsteinów, wewnątrz trwało restaurowanie miejskiego herbu, tuż nad wejściem. Okazało się, że pod nowszą warstwą z 1941 roku skrywa on wcześniejsze malowidło. Z konserwatorką Natalią Glassmann z Pracowni Artystycznej Artmann, która odkryła stary herb oraz przywróciła mu świetność, rozmawiamy o jej pracy.
Szymon Kamczyk. Słyszałem, że prace miały trwać tydzień, może dwa. A trwały zdaje się miesiąc…
Natalia Glassmann. Tak, bo w trakcie prac wychodziły oczywiście niespodzianki. Ale ta najważniejsza była pozytywna, bo w wyniku odkrycia starszego herbu, wróciliśmy to tego pierwotnego wyglądu. Miałam pewne podejrzenia, że coś nie gra w tym herbie z 1941 roku. Ornamenty były dość topornie namalowane, grubymi pociągnięciami. Powierzchnia tła dość luźno odspajała się od powierzchni przy ściąganiu i myciu, po czym okazało się, że są tam ornamenty roślinne oraz iluzoryczna ramka, mająca imitować wypukłości.
Zapewne dyrektor Kulpa po tym odkryciu nie miał wątpliwości, który herb ostatecznie będzie widoczny.
Oczywiście, tutaj nie było wątpliwości, bo starszy herb miał znacznie lepsze walory artystyczne. Zmieniła się też kolorystyka. Pierwotnie była bardziej jaskrawa i wyrazista, a powtórna (mimo, że dobrze namalowana), miała kolory stłumione. Teraz złoto znów stało się złote.
Ostatecznie faktycznie prace zajęły miesiąc?
Cztery tygodnie.
Jak ocenia pani pracę w tych starych, ale odnawianych wnętrzach?
Dla mnie też była to ciekawostka, bo pochodzę z Wodzisławia i mogłam teraz w tak symbolicznym miejscu, jakim jest pałac, odkrywać przeszłość. Nie ma co ukrywać, że było to wielki plac budowy, ale te mury mają swój klimat. Sama praca nie odbiegała od tego, co robię na co dzień.
A czym się pani zajmuje?
Głównie odnawiam wnętrza kościołów, ołtarze lub malowidła ścienne. Dotąd moim najpoważniejszym projektem, który trwał trzy lata, był remont kościoła w Oleśnie. Tam przy samym malowaniu kościoła byłam podwykonawcą, a później jako główny wykonawca zajmowałam się odnawianiem dwóch ołtarzy bocznych. Na jeden poświęciłam rok czasu. Na początku miało być parę miesięcy, a później przedłużyło się do trzech lat.
Czyli widać tu pewną prawidłowość, że praca przy odnawianiu zabytkowych wnętrz zawsze rodzi niespodzianki i nie trwa tyle ile by się zakładało?
Często stan zachowania nie jest taki, jak byśmy chcieli i jak się przypuszcza. Z tego to wynika.
Jaką techniką jest namalowany wodzisławski herb?
To malowidło ścienne, gdzie popełniono błąd w sztuce, bo użyto farb olejnych. Spotkałam się z tym nie pierwszy raz. W dawnych latach przykładano do tego mniejszą wagę, bo ściana nie jest dobrym podłożem do tego typu farby. Przy konserwacji w pierwszej kolejności musiałam je zabezpieczyć i podkleić, aby wszystko nie spadło nam na głowę. Potrzebne były iniekcje – zastrzyki z kleju do ściany, a warstwę malarską trzeba było docisnąć, żeby trzymała się na górze.
Farbą olejną malowana była warstwa wierzchnia, czy ta odkryta pod spodem?
Ta oryginalna, odkryta. Późniejsze zmiany były robione różnymi emaliami. Trzeba tu dodać, że pałac był zalany, a woda migruje, także w murach i musi znaleźć sobie ujście. Stąd wszystkie odspojenia i ubytki podłoża. Oczywiście nie możemy być pewni, czy te warstwy w przyszłości nadal nie będą pracować i być może odpadać. To jest podobnie, jak w klasztorze przy bazylice Santa Maria delle Grazie w Mediolanie, gdzie Leonardo da Vinci namalował swoją „Ostatnią Wieczerzę”. Też użył farb olejnych i dzisiaj konserwatorzy zachodzą w głowę, jak to zachować.
Pochodzi pani z Wodzisławia, ale pracownią są dla Pani dane obiekty?
Tak, firmę też zarejestrowałam w Wodzisławiu Śląskim, natomiast jeśli jest taka możliwość, mniejsze obiekty do konserwacji przewożę do swojej pracowni.
Szykują się jeszcze jakieś prace konserwatorskie w naszej okolicy?
Na pewno w najbliższym czasie będę jeszcze restaurować dwa herby na zewnątrz Pałacu Dietrichsteinów – tuż nad wejściem i wyżej. Obecnie pracuję także nad konserwacją krzyża na cmentarzu w Połomi.