Podpłomyk z miodem smakował jak w średniowieczu. Pierwszy Festiwal Muzealny na placu Ofki
Mincerz, płatnerz i garncarka - ich można było spotkać w sobotni popołudnie 11 czerwca na stoiskach festiwalowych przygotowanych przez Muzeum w Raciborzu. W ofercie znalazł się też „kościotrupek”, którym bawili się najmłodsi, a dojrzalsza publika mogła poczuć się jak królewskim Wawelu słuchając zespołu muzyki dawnej Floripari.
Materiał wideo:
Przygotowaliśmy pokaz rzemiosł dawnych, gdzie na początek można poczęstować się wyrobami z kuchni Drengów - mówił nam dyrektor Muzeum Romuald Turakiewicz. Obok Drenów stał namiot płatnerza Roberta Stefanowskiego, znanego w całej Polsce, dalej odbywało się wykonywanie naczyń na kole i ich zdobienie. Wikliniarstwa uczono chętnych pod kolejnym zadaszeniem. - Na zapleczu muzealnym przygotowaliśmy wykopaliska - w piasku umieściliśmy szkielet człowieka. Zaprosiliśmy też na makijaż egipski - opowiadał o ofercie festiwalowej dyrektor Turakiewicz.
Zwieńczeniem wieczoru był koncert zespołu muzyki dawnej Floripari pmczłącony z pokazem zabytkowej mody.
- Serwujemy wczesnośredniowieczny chleb, pieczony na blaszce. Kiedyś tak właśnie powstawał, ale przy rozpalanym ognisku, wybierano płaski kamień, rozgrzewano go i tak pieczono podpłomyki. My dzisiaj podajemy je z miodem, twarożkiem i marmoladą - mówiła nam Halla. Choć na co dzień nie jadą podpłomyków, to „za dzieciaka”, u babci w górach, zajadała się nimi, jak powstawały na starej, kamiennej kuchni.
Halli towarzyszyły mincerz Hallbior, wybijając pamiątkowe wybija monety z wizerunkiem baszty i herbem Raciborza.
- Dzieje się dużo, w Dni Raciborza zaangażowane są wszystkie jednostki, wiele stowarzyszeń. Nie są to masowe wydarzenia, ale widzimy, że raciborzanie wracają na nasze imprezy. Chcemy żeby Dni Raciborza wyróżniały się na tle innych projektów, które się odbywają, bo wkrótce mamy festiwal Drengów i Festiwal Górnej Odry - powiedziała nam szefowa wydziału promocji Karolina Kunicka.
Za rewelacyjny uznał sposób organizacji Dni Raciborza Ireneusz Jaśkowski raciborski przedsiębiorca i samorządowiec z Rudnika. - Podoba mi się ten kalejdoskop wydarzeń, bo każdy znajdzie wnim coś dla siebie. W piątek na placu Ofki był swing, a na Zamkowej breakdance. Rozstrzał między gatunkami ogromny - zauważył I. Jaśkowski.
Czesława Kordyaczny szefowa ŚUTW w Raciborzu powiedziała nam, że odnajduje się na święcie miejskim rewelacyjnie. - W piątek byłam w parku na Nocy Świętojańskiej, a tutaj na potańcówce też było super. Podoba mi się, znajomym również. Dzieje się dużo i ciekawie - podkreśliła.
Na festiwalu spotkaliśmy dr Marcina Barona z firmy InnoCo (współpracował z Miastem przy tworzeniu nowej strategii rozwoju i rewitalizacji)
- Ta formuła wielu wydarzeń pozwala zachęcić mieszkańców, aby wyszli do miasta i widać, ludzie pojawiają się w różnych miejscach ożywionych przez Dni Raciborza. Można dobrze się bawić, spotkać i to niekoniecznie przy dużych wydatkach ze strony samorządu. To dowodzi, że miasto żyje, jeśli się do tego wszyscy przyłożymy jako mieszkańcy - podsumował M. Baron.
Wsród raciborzan, którzy odwiedzili festiwal spotkaliśmy słynnego reportażystę i pasjonata dziejów miasta - Adriana Szczypińskiego. Powiedział nam jak poczuł się niczym Indiana Jones udając się na zaplecze Muzeum.
Z festiwalu prowadziliśmy transmisję na żywo. W niej m.in. odwiedziny na stanowisku garncarskim i rozmowa z garncarką.
Fity i Kuliga z Klumą i tak coś skrytykują. Baszta krzywa, muzycy bez certyfikatu, marmolada z niemieckich a nie polskich wiśni… coś wymyślą!