Poznajcie ich. Ukraińcy na Śląsku. Larisa, Jarosław, Timur
Jestem Tatiana. Tworzę dla Was cykl krótkich reportaży. To historie moich rodaków, którzy tak jak ja, uciekając przed wojną, znaleźli schronienie w Polsce. Osobiste opowieści, w których dzielimy się tym kim jesteśmy, gdzie teraz mieszkamy, jak przeżywamy rozłąkę z naszym domem. Każdy ma swoją unikalną historię do opowiedzenia, ale wszyscy dzielimy wspólny los uchodźców wojennych.
Larisa, Jarosław, Timur
Oto Larissa z Aleksandrii ze swoimi wnukami - Jarosławem i Timurem. Chłopcy wraz z matką mieszkali w Kijowie niedaleko lotniska Żulany. Po wybuchu wojny nie mieli jak wyjechać. Ojciec chłopców, funkcjonariusz straży granicznej, był wtedy na służbie. Pomógł im młody chłopak, wolontariusz, który pracował jako kierowca ciężarówki. Wywiózł chłopców i ich matkę z Kijowa.
- Najpierw przyjechaliśmy do mojej babci w Aleksandrii, a stamtąd pojechaliśmy do Polski. Jechaliśmy przez dwa dni. Było dużo ludzi i całą drogę musiałam siedzieć na torbach. Podczas podróży jedno z wnuków zasnęło i upadło, doznając wstrząsu mózgu - opowiada. Gdy pozostali pasażerowie biegali do wolontariuszy po jedzenie podczas postojów, Larisa pomagała wnukowi walczyć z wymiotami. - Przez wiele godzin nie spałam, nie jadłam ani nie chodziłam do toalety. Byłam strasznie zestresowana - relacjonuje. Kiedy rodzina w końcu dotarła do Polski i zamieszkała w szkole, kobieta mogła... zasnąć.
Trudy podróży sprawiły, że Larisie pogorszył się wzrok. Musiała iść do okulisty. Przepisał jej okulary.
Teraz rodzina żyje w pokoju i komforcie. Tutaj wnuki chodzą do szkoły, nawiązują znajomości, ale na pytanie, czy chcą zostać czy wracać, odpowiadają chórem: Chcemy wracać do domu. Tego też chce Larisa, która zostawiła na Ukrainie męża, zięcia i matkę.
Лариса, Ярослав, Тимур
А ось Лариса з Олександрії та два її онука, Ярослав і Тимур. Хлопці разом зі своєю мамою жили в Києві поблизу аеропорту «Жуляни». Після початку війни опинилися заблокованими і не мали, як виїхати. Батько хлопців, прикордонник-льотчик, був тоді на службі. Допоміг родині молодий хлопець-волонтер, який працював водієм вантажівки. Він і вивіз хлопців та їхню маму з Києва. Спочатку приїхали до бабусі в Олександрію, а вже звідти поїхали до Польші. Добиралися потягом два дні. Людей було дуже багато і всю дорогу довелося сидіти на сумках. Під час дороги один з онуків заснув і впав додолу, отримавши струс мозку.
Тож, поки всі інші пасажири під час зупинок бігали по їжу до волонтерів, Лариса допомагала онуку боротися з приступами блювоти. «Я багато годин не спала, не їла і не ходила в туалет. В мене був жахливий стрес». Коли сім‘я, нарешті, дібралася до Польші і їх поселили в школі, жінка змогла виспатися. Але через все те, що довелося пережити, в Лариси сильно впав зір. Довелося йти до лікаря і виписувати окуляри. Зараз вже родина живе в спокої та в зручних умовах. Але дуже сподівається швидше повернутися до рідної домівки. Там лишилися чоловік, зять і старенька матір, яка тільки-но пережила інсульт.
Онуки ходять тут до школи і навіть знайшли нових друзів, але на запитання, чи не хочуть тут залишитися, хором відповідають: «Хочемо додому».
Tetiana Sytnychenko urzekła nas swoim fotograficznym spojrzeniem, skromnością i pracowitością. Nie chce jałmużny, chce pracować. Może wykonać dla Was piękne sesje zdjęciowe. Zachęcamy do kontaktu: https://www.instagram.com/boudoir__photographer