Poznajcie ich. Ukraińcy na Śląsku. Halina i Dmitrik
Jestem Tatiana. Tworzę dla Was cykl krótkich reportaży. To historie moich rodaków, którzy tak jak ja, uciekając przed wojną, znaleźli schronienie w Polsce. Osobiste opowieści, w których dzielimy się tym kim jesteśmy, gdzie teraz mieszkamy, jak przeżywamy rozłąkę z naszym domem. Każdy ma swoją unikalną historię do opowiedzenia, ale wszyscy dzielimy wspólny los uchodźców wojennych.
Witajcie, dziś opowiem Wam o Halinie i Dmitriku z miasta Chmielnicki. Wyjechali do Polski w nocy 24 lutego, gdy tylko dowiedzieli się o wybuchu wojny. "Nie słyszeliśmy nawet żadnej eksplozji czy wystrzałów, ale poczuliśmy strach, który nie pozwolił nam zostać" - mówi Halina. Kobieta zabrała swojego 9-letniego syna i pojechała w stronę granicy. "Mam też córkę, Sofię, ma 20 lat, ale została z babcią w domu. Dorastała w nim i nie mogła odejść" - tłumaczy moja rozmówczyni. Babcia spędzała dużo czasu wychowując wnuczkę, była dla Sofii jak druga matka.
Droga Haliny i jej syna do Polski była długa i trudna. Pojechali do małej wioski na zachodzie kraju, na miejsce przybyli o czwartej rano. Kolejka samochodów była bardzo długa i nie można było przejechać. Kobieta zostawiła samochód znajomemu, który później odwiózł go do jej rodzinnego domu. Zabrała syna, walizki i ruszyła dalej pieszo. Do przejścia zostało im 25 kilometrów. W dodatku chłopiec dzień wcześniej przeszedł zabieg usunięcia wrastającego paznokcia. Wciąż miał na nodze opatrunek i nie czuł się komfortowo. Po drodze spotkali wolontariuszy, którzy zapewnili im przestrzeń, gdzie mogli się rozgrzać, nakarmili ich i wskazali, jak mogą dotrzeć do Polski. Kolejnego dnia rano, autobusem dotarli do granicy. "Na miejscu zobaczyliśmy tysiące kobiet i dzieci, które czekały w kolejce, by przekroczyć granicę" - wspomina Halina. "Podsadziłam Dmitrija, który wspiął się przez płot, pomógł mu jeden ze strażników granicznych". Nieco później Halinie również udało się przejść. Najpierw autobusem pojechali do Katowic, skąd dotarli do Rybnika.
Jedna z tutejszych rodzin udostępniła mieszkanie Halinie i jej synowi. "Jesteśmy im bardzo wdzięczni za pomoc i wszystkim Polakom, którzy wykonują ogromną pracę w wolontariacie na rzecz Ukraińców" - mówi kobieta. Czeka na moment, kiedy będzie mogła wrócić do domu. "Ciągle się pakuję i chcę wracać" - wzdycha. Ale córka odradza jej powrót, jest na miejscu i widzi co się dzieje. Jako naoczny świadek wydarzeń uważa, że jest zdecydowanie za wcześnie na powrót, zagrożenie życia nadal jest na bardzo wysokim poziomie.
Привiтик.
Розкажу сьогодні про Галину і Дмитрика з міста Хмельницький. Виїхали до Польші вночі 24-го лютого, як тільки дізналися, що почалася війна. «Ми навіть не чули вибухів і пострілів, але ж у страху очі великі», - каже Галина. Тож, жінка забрала дев‘ятирічного сина і поїхала до кордону. «В мене ще є донька Софія, їй 20 років, але вона лишилася вдома разом з бабусею. Вона в неї виросла і не могла покинути», - зауважила жінка. Бабуся приділяла багато часу вихованню онучки, тож була для неї, як друга матір.
Далі Галину з Дмитриком чекала довга і складна дорога до Польші. На машині доїхали до якогось невеличкого селища на Заході країни, на дворі було чотири ранку. Там стояла велика черга з авто і проїхати було неможливо. Жінка лишила свою машину знайомому, який потім пригнав її до подвір‘я, взяла сина, валізи і вони пішли пішки наобоум. Йти довелося 25 кілометрів. Зазначу, що напередодні хлопчику зробили невелику операцію на пальчику ноги, видаляли ніготь, який вріс. Пов‘язку на момент «подорожі» ще не зняли. «Нам допомогли добрі люди-волонтери. які зустрілись в дорозі. Обігріли-нагодували і порадили автобус, на якому вже вранці ми, нарешті, дісталися до кордону з Польшею», - розказує жінка. «Коли ми туди потрапили, там теж побачили тисячі жінок і дітей, які намагались перетнути кордон», - пригадує Галина. «Я підсадила Дмитрика і він переліз через паркан, один з прикордонників допоміг йому». Трохи згодом вдалося пройти й самій Галині. Автобусом доїхали до Катовіц, а звідти приїхали до Рибника.
Зараз живуть на квартирі, яку люб‘язно їм надали місцеві поляки. «Ми дуже вдячні цим людям за допомогу і всім полякам, які роблять колосальну волонтерську роботу з допомоги українцям!», - говорить жінка. Але додому, все-одно, хочеться. «Я постійно збираю валізу і хочу повернутися», - каже жінка. Але донька постійно відмовляє і як безпосередній очевидець, зауважує, що повертатися ще надто рано і небезпека для життя ще на дуже великому рівні((.