Pomimo wielu wad jest tu przyszłość – mówi o szpitalu w Rybniku jego nowy dyrektor [WYWIAD]
O remoncie porodówki, przywróceniu działalności interny oraz prawdziwych przyczynach problemów finansowych szpitali rozmawiamy z dr Jarosławem Madowiczem, dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku.
- Dużo rozmawiamy o lekarzach, bo ostatnio problem ich braku dominuje w dyskusji na temat kondycji służby zdrowia. Wcześniej był problem z inną ważną grupą zawodową - z pielęgniarkami. Ich obciążenie pracą jest znaczne, do tego jest to grupa zawodowa, która po prostu się starzeje. W jakim stopniu dotyczy to szpitala w Rybniku?
- Dzisiaj ten problem nie dotyka nas bezpośrednio, bo zawieszając oddziały jednocześnie nie zwolniliśmy pielęgniarek. Pielęgniarki przeszły na inne oddziały i wsparły swoje koleżanki. Zobaczymy, jak sytuacja będzie wyglądała, gdy wszystkie oddziały wrócą do funkcjonowania w pełnym zakresie, bo personelu w tej grupie zawodowej faktycznie brakuje.
- Trudno mówić o pozytywach, gdy zawieszone są oddziały, ale wychodzi na to, że zawieszenie oddziałów trochę ratuje sytuację, jeśli chodzi o tę grupę zawodową.
- Tak, ale to jest stan na ten moment. Gdy będziemy rozmawiać za trzy miesiące, może być zupełnie inaczej. Chirurgia już teraz wróciła, pozostaje jeszcze interna. Jeśli chodzi o neonatologię, to tam są położne, więc to jest troszkę inna sytuacja.
- Pielęgniarka z innego oddziału nie może przyjść na neonatologię?
- Pielęgniarka może przyjść na miejsce położnej na oddział neonatologii, ale położna nie może przyjść na miejsce pielęgniarki. Same położne ograniczyły sobie w ten sposób swoje kompetencje. Mogą działać tylko w obszarze, w którym się specjalizują. Natomiast pielęgniarki mogą pracować na wszystkich oddziałach, oczywiście z wyjątkiem sali porodowej.
- To co się dzieje teraz z położnymi, skoro przyjęcia do porodów są wstrzymane?
- Jest okres wakacyjny, panie korzystają z urlopów, również zaległych. Proszę wziąć też pod uwagę, że te oddziały nie zostały wyłączone całkowicie. Ginekologia funkcjonuje, patologia ciąży również, choć w mniejszym zakresie. Mamy też dyżur neonatologiczno-położniczy na porodówce. Gdyby się zdarzyło, że kobieta w ciąży przechodzi koło szpitala i musi urodzić, to takie zabezpieczenie istnieje. Oczywiście to dziecko później trafi do innego szpitala, bo z powodu braku neonatologa nie możemy pełnić tej opieki (mamy pediatrę, który zabezpiecza tylko newralgiczny moment narodzin dziecka).
- To jak jest z tym wstrzymaniem przyjęć do porodów? W ekstremalnych przypadkach pacjentka może tu trafić?
- Tak, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach.
- Proszę o przykłady.
- Doszło do wypadku drogowego, poszkodowana kobieta w ciąży przyjeżdża do nas. Okazuje się, że dzieje się coś pod kątem położniczym - zabezpieczymy to. Jeśli kobieta z zewnątrz przyjeżdża z trwającą akcją porodową - nie jest mieszkanką Rybnika, nie wie, że ten oddział nie funkcjonuje - to musimy udzielić świadczenia. Natomiast co do zasady, nie robimy tego. Dla bezpieczeństwa wszystkich, lepiej skorzystać z jednego ze szpitali ościennych. To nasze zabezpieczenie jest tylko na wyjątkowe sytuacje, których nie da się przewidzieć. Co prawda dziecko urodzi się tutaj, ale i tak zostanie przekazane do innego szpitala. Starajmy się unikać takich sytuacji.
- Zapytam o inną sytuację. Noworodek jest już wypisany do domu, coś się z nim dzieje. Gdzie mają go zabrać rodzice?
- Taki noworodek nie trafia na neonatologię tylko na pediatrię, a ten oddział funkcjonuje normalnie. W niektórych sytuacjach może zaistnieć konieczność przekazania takiego pacjenta na patologię noworodka do innego szpitala.
- Pan jest doktorem nauk o zdrowiu, ale z zawodu jest pan również ratownikiem medycznym. Gdzie jest większa adrenalina? W karetce, gdy jedzie się do wypadku czy w fotelu dyrektora szpitala?
- Nie da się tego porównać. Tam jest odpowiedzialność bezpośrednia. Mamy pacjenta, wobec którego bezpośrednio podejmuje się decyzje. Tutaj jest odpowiedzialność pośrednia. Dyrektor działa rękami swoich pracowników. Jeśli zapewni im bezpieczeństwo pracy, to będzie spał spokojnie. W dużej mierze wiąże się to z finansami, bo nie da się tego zrobić bez pieniędzy. Sprzęt musi być w miarę nowoczesny, przeglądy serwisowe są bardzo drogie. Potrzeba tego, o czym cały czas mówimy, czyli odpowiedniej liczby wykwalifikowanych pracowników. To wszystko przekłada się na finanse. Także adrenalina jest, ale w innym wymiarze.
- Śpi pan spokojnie?
- Jeszcze tak, ale martwię się, bo system opieki zdrowotnej w Polsce nie nadąża za zmieniającą się rzeczywistością. Myślę o inflacji, o dostawach, o dostępności produktów medycznych i leków. Zdarzają się momenty, kiedy czegoś nie ma na rynku i my jako szpital zwyczajnie nie jesteśmy w stanie tego przeskoczyć. Jednocześnie jestem pozytywnie nastawiony, bo rozmowy które prowadzę, napawają mnie optymizmem.
- Rozmowy tutaj, w Rybniku?
- Tak, personel chce, żeby ten szpital funkcjonował. Szpital jest nadal bliski osobom, które stąd odeszły. Ci ludzie zostawili tu kawał swojego życia. Teraz obserwują, czy jestem w stanie tak zorganizować pracę tego szpitala, że gdy wrócą, to będą mogli pracować bezpiecznie. To jest priorytet.
- Załoga dała panu kredyt zaufania?
- Gdyby nie dali mi tego kredytu zaufania, to dziś pewnie mielibyśmy strajk. Personel stałby w drzwiach i nie chciał wpuścić dyrektora. Ponieważ tak się nie stało, to mam nadzieję, że te sto dni będą takim okresem nowego otwarcia. Życzę wszystkim, też sobie, aby nam się udało. Ten szpital ma duży potencjał, pomimo swoich wad konstrukcyjnych, wielu przestrzeni, których nie da się wykorzystać, ale trzeba je ogrzać, remontować itd. Pomimo tych wad jest tu przyszłość. Wiele oddziałów jest znanych w województwie śląskim. Kadra medyczna to bardzo dobrzy specjaliści. Jeszcze wiele można tu zrobić.
Wywiad przeprowadził Wojciech Żołneczko
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu