"Na dnie Odry zalegają tony ryb" - pisze Polski Związek Wędkarski [WIDEO]
"Wrona kracze, kaczka się śmieje nad wodą nic się nie dzieje" - tak brzmi jedno z wędkarskich porzekadeł, które w bieżącej sytuacji straciło na aktualności. Wrony kraczą, i owszem, kaczkom raczej nie jest do śmiechu, a nad wodą dzieje się i to całkiem sporo - w przeciwieństwie do tego, co dzieje się w wodzie.
"Na dnie kolejne tony zdechłych ryb"
202 tony śniętych ryb wyłowiono z Odry do 23 sierpnia. Polski Związek Wędkarski informuje jednak, że na dnie rzeki wciąż zalegają tony martwych zwierząt.
- Wędkarze, członkowie Polskiego Związku Wędkarskiego, Społeczna Straż Rybacka oraz służby wyławiają kolejne tony zdechłych ryb - przekazuje Paweł Bylicki, pełnomocnik ds. komunikacji w Polskim Związku Wędkarskim.
Członkowie PZW, pływają łodziami po Odrze i za pomocą sond badają dno rzeki, czytamy w piśmie, jaki wystosował Związek, który opisuje, że zalegające na dnie ryby gniją, w wyniku czego stan rzeki nadal się pogarsza, co więcej "grozi lokalnymi epidemiami".
- W rozkładających się rybach, w masie gnilnej mogą pojawić się bakterie np. bakterie tężca, jad kiełbasiany (botulina), które są ostrą i ciężką chorobą dla zwierząt, w tym gospodarczych. Są także niebezpieczne dla ludzi - pisze PZW.
Z kolei Wody Polskie w jednym z ostatnich komunikatów przekazują: "Nie ma żadnych nowych przypadków wykrycia ognisk śniętych ryb. Pojedyncze przypadki są na bieżąco zgłaszane przez pracowników terenowych Wód Polskich monitorujących stan rzeki i odbierane przez odpowiednie służby. Normuje się również sytuacja w zbiornikach lub starorzeczach zasilanych wodami Odry, gdzie liczba przypadków śniętych lub martwych okazów systematycznie maleje."
Dodajmy, że w naszym regionie, w powiatach raciborskim i wodzisławskim, straż pożarna codziennie po dwa razy dokonuje kontroli Odry, do tej pory nie stwierdzono ani jednego niepokojącego przypadku.
Związek, w liście powołuje się na słowa dr hab. inż. rybactwa, Przewodniczącego Rady Naukowej Przy ZG PZW, Adiunkta na UWM w Olsztynie Bogdana Świątka, który wyjaśnia, że nie da się w żaden sposób skalkulować, jak długo potrwa jeszcze katastrofa w Odrze, ze względu na zbyt wiele niewiadomych. Zwraca uwagę, że masowe śnięcia do jakich dochodzi w okolicy Szczecina, to efekt rozkładania się martwych ryb, na skutek czego wyczerpują się zasoby tlenu i uwalniają związki toksyczne. - Pewne jest również, że zdolności rzeki do samooczyszczania zostały przekroczone - komentuje dr hab. Bogdan Świątek.
Burza nad szklanką... nad rzeką
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że za katastrofę odpowiadają złote algi, które - kiedy zaczyną kwitnąć - stają się toksyczne dla organizmów wodnych. Trwa badanie sprawy, która ma wyjaśnić, kto lub co przyczyniło się do pogorszenia stanu rzeki, co w efekcie stworzyło algom sprzyjające do rozkwitu warunki.
- Zakład Biotechnologii Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego 22 sierpnia br. potwierdził zawartość toksyn wytwarzanych przez Prymnesium parvum, czyli tzw. złote algi w wodach Odry. Primnesiny to silne toksyny, które mogą być zabójcze dla ryb i małży - przekazuje Zespół ds. sytuacji powstałej na rzece Odrze. - Konieczne jest zbadanie szeregu specyficznych uwarunkowań, które mogły doprowadzić do wystąpienia tego typu zjawiska na Odrze. Jest to niezbędne nie tylko do wyjaśnienia przyczyn tegorocznej katastrofy ekologicznej, ale także dla precyzyjnego określenia warunków, jakie sprzyjają powstaniu tego typu zjawiska - aby nie dopuścić do rozwoju podobnych zdarzeń w przyszłości.
Tymczasem katastrofą można nazwać również wzajemne relacje Wód Polskich i Polskiego Związku Wędkarskiego. Ci drudzy, 17 sierpnia opuścili posiedzenie Komisji Sejmowej po tym jak Wiceprezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, Krzysztof Woś, powiedział, że to pracownicy Wód Polskich pierwsi odkryli, co się dzieje i powiadomili o sprawie PZW. Po tych słowach przedstawiciele Związku wyszli z sali.
- Wypowiedź Pana Krzysztofa Woś zbulwersowała nie tylko przedstawicieli Polskiego Związku Wędkarskiego, ale również osoby zaangażowane społecznie od samego początku w likwidowanie skutków katastrofy ekologicznej na Odrze - komentuje zdarzenie PZW.
Ich zdaniem, to oni jako pierwsi informowali o katastrofie: "Wędkarze już 27 lipca zgłaszali do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska we Wrocławiu pierwsze przypadki śnięcia ryb, z prośbą o zbadanie jakości wody w Odrze", przekazuje Związek.
Z kolei Wody Polskie przygotowały grafikę, z której wynika, że wiedzieli o sprawie 26 lipca.
Faktem jest, że premier Morawiecki 12 sierpnia poinformował o natychmiastowej dymisji szefa Wód Polskich Przemysława Dacy oraz szefa Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska Michała Mistrzaka. Powodem, miała być spóźniona reakcja służb na sytuację.