30 lat po wielkim pożarze lasów wokół Kuźni Raciborskiej. Kazimierz Szabla: klęska może być motorem postępu [WYWIAD]
Z Kazimierzem Szablą, ówczesnym nadleśniczym Nadleśnictwa Rudy Raciborskie, a później wieloletnim szefem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach rozmawiamy o zdarzeniach z 1992 roku oraz o wszystkim tym, co działo się później. – Totalność tego pożaru, w odróżnieniu od wszystkich innych, polegała na tym, że poza drzewami paliła się gleba – mówi. Rozmawia Dawid Machecki.
– Da się wyciągnąć z tych zdarzeń wnioski?
– Klęska może być motorem postępu. Jeśli człowiek wyciąga wnioski, które nie stają się tylko przedmiotem rozgrywek politycznych, to zdobywamy nowe doświadczenia. To tak jak z budową Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Budowali go ludzie, którzy uczestniczyli przy tym pożarze, to byli młodzi oficerowie, dwa, trzy lata po szkole pożarnictwa. Mam na myśli Zbigniewa Meresa, młodszego od niego, później komendanta głównego PSP Piotra Buka oraz Janusza Skulicha, który został dyrektorem Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Nie straciliśmy tego, co przeżyliśmy, to zostało wykorzystane.
Dzisiaj są już inne Lasy Państwowe, które niestety zostały upolitycznione, a to obecnie najbardziej negatywna strona, ale mam nadzieję, że to wróci na właściwe tory. Wierzę w to, że znów zaczną liczyć się kompetencje. Wtedy mieliśmy wsparcie wszystkich stron politycznych, więc wszyscy mogliśmy brać udział w tworzeniu polityki leśnej państwa oraz regulacji, które do dzisiaj funkcjonują, choć oczywiście całość wymaga dalszych zmian. Dzisiaj stajemy przed nowymi wyzwaniami, jak: zmiany klimatyczne czy zamieranie lasów.
– Reasumując, była to największa klęska, z jaką musiał pan sobie poradzić w karierze leśnika na różnych szczeblach?
– Tak. Choć sporym wyzwaniem było także zamieranie świerków w Beskidach. Łącznie na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, którą później kierowałem do emerytury, różnymi klęskami zniszczonych zostało 54 tysiące hektarów lasów.
Muszę przyznać, że po pożarze i zamieraniu świerków już nigdy później nie dołowały mnie sytuacje, których nie spowodowałem, ani nie miałem na nie wpływu. Stawało się przed nowym problem i należało go rozwiązać. Czasami do pewnych rozwiązań należało przekonywać współpracowników leśników, bo sam człowiek tego nie zrobi. Bo to nie tak, że będąc już później dyrektorem śląskich lasów, podejmowałem wszystkie decyzje, należało też nie tylko pozwolić, ale motywować i oczekiwać od nadleśniczych takich decyzji, z których oni będą także mieli satysfakcję. Wtedy takim zespołem się dobrze kieruje, bo oprócz systemu kar, musi być system nagród, który musi przeważać; kara to ostateczność.
Świetny wywiad, niesamowity człowiek, profesjonalista znający się na swojej robocie. Wielki szacunek.