Po stypendia z Powiatu zgłosiły się w większości już pracujące pielęgniarki
Po pierwszym podejściu do przyznania stypendiów dla studentek pielęgniarstwa w raciborskiej uczelni potrzebne są zmiany w przepisach. Urzędnicy ze starostwa określają je kosmetycznymi.
- Te zmiany są potrzebne. Komisja pracowała nad pierwszym naborem kandydatek do przyznania stypendiów. Potrzebna jest dosłownie kosmetyczna zmiana, spowodowana sytuacją, której doświadczyliśmy. Na przyjętych 12 wniosków, aż 10 dotyczy osób, które już pracują w szpitalu jako pielęgniarki - tłumaczył korekty w przepisach stypendialnych wicestarosta Marek Kurpis na posiedzeniu komisji zdrowia w szpitalu.
Jego zdaniem idea przyznawania stypendiów zostałaby wypaczona, gdyby pieniądze z Powiatu trafiały do już zatrudnionych na Gamowskiej. Samorząd chciał promować szpital jako miejsce pracy wśród jeszcze studiujących osób Akademii Nauk Stosowanych, na kierunku pielęgniarstwo. Według Kurpisa trzeba ograniczyć stypendystów do poziomu licencjata i jeszcze nigdzie niezatrudnionych.
Przy okazji wicestarosta poinformował, że skład komisji będzie uzupełniony o osobę rektora ANS lub wyznaczonego przez niego przedstawiciela uczelni. Ma być to Elżbieta Kania kierująca odpowiednim dla tematyki prac komisji instytutem w akademii. Członków komisji wspomagał przedstawiciel szpitala. Tu dyrekcja wyznaczyła przełożonego pielęgniarek.
Nabór stypendystek przeprowadzony w tym roku ma zakończyć się wypłatą stypendiów, począwszy od października, z regulacją zaległych kwot w styczniu. - Kluczowe będzie, że magisterskich studiów nie bierzemy pod uwagę - podsumował Kurpis.
Przy okazji tych informacji do wicestarosty zwróciła się z pytaniem radna Elżbieta Biskup, dopytując go co ze stypendiami dla przyszłych lekarzy? Tu odpowiedziała jej starościna Ewa Lewandowska, podkreślając, że tego tematu w samorządzie powiatowym aktualnie nie ma.
- Nie rozmawiamy o tym, bo to bardziej skomplikowane niż stypendia dla przyszłych pielęgniarek. Dyrektor szpitala ściąga lekarzy innymi sposobami. Robiliśmy w tej sprawie rozeznanie. W innych samorządach dla pielęgniarek także są stypendia, ale dla lekarzy, to z tym jest trudniej. Wspólnie z dyrektorem szpitala podjęliśmy ustalenia, że nie procedujemy tego tematu. Dyrektor ma swoje sposoby na zachętę do pracy - podkreśliła etatowa członkini zarządu powiatu.
Radna Biskup stwierdziła, że przyjmuje tę informację, ale nadal prosi zarząd, aby zajął się tematem studentów kierunków lekarskich. - Czy mamy bezpośredni wpływ, czy nie, to uważam, że musimy o tym rozmawiać. Pani starościna mówi, że czegoś nie można, a ja tylko sprawdzam, na jakim etapie państwo jesteście z tym tematem - nadmieniła członkini klubu radnych PiS.
Przewodniczący rady powiatu Adam Wajda przypomniał, że średni wiek raciborskiego lekarza to 54 lata. - Występuje w tej grupie newralgiczny niedobór. Co ciekawe u Czechów jest z tym znacznie lepiej niż u nas. To dlatego, że w Polsce nie ma otwarcia dla tego zawodu, a z kolei wyjazdy za granicę odbywają się bez problemu i młodzi lekarze zaraz po studiach wyjeżdżają z kraju - mówił A. Wajda.
Według szefa rady przydałby się apel do rządu o zmiany systemowe w tym zakresie. - Czesi sobie poradzili z tym problemem. U nich jest 3 razy więcej lekarzy na 1000 mieszkańców niż u nas. Gdyby nie pracujący emeryci-lekarze, to nie wiem, co by było. To zatrważające - podsumował Wajda.
Wtórowała mu radna Biskup. Jest za wzmocnieniem głosu w tej sprawie. Radziła, by apel stworzyć razem z innymi powiatami. - Jak będziemy cicho, to nic nie wskóramy - zauważyła.
Szef klubu radnych Razem dla Ziemi Raciborskiej - Tomasz Cofała zauważył, że zapotrzebowanie na lekarzy widać w rywalizacji między szpitalami o specjalistów. - Ten problem sygnalizowany jest od dawna. Nie można go rozwiązywać poprzez podkupywanie pracowników między lecznicami. Nie tędy droga, w warunkach, kiedy nie ma nowych studentów. Płacenie 300-400 zł za godzinę pracy specjalisty to absurd - mówił Cofała. Też jest zdania, że należy brać przykład z Czechów. Dyskusję skomentował dyrektor Ryszard Rudnik, wskazując, że na Gamowskiej pracuje jeden lekarz z Czech. Radni żartowali, że pewnie ma żonę Polkę. Szef lecznicy nie wiedział, czy motywacją do pracy w Polsce jest dla cudzoziemca jego stan matrymonialny.