Wójt nie ma magicznej różdżki, a gmina nie ma pól naftowych. Tak tłumaczy się zamiar likwidacji szkoły w Samborowicach
- Nie chce być pan zapamiętany jako ten wójt, co zamknął szkołę - mówili rodzice do Andrzeja Wawrzynka, który ogłosił samborowiczanom, że podstawówkę zamierza wygasić, bo jest w niej za mało dzieci. Wspiera go w tym szef rady gminy Piotr Bajak. - Nie mam problemu z podejmowaniem decyzji w zgodzie z własnym przekonaniem, choć nie wzbudza ona oklasków - zaznaczył na spotkaniu w szkole 11 stycznia.
Dzięki temu zebraniu mieszkańcy wiedzą, że do skutecznej decyzji o losach szkoły, która zapadnie na szczeblu rady gminy potrzeba 8 głosów radnych. Ci będą dyskutować o problemie Samborowic w komisjach, zanim zdecydują na sesji. Nastąpi to jednak nie prędzej niż w lutym, bo na początku miesiąca wójt zamierza ponownie porozmawiać ze społecznością wsi.
Na pierwszym spotkaniu mówił, że Samborowice borykają się z niżem demograficznym i trzeba będzie wygasić szkołę. - Na 100% zostawimy przedszkole - zaznaczył.
Wawrzynek przypomniał, że samorząd starał się ratować szkołę w Samborowicach, tworząc w gminie dom dziecka, a później ośrodek wychowawczy. - Demografia mówi jednak brutalną prawdę. W nowym roku szkolnym naukę rozpocznie tu czworo dzieci, to znikoma liczba - oznajmił zebranym 11 stycznia w sali szkoły.
Przytoczył urodzenia z 2017 roku w Samborowicach - 6 dzieci. W 2018 były 4. - Przy tym są rodzice, którzy zastanawiają się, czy dać dziecko do takiej małej placówki - przyznał wójt.
Podał koszt utrzymania 37. dzieci. W tym roku budżetowym wyniesie 1,1 mln zł. W placówce jest 11 etatów. Dzieci powinno być co najmniej 10-11 dzieci. - Nastąpiło tąpnięcie. Póki było tu, jak do ubiegłego roku - 43 uczniów, nie rozmawialiśmy o tym scenariuszu.
Andrzej Wawrzynek przewiduje, że kolejne małe szkoły w gminie spotka to samo i przyszłość ma jedynie największa z nich - w stolicy gminy.
- Subwencja oświatowa wzrosła o 2%, a koszty strzeliły w górę o 10% - poinformował.
Po zlikwidowanej szkole zostaną puste pomieszczenia. Mają być udostępnione sołectwu. W samorządzie jeszcze się zastanawiają, co mogłoby się tam mieścić. Do dyspozycji będzie m.in. boisko szkolne i sala gimnastyczna. - Nie chcę tego nikomu sprzedawać - zaznaczył.
- Dziś zaczynam negocjacje z tutejszą społecznością. W sprawie nauczycieli, to nie wyrzucę ich na bruk, bo mogą znaleźć pracę w naszych placówkach - uspokajał grono pedagogiczne.
Wójt nie widzi boomu demograficznego i nadziei, że klasy będą bardziej liczne. - Chcę to przeprowadzić bezboleśnie. Likwidacja szkoły nie odbierze życia wsi, bo jesteście społecznością aktywną - nadmienił.
W podwójnej roli - nauczyciela i radnej wystąpiła na spotkaniu Ilona Gawlica. 21 lat jest radną i tyle samo lat wspólnie z mieszkańcami broni tej placówki. - Ośrodek wychowawczy nas ratował. Doszły do szkoły dzieci z trudnościami. Ja pracuję z klasą, gdzie zaczynaliśmy w 7 osób, później 2 doszły i jeszcze 2 następne. W dwa lata klasa już liczy 11 uczniów i to nie koniec - podała radna.
Przyznała, że teraz docierają do niej głosy, że plan gminny zrodził się wcześniej, a ona wie o nim dopiero od tygodnia. Dziękowała za mądrą propozycję dla nauczycieli jeśli chodzi o ich miejsca pracy. Z samborowicką szkołą, wcześniej przedszkolem jest związana już 35 lat i wie, jak dzieci się kształtują w takiej małej, wiejskiej szkole. To dzięki niej mieszkańcy są tak ze sobą zżyci i jest to jedna z najaktywniejszych miejscowości w gminie. Ostatnio może się poszczycić młodymi strażakami, którzy zajmują w rywalizacji krajowej wysokie lokaty. - Są najlepsi z najlepszych - podkreśliła.
Obecna na spotkaniu dyrektor Magdalena Strzelczyk ze stowarzyszenia Otwarte Serca Dzieciom mówiła, że dużo podopiecznych z placówki opiekuńczo-wychowawczej chodzi do samborowickiej szkoły. Zwłaszcza te najmłodsze czują się tu dobrze. Tak małe klasy działają, jak na indywidualnym nauczaniu. - To jest tak, że większe szkoły utrzymują mniejsze i tak się dzieli, by starczyło dla wszystkich. Gorąca prośba od nas, by utrzymać placówkę - zaznaczyła dyrektor.
Wójt Wawrzynek skwitował, że nie ma żadnej różdżki, by wyczarować lepszą sytuację, a przewodniczący Bajak stwierdził, że gmina nie ma szybów naftowych, żeby nadal utrzymywać taki stan rzeczy.
Wójt mówił też, że choć w budżecie ma 46 mln zł, to w planie wydatków są poważne inwestycje. - Wini się mnie, że nie ma tu sklepu, że nie ma terenów pod nowe domy, ale to nie zależy od urzędu gminy. Tutaj są tylko prywatne grunty - nadmienił. Wspierał go szef rady Piotr Bajak mówiąc, że nie ma mowy o jakimś wygaszaniu wsi, bo gmina zbudowała tu ostatnio remizę OSP. Dodał, że samorządowcy nie są po innej stronie barykady niż mieszkańcy.
- Głowy nie chowam, szukam konsensusu. Nie powiedziałem ani A, ani B. Jestem otwarty na propozycje, będziemy je analizować. Jednak zegar tyka i trzeba do sprawy podejść - przekazał na spotkaniu.
Ludzie
Były wójt gminy Pietrowice Wielkie.
Radna gminy Pietrowice Wielkie
Były przewodniczący rady gminy Pietrowice Wielkie
Czy tylko ja mam wrażenie, że gdy idzie o własne interesy to nauczyciele i rodzice zapominają o czymś takim jak matematyka?
Zaraz, zaraz, mają przecież w Pietrowicach Wielkich największego, najbogatszego podatnika jakiego można znaleźć w regionie czyli firmę produkującą okna. Przy takich wpływach nie są w stanie utrzymać sieci szkolnej? Przecież jak nie było fabryki to szkoła spokojnie sobie działała. Teraz gmina taka bogata niczym gminy z kopalniami w ich złotych latach i nie ma pieniędzy na edukację? Czy ktoś tu aby nie ściemnia?