Bądźmy takimi chrześcijanami, by inni ludzi patrząc na nas mogli zawołać: "Patrzcie, jak oni się miłują!"
- Jestem przekonany, że towarzysząc innym przeżywać ich strapienia, naśladuję Jezusa, który nigdy nie był obojętny na ludzką krzywdę i niedolę - pisze ks. Damian Wierdak w kolejnej części cyklu "Refleksje młodych księży o Kościele".
Kościół wczoraj. Kościół dziś. Kościół jutro?
Na początku pragnę wyrazić wdzięczność za możliwość przedstawienia swoich osobistych przemyśleń na temat Kościoła. Nie będzie to, rzecz jasna, wykład z eklezjologii, ale próba wyrażenia własnych obserwacji i doświadczeń związanych z Kościołem. Moja refleksja obejmie trzy zasadnicze kwestie: o Kościele, który mnie zrodził, o Kościele, jakiego doświadczam, oraz o Kościele, o jakim marzę. Nie rozwodząc się tu na wstępie dłużej, przejdę do pierwszej z zasygnalizowanych kwestii.
Kościół, który mnie zrodził
Pisząc o tym, widzę Kościół jako Matkę. Matkę ludzi ochrzczonych i wierzących. Czynność rodzenia kojarzy mi się jednoznacznie z kobietą, matką. Z woli Bożej to kobieta wydaje na świat potomstwo. To ona przekazuje światu nowe życie. Dlatego w Kościele widzę początek mojego życia wiary. Jestem ogromnie wdzięczny za narodziny w Kościele i dla Kościoła. Nie chcę jednak zredukować „Kościoła rodzącego mnie” jedynie do momentu chrztu świętego. Jestem bowiem przekonany, że owo „chrzcielne zrodzenie mnie w Kościele” zainaugurowało w moim życiu piękną, duchową przygodę trwającą do dnia dzisiejszego.
Jako dziecko, a później młodzieniec, dorastałem „niby w tym samym Kościele, ale jakby trochę innym…”. Z innej perspektywy patrzyłem na Kościół, zawsze jednak widząc w nim ważną, bo Chrystusową, Wspólnotę. Do dzisiaj mile wspominam moją obecność w życiu Kościoła, jako ministrant, lektor czy uczestnik rozmaitych grup duszpasterskich. Mimo wielu obowiązków, zarówno domowych, jak szkolnych, chętnie uczestniczyłem w spotkaniach formacyjnych pogłębiających moją relację z Bogiem i bliźnimi. Być może wtedy było łatwiej, bo będąc młodym człowiekiem, nie adorowałem komórkowych czy komputerowych ekranów, ale mogłem swój wolny czas poświęcać na bezpośrednie rozmowy i fascynujące spotkania.
Nadmienię, że wspominam nie tylko chwile o religijno-liturgicznym charakterze, ale również zwyczajne, często pełne radości i życzliwości spotkania z rówieśnikami. Do dzisiaj mam w pamięci kapłanów, którzy z wielką gorliwością i duszpasterskim zapałem przybliżali mi piękno Kościoła. Nie ukrywam, że doświadczenia z tamtych lat pomogły mi w znacznej mierze pozytywnie odpowiedzieć na Boże zaproszenie do służby kapłańskiej. Choć minęło już trochę czasu, z ogromnym wzruszeniem i niekiedy ze łzą w oku wracam do tamtych dni.
Kościół, jakiego doświadczam
Zdaję sobie sprawę, że choć czas nieuchronnie płynie, nadal żyję w tym samym Kościele. W Kościele, który założył Chrystus i który będzie trwał aż do skończenia świata. Z tej racji, że od prawie dziesięciu lat jestem księdzem, doświadczam Kościoła z nieco innej perspektywy. Pewnie określenie „od kuchni” nie jest w tym miejscu najszczęśliwsze, ale mniej więcej tak to rozumiem.
Doświadczam Kościoła bezpośrednio i namacalnie, zwłaszcza, gdy sprawuję sakramenty święte. Doświadczam dumy rodziców, którzy przynoszą dziecko do chrztu świętego. Doświadczam radości dzieci, które z ogromnym przeżyciem przyjmują po raz pierwszy Jezusa w dniu I Komunii Świętej. Doświadczam, nie zawsze, lecz często, dojrzałych postaw młodzieży, która chce otworzyć serce na działanie Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania. Doświadczam szczerej skruchy ludzkiego serca, które prosi o Boże miłosierdzie. Doświadczam żywego Chrystusa, który poprzez moją niegodną posługę błogosławi małżeństwa.
Wreszcie doświadczam tego, co najtrudniejsze na tym świecie, czyli ludzkiego cierpienia, choroby i śmierci. Nie zawsze wszystko rozumiem. Nie zawsze potrafię pomóc. Często, po ludzku, reaguję zwykłą bezradnością. Ale jestem przekonany, że towarzysząc innym przeżywać ich strapienia, naśladuję Jezusa, który nigdy nie był obojętny na ludzką krzywdę i niedolę.
Kościół, o jakim marzę
W tytule mojej wypowiedzi postawiłem, nie bez powodu, znak zapytania. Zastanawiam się bowiem, czy moje, choćby najpiękniejsze, marzenia o Kościele nie będą kolidować z Chrystusową, jedyną i najlepszą wizją Kościoła.
Chcąc jednak odnieść się do tej kwestii odpowiem następująco: marzę o takim Kościele, o jakim marzy Chrystus. Moje osobiste, ludzkie marzenia o Kościele mogą odbiegać od wizji Chrystusa, który przecież najlepiej wie, czym jest Kościół i jak powinien wyglądać. Myślę również, że piękno Kościoła zależy od mojej i Twojej, drogi Czytelniku, postawy względem niego.
Jeśli jednak miałbym podzielić się choć jednym marzeniem o Kościele, to byłoby ono takie: chciałbym, aby wszyscy ludzie, niezależnie od wszelkich różnic, widząc moją i Twoją, drogi Czytelniku, chrześcijańską postawę życiową, mogli zawołać: „Patrzcie, jak oni się miłują!…”.
* * *
W konkluzji do swojej zwięzłej refleksji pragnę dodać, że jestem wdzięczny Bogu, że mogłem wzrastać w Kościele wówczas, gdy medialna zorganizowana nagonka nie roztaczała jeszcze tak szerokich antykościelnych kręgów. Rozumiem wątpliwości ludzi młodych, którzy niemal każdego dnia są faszerowani atakami na Kościół i duchownych.
Zachęcam jednak, abyśmy wspólnie koncentrowali się na dobru i pięknie, jakie na tym świecie czyni Kościół. Pamiętajmy, że to od nas, duchownych i świeckich, czyli ode mnie i od Ciebie, zależy obraz Kościoła. Bądźmy wdzięczni Bogu i ludziom, którzy pokazali nam Kościół. Bądźmy także tymi, którzy dla kolejnych pokoleń będą wiernymi świadkami naśladującymi Chrystusa i kochającymi Kościół święty, naszą Matkę.
ks. Damian Wierdak
O autorze nieobiektywnie
Damian to ksiądz archidiecezji przemyskiej, diecezji ze wszystkich polskich najlepszej – mówi się wszak, że najgorszy ksiądz przemyski lepszy jest od najlepszego księdza skądinąd… Przyszedł Damian na KUL na studia z filozofii dwa lata za mną, po czteroletniej posłudze na parafii. Pisze doktorat z filozofii średniowiecznej, z wiktorynów, tj. autorów związanych z paryskim opactwem św. Wiktora, dla którego złotym wiekiem było stulecie XII – dokładniej: zajmuje się egzegezą biblijną jako narzędziem kształtowania cnót etycznych i teologicznych u Hugona ze św. Wiktora. Bardzo często, codziennie właściwie, stajemy z Damianem do mszy o tej samej porze przy tym samym ołtarzu w kościele akademickim KUL. Ma w sobie Damian dużo spokoju. I tryska wielkim poczuciem humoru.
ks. Łukasz Libowski
Autor marzy o kościele takim o jakim marzy Chrystus jednocześnie hierarchia katolicka robi wszystko aby ten kościół zepsuć i do niego zniechęcić postępując niezgodnie z wytycznymi jakie Jezus co do kościoła zostawił poprzez feudalny stosunek do „parafian”, nakładanie nieustającego jarzma starania się o zbawienie za pośrednictwem kapłanów, nic nie znaczącymi sakramentami.
Autor ubolewa, że na kościół katolicki jest medialna nagonka a to jest tylko i wyłącznie rzeczywisty obraz tego kościoła, którzy wypłynął na światło dzienne a ludzie przestają się bać o tym mówić i mają tego zwyczajnie dość.
Zgodzę się w tym, że to od nas zależy obraz Kościoła ale, że człowiek potrafi wszystko zepsuć tak też zepsuł KK wykrzywiając Słowo Boże. Lepsze zatem są małe wspólnoty ludzi wiernych Chrystusowi gdzie wszyscy się znają. To małe wspólnoty posłuszne Jezusowi tworzą Kościół Jezusa Chrystusa będąc jego oblubienicą a nie jakąś tam matką.