Od didżeja do dyrektora. Marian Wasiczek po ponad 30 latach żegna się z krzanowicką kulturą: "Do tej pracy potrzebna jest motywacja i determinacja" [WYWIAD]
Jeszcze dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Krzanowicach, a niedługo wicedyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Raciborzu mówi Nowinom co sprawiło, że z miejscową jednostką kultury związał się na ponad 30 lat; opowiada o początkach, zmianach i potrzebach. - Z wykształcenia jestem pedagogiem i wiem, że do każdego ucznia trzeba dopasować klucz. Podobnie jest w kulturze, bo trzeba dopasowywać się do potrzeb. Jeśli się na to właściwie odpowie, wie, jak to zrobić, to można coś zdziałać i z tą społecznością się bardzo dobrze współpracuje - mówi Marian Wasiczek. Rozmawia Dawid Machecki.
- W skali od 1 do 10, gdzie 10 jest maksimum, jak ocenia pan pracę w gminnej kulturze?
- Ta skala ciągle się zmienia, czasami jest 1, a czasami 10.
- Od czego to zależy?
- Od budżetu, liczby pracowników, ale i danej sytuacji. Miałem szczęście, że przez lata pracowałem ze świetnymi ludźmi, dzięki czemu robiliśmy wiele fantastycznych rzeczy, więc było łatwiej. Jednak kiedy ludzie odchodzą, finanse są nie takie, jakie byśmy chcieli, bądź wybucha pandemia koronawirusa czy wojna w Ukrainie, co ma też przełożenie na naszą pracę, to jest trudniej. Ta skala zmienia się w zależności od sytuacji.
- Pytam o to, bo mam wrażenie, że ją trudniej inicjować w środowisku wiejskim, gdzie są pewne zakorzenione przyzwyczajenia.
- Z wykształcenia jestem pedagogiem i wiem, że do każdego ucznia trzeba dopasować klucz. Podobnie jest w kulturze, bo trzeba dopasowywać się do potrzeb. Jeśli się na to właściwie odpowie, wie, jak to zrobić, to można coś zdziałać i z tą społecznością się bardzo dobrze współpracuje. Myślę, że te klucze do wszystkich grup w gminie: od strażaków, sportowców, kół gospodyń wiejskich, rad sołeckich, po placówki oświatowe przez te ponad 30 lat znalazłem. Potrafiłem dogadywać się, robić dla nich jakieś rzeczy, ale i co ważne – podejmować wspólne inicjatywy.
- Choć mam wrażenie, że trudniej przemycić wydarzenia odbiegające od pewnych norm. Mam tutaj np. na myśli Dni Krzanowic z 2019 roku, kiedy zaproszono żeńskie trio wokalne – „Frele”. W mojej ocenie cieszyło się mniejszym zainteresowaniem, niż miało potencjał.
- To też zależy od marketingu, co czasem się udaje, a czasem nie.
- Ale jest pan zdania, że do środowisk wiejskich trzeba przemycać też inną kulturę, np. tą niszową?
- Oczywiście, że tak. Trzeba się wsłuchiwać w potrzeby, ale należy mieć swoje autorskie pomysły i próbować to „sprzedawać” mieszkańcom. Mieliśmy w Krzanowicach np. koncert muzyki jazzowej, która nie jest jakoś specjalnie popularna w naszej gminie, ale to nie znaczy, że nie było chętnych. Zaskoczeniem był też np. koncert zorganizowany na zmodernizowanym rynku, co się sprawdziło i w zeszłym roku ten pomysł został powielony.
Trzeba łączyć potrzeby z własnymi pomysłami, co trudniejsze może wydawać się z punktu właśnie gminy wiejskiej czy miejsko-wiejskiej, ale to się udaje.
- Ale mówi pan, że nie zawsze ważna jest frekwencja?
- Wyznacznikiem dobrej imprezy jest frekwencja, bo jeśli ludzie walą drzwiami i oknami, to znaczy, że było fenomenalnie. Choć jeśli chodzi o niszowe wydarzenia, to „z góry” wiadomo, że frekwencja będzie mniejsza. Załóżmy, że w gminie Krzanowice jest 100 fanów muzyki jazzowej, z czego na ten koncert przyjdzie 20 z nich, bo tylu osobom będzie odpowiadał termin, ale przyszło wtedy więcej, bo zaciekawiliśmy tym otoczenie.
Ludzie
Radny Krzanowic, wicedyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Raciborzu
Dziwne rzeczy się dzieją w całej gminie, począwszy od ZOL, Spółkę Komunalną, po MOK i inne jednostki. Radni podnoszą na sesji ręce, nie rozliczając Burmistrza z podejmowanych decyzji. Chyba mamy najgorszą radę w historii.
Dziwne rzeczy dzieją się w tym MOK, rok temu odchodzi świetny animator, miesiąc temu jego następca - tez niezły, teraz odchodzi dyrektor, jeszcze wczesniej burmistrz likwiduje księgowość - teraz MOK obsługują urzędnicy gminni. To nie powinno nazywać się ogłoszenie na nabór nowego dyrektora, ale raczej jelenia albo frajera.