Marlena Toman: w 2006 roku Mieczysław Kieca był najlepszym kandydatem, w 2024 może być najgorszym z możliwych
Z byłą twarzą kampanii Mieczysława Kiecy, oraz byłą prezes Stowarzyszenia Nasz Wodzisław, rozmawiamy o mieście, problemach, pomysłach i planach.
- Fryderyk Kamczyk. Proszę przypomnieć na kogo głosowała pani Marlena Toman w wyborach samorządowych w 2006 roku na prezydenta Wodzisławia Śląskiego?
- Marlena Toman. W wyborach, które odbyły się w 2006 roku głosowałam na Mieczysława Kiecę. W kolejnych wyborach także głosowałam na obecnego prezydenta.
- A zatem, kiedy pani przestała już głosować na Mieczysława Kiecę?
W ostatnich wyborach, które odbyły się w 2018 roku, nie mógł już liczyć na mój głos.
- Można powiedzieć, że pani była jedną z głównych twarzy kampanii Kiecy. Włożyła też pani pewnie swój czas, energię i pewnie pieniądze w promocję obecnego prezydenta...
- Wtedy, jako grupa osób z koncepcją, z wizją dla tego miasta, nie chcieliśmy się zgodzić z tym, że Wodzisław cały czas się oddala od innych miast, oddala gospodarczo, kulturalnie itd. Wodzisław nie rozwijał się tak jak mógł. Mieliśmy bardzo dużo pomysłów na rozwój i postawiliśmy wtedy właśnie na pana Mieczysława Kiecę. Był jeszcze brany pod uwagę pan Ryszard Zawadzki, późniejszy poseł, który jednak odpadł. Została podjęta szybka decyzja, że jedyną osobą z naszego grona, która może wygrać to Kieca. Istniało wtedy dosyć duże ryzyko gdyż kandydat miał wtedy 27 lat. Przygotowaliśmy mu kampanię do samorządu, w którą zaangażowało się około 25 osób w sposób fizyczny i finansowy. Każda z tych osób dodatkowo wciągnęła innych. No i się udało, prezydentem Wodzisławia został Mieczysław Kieca. Był to duży sukces.
- Co zatem zadecydowało, że wasze drogi później się rozeszły?
- W trzeciej kadencji zdecydowałam, że już jest potrzebna zmiana. Postrzegałam go jako osobę trochę wypaloną. On już był zmęczony i teraz też to widzę, nie ma w nim inicjatywy, takiej werwy, która była wcześniej. Nie potrafię powiedzieć, czy na takim urzędzie wszyscy się tak wypalają po jakimś czasie, natomiast ja widziałam, że tam było bardzo dużo błędów w zarządzaniu tym miastem. Chciałam te błędy wyprostować, jednak było to odebrane, jako atak z mojej strony. Ktoś czuł się zagrożony. Wiele spraw zostało zaprzepaszczonych bezpowrotnie. Tego się już nie da odkręcić.
- Jakie to są sprawy?
- Pierwsza sprawa to problem z ilością szkół i reformą w tym zakresie. Tutaj winę ponoszą wszyscy, czyli radni, prezydent i jego otoczenie oraz mieszkańcy. Wcześniej, jak rządziła PO, to można było podjąć pewne decyzje, żeby przekształcić szkoły w jakieś lepiej funkcjonujące, bliższe rodzicom, dzieciom, lecz wtedy nie wykonano żadnego ruchu. My mamy 13 placówek szkolnych, dzieci ubywa, a to obciąża mocno budżet miasta. Ta sieć szkół powinna być bardzo mocno zmodernizowana. To są straty jakieś 30 mln rocznie, których nie pokrywa subwencja oświatowa, czyli w każdym roku moglibyśmy wybudować jedną nowoczesną i energooszczędnę placówkę szkolna!
Nie zostało to rozrobione w odpowiednim czasie, a w tej chwili zmiany blokują przepisy. Wina jest po stronie wszystkich środowisk, to znaczy również rodziców, którzy nie rozumieją tego i nie chcieli dać przyzwolenia społecznego, a także radnych którzy się bali. Były jakieś ruchy robione ze strony prezydenta i jego otoczenia, ale one nigdy nie miały akceptacji.
Tak samo rada dyrektorów szkół też wie, że jest zbyt rozbudowana sieć szkół, bo ona tak naprawdę została po 150-tysięcznym Wodzisławiu. Ja nawet wychodziłam z inicjatywą, żeby w dzielnicy Radlin II wybudować nowoczesną, energooszczędną placówkę w centrum, zamiast dwóch, które i tak są przestarzałe. Nie wiem czy to zostało brane pod uwagę. Niestety trzeba by się przyjrzeć każdej dzielnicy i niektóre szkoły niestety zlikwidować. Nikt nie chce tego tematu poruszać i się z nim zmierzyć.
- Co jeszcze według Pani miasto zaprzepaściło?
- Był czas kiedy należało bardzo silnie pójść w kierunku rozwoju gospodarczego, a te szanse nie zostały wykorzystane. Kiedy przebudowywano linię kolejową Chałupki-Rybnik, miał powstać przystanek Centrum. Miasto nie przystąpiło wtedy do projektu. Doskonale pamiętam ten moment. Kolej zgodziła się na wybudowanie przystanku, ale warunkiem było opłacenie przez miasto projektu. Urząd nie opłacił projektu. Cytuję słowa miasta: nie wiadomo czy tu będą jakiekolwiek pociągi jeździć. Skutek był taki, że PKP samo przebudowało sobie linię, nie zwracając uwagi na potrzeby, gdyż nie było możliwe porozumienie z władzami. Bardzo żałuje ponieważ ludzie mogliby dojeżdżać taką kolejką do pracy, uczniowie do szkół i ożywiło by się przez to centrum miasta.
- A co z promocją?
- Nigdy miasto Wodzisław Śląski nie miało prowadzonej profesjonalnej promocji. Promocja jest skierowana do wewnątrz miasta, a powinna być otwarta na zewnątrz. Nie jest też prowadzona dla mieszkańców powiatu.
- A może to problem ogólnokrajowy związany z tym, że promocja prowadzona przez urząd, jest po prostu niemożliwa do zrealizowania?
- Ja uważam, że niektóre rzeczy powinny być zlecane firmom zewnętrznym. Jeżeli miasto chce się promować, to można takie komórki zredukować i przenieść na jakiś inny poziom. W zamian za to powinno się wynająć firmy marketingowe, wyspecjalizowane w profesjonalnej promocji, które potrafią się odnieść do dzisiejszych czasów i uzyskać efekt promocyjny.
- W sensie ogólnym jest też zawsze pytanie co promują te komórki? Czy miasto (lub powiat), czy danego wójta, prezydenta lub starostę?
- Dla inwestorów część informacji podawanych przez urzędy nie są żadnymi informacjami. Na to jest niestety przyzwolenie społeczne, przyzwolenie rad gmin, miejskich czy powiatowych. I tak niestety to funkcjonuje od wielu lat. O ile rozumiem, że istnieje funkcja rzecznika prasowego, aby pewne sprawy prostować, czy podawać do informacji publicznej, o tyle nie rozumiem utrzymywania wydziałów promocji. Nie ma to sensu, one nie rozumieją, czym jest ta promocja i nie rozumieją sensu tej działalności. Poza tym nikt nie sprawdza osiąganych efektów. Nie ma nawet narzędzi przygotowanych do sprawdzenia.
- A było coś dobrego?
- Tak! Pewne dobre ruchy zostały wykonane, to muszę przyznać, ale muszę podkreślić, że jest to również moja zasługa. Udało się uruchomić Strefę Ekonomiczną na Olszynach i te efekty są widoczne. Od wielu lat nikt nie chciał tam inwestować, ale udało się sprzedać działki i był to duży sukces. Obserwuję jednak, że aktywność ze strony miasta wzrasta jeżeli zbliżają się wybory. Przez 4 lata robi się niewiele, a później przed wyborami zaczyna się coś dziać.
Widzę, że bardzo się staramy uruchomić Wilchwy, tam te tereny po-kopalniane. Niestety są one dla inwestorów nieatrakcyjne, gdyż się ich boją. Mają obawy, że coś w tej ziemi jest, co może później wyjść, że może być skażona, albo pozostała jakaś infrastruktura. Ale jest tam droga wykonana i to jest dobra inwestycja (chyba powiatowa).
Niestety brakuje w mieście budowy nowych mieszkań. Sprawy deweloperskie są na bardzo słabym poziomie. W Wodzisławiu nic się w tym zakresie nie zmienia od wielu lat.
Są jednak poważne problemy. Następnym zagrożeniem jest brak obwodnicy, który już jest widoczny. Jeżeli inwestycja Eko-Okien się zakończy, zwiększy to ogromnie ruch na drogach miasta. Droga Olszyny jest za wąska a przepustowość tej drogi zbyt niska, tam powinny być dołożone przynajmniej po jednym pasie jezdni, chodniki i dodatkowo rondo.
Podsumowując, jeżeli pewne decyzje nie są wykonane w odpowiednim czasie, to nie można już tego odwrócić. Przykładem jest stacja kolejowa w centrum.
Nie wykorzystujemy też szansy, że jesteśmy miastem przygranicznym i nie promujemy się na stronę czeską, aby pozyskać klientów sąsiednich. My mamy 20 km z Czechami, oni tu lubią robić zakupy i to się im opłaca . Niestety ten temat nie jest dobrze wykorzystany. Promocja jest nastawiona na to aby wygrać wybory, a nie nie żeby promować miasto jako całość łącznie z firmami.
- Rozumiem, że śledzi Pani cały czas politykę samorządową? Jak pani ocenia konflikt Szwagrzak- Kieca?
- Śledzę, ale staram się w to nie wgłębiać. Natomiast widzę, że są niepotrzebne złośliwości. Wymiana ciosów jest z obu stron. Jeżeli jest akcja, to jest też reakcja. Uważam też, że konflikt prezydenta z moją osobą miał bezpośredni wpływ na obecną sytuację w radzie miejskiej i prezydent Kieca pierwszy raz stracił większość w radzie. Jestem w ciągłym kontakcie z wieloma radnymi i z mieszkańcami. Uważam, że to jest cena jaką zapłacił za konflikt ze mną, ponieważ ci ludzie, którzy mu bardzo sprzyjali, odwrócili się od niego, widząc jak traktuje moją osobę i wielu innych, którzy mu pomagali.
- Na czym polegał ten konflikt z Panią?
- Wiązało się to z tym, że moja racjonalna krytyka została odebrana jako atak. Dla mnie zaś było oczywiste, że niektóre sprawy muszą być prowadzone inaczej i otwarcie o tym mówiłam. Błędem pana Mieczysława jest to, że za dużo sobie otwiera frontów walki. Nie można się ze wszystkimi wokół pokłócić, a później oczekiwać jakiś dobrych efektów. W późniejszym czasie zaistniały konkretne ruchy w Stowarzyszeniu Nasz Wodzisław, o których nie chce już mówić.
- Ma pani już kandydata w wyborach, które odbędą się w 2024 roku?
- Wiem, że chodzą już nazwiska na giełdzie nazwisk, ale jest jeszcze za wcześnie na to. Przed nami rok czasu, a w polityce może dojść do wielu zmian w tym okresie. Kandydat musi być bardziej kreatywny. Pan Mieczysław Kieca był propartyjny jak rządziła Platforma Obywatelska i cudu nie było, więc nie sądzę, żeby taki cud się stał, jak będzie rządził dalej.
- Można też zwrócić uwagę na inny aspekt. Są osoby, które oddały głos na prezydenta Mieczysława Kiecę i radnego Dezyderiusza Szwagrzaka. Znam też osoby, które głosowały od wielu lat na PiS, ale w wyborach na prezydenta Wodzisławia oddały głos na Kiecę. Czy zatem nie jest tak, że to upartyjnienie i postawienie się po jednej ze stron konfliktu mocno szkodzi Kiecy?
- Zgadza się, to bardzo szkodzi Kiecy i miastu. Lokalne społeczności nie powinno być wplątane w partię i w politykę krajową. W ostatnich wyborach kandydat PiS-u, odniosłam wrażenie, był niejako przymuszony do kandydowania. Całym swoim ciałem pokazywał, że nie chce być prezydentem. I mieszkańcy prawidłowo to odczytali, powierzając mandat Mieczysławowi Kiecy. Trzeba też powiedzieć, że z punktu widzenia biznesu to nie jest atrakcyjna funkcja. Daje duże obciążenie psychiczne, praca jest nieunormowana. Tak jak mówiłam, potrzebna jest większa kreatywność i mniej administrowania, bo z tym sobie naczelnicy dadzą radę. Kadra jest na tyle dobra i mocna, że wszystkie te bieżące problemy miasta sobie "ogarnie" i zorganizuje. Tutaj jako przykład dałabym gminę Godów. Młode kadry i bardzo dobre podejście urzędników, którzy się naprawdę starają. Są tego efekty w postaci odpowiednio załatwionych spraw. W niektórych momentach ze strony pracowników urzędu Godowa jest nawet pewna serdeczność, czyli coś więcej niż trzeba. W Wodzisławiu potrzebujemy prezydenta, który nie będzie się bał tego, że ktoś mu zagrozi, musi też umieć przyjąć, że pomysły które padają ze strony mieszkańców są dobre i należy je realizować. Błędem środowiska Kiecy i jego samego jest przypisywanie sobie cudzych pomysłów.
- To jakie pomysły Marleny Toman zostały przypisane?
Pani Kalinowska przypisała sobie Eko-Bazar, podobnie jak te nieszczęsne skrzaty. Ja miałam zupełnie inną wizję tego. Ten pomysł bardzo ułomnie został wykonany i spalony, jest to nieprofesjonalne i śmieszne, nie przynosi żadnego efektu. Wszystkie inicjatywy realizowane w mieście są robione na niskim poziomie, bez fachowego podejścia.
- To może inaczej, skoro ma Pani tyle pomysłów, to może najlepszy prezydent Wodzisławia Śląskiego to Marlena Toman? A jeśli nie pani prezydent to może radna miasta, powiatu...?
- Ja nigdy nie miała ambicji politycznych ze względu na to, że jestem bardziej związana z biznesem. Ale wszystko jest możliwe i na chwilę obecną dopuszczam różne możliwości.
Ogólnie interesuje mnie polityka. Śledzę uważnie nie tylko to co się dzieje w samorządzie, ale również w kraju, a ostatnio przede wszystkim zachodzące zmiany na całym świecie. Uważam, że wszyscy powinniśmy włączyć myślenie i zobaczyć co się dzieje, jakie ustawy są przyjmowane, jak chce się nas ograniczać pod przykrywką naszego dobra. Nie ukrywam, że angażuję się w ruchach wolnościowych na poziomie krajowym, bo jestem zaniepokojona tym co stało się w ostatnich latach na świecie. Jestem również przerażona bezmyślnym przyjmowaniem faktów przez społeczeństwo podawanych za pomocą telewizji. To problem globalny, ludziom nie chce się myśleć. Nie rozumieją rzeczywistości, układu, sterowania nimi. Niestety to się może dla wielu źle skończyć. Mam kontakty z osobami ze Stanów Zjednoczonych, Francji czy Niemiec. Wszystkie te osoby uważają, że w sensie globalnym dzieje się źle i powoli jest próba odbierania naszej wolności. Tutaj widzę swoje zaangażowanie i w tym obszarze chcę się poświęcać i wkładać czas i energię, do czego zachęcam też wszystkie inne osoby niezależnie od poglądów i przekonań politycznych. Jestem przeciwnikiem globalizmu i całej tej fałszywej narracji, w którą wciąga się ludzi. Obecnie próbuje się wprowadzać rozwiązania pod przykrywką różnych wzniosłych haseł, które mają na celu ograniczyć naszą wolność i swobodę przemieszczania się.
- Rozumiem, wróćmy jednak jeszcze na wodzisławskie podwórko. Czy jest możliwość, że pani kogoś poprze oficjalnie? Czy już pani takiego ruchu (czytaj błędu) nie zrobi?
Ja swoich decyzji nigdy nie żałuję i nie wykluczam zaangażowania w kampanię w 2024 r. Musi to jednak być dobry kandydat. Nie uważam, że błędem było poparcie Kiecy. W 2006 roku to był najlepszy kandydat, w 2024 roku może być najgorszym z możliwych.
"On już był zmęczony i teraz też to widzę, nie ma w nim inicjatywy,"
A niby czym się tak zmęczył?
No fakt, wymyślić odgarnianie liści na leśnych ścieżkach, to bardzo męczące.
Byle wyrwać pieniądze od mieszkańców.
A może zmęczył się projektami np Tysiąclecia, za projekty zapłacili mieszkańcy i co zrobiono? Nic tylko podziwiać! Gdzie rowery 4 generacji które to niby ciężko pracując załatwił?
I tak można wymieniać, wymieniać, bez końca.
Bardzo trafna analiza. W szczególności zgadzam się z akapitem dotyczącym globalizacji.
ja dziękuję tej pani. Skoro raz się POmyliła to POmyli się i po raz drugi.