"Nie zabiłem się, bo po prostu mi się nie udało". Wywiad z niedoszłym samobójcą. Jak wyszedł z depresji?
Depresja to choroba XXI wieku. Dotyka ona ogromnej części społeczeństwa a nawet ludzi w naszym najbliższym otoczeniu, a często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nasz dzisiejszy rozmówca podzielił się swoimi doświadczeniami z depresją, z którą zmagał się do niedawna.
- Sam zauważyłeś, że dzieje się z tobą coś nie tak, czy ktoś musiał ci to uświadomić?
- Sam to zauważyłem. Cały czas chodziłem przygnębiony i smutny. Miałem wrażenie, że uszło ze mnie życie. Może brzmi to dziwnie, ale miałem ciągle zły humor. Wolałem siedzieć w domu i odciąć się od ludzi.
- Jak to się zaczęło?
- Przez wiele lat grałem w piłkę nożną. Miałem kontuzję. Załamałem się, gdy lekarz uświadomił mi, że nie będę mógł już więcej grać. Z piłką nożną wiązałem swoje przyszłe życie. To mnie tak zrujnowało.
- Co czuje osoba, która chce popełnić samobójstwo?
- Trudne pytanie. Mam wrażenie, że nic nie czułem. Była we mnie pustka. Chciałem skończyć ze sobą jak najszybciej. Może jednym z uczuć, które faktycznie czułem, była złość. Gniewałem się sam na siebie. Nie mogłem nic sobie poukładać w głowie.
- Jak reagowały osoby, które cię otaczały?
- Starali się mnie cały czas motywować i mi pomóc. Zarówno przyjaciele jaki i rodzina. Złe myśli były dalej we mnie. Działały jak impuls.
- Szukałeś pomocy u specjalisty?
- Tak. Chodziłem na terapię. Przepisano mi leki psychotropowe. Było to jakoś dwa - trzy lata temu. To, że potrzebuję pomocy, zauważyłem w momencie, gdy siedziałem z przyjaciółmi. Normalnie rozmawialiśmy, ciągle się z czegoś śmialiśmy i nagle jakby mnie odcięło. Wyłączyłem się na wszystkie bodźce ze środowiska, nie było ze mną kontaktu. Później ten stan powtarzał się coraz częściej.
- Sam zdecydowałeś się szukać pomocy u specjalisty?
- Dokładnie nie pamiętam jak to się stało, że znalazłem się w jego gabinecie. Wiem tylko tyle, że zanim mój stan pogorszył się na tyle, że nie miałem kontaktu z otoczeniem, chodziłem do psychologa - tu na pewno była ingerencja rodziców. Później, gdy mi się pogorszyło, dużo rozmawiałem z kolegą, który cierpiał na to co ja.
- Jaka była diagnoza? Co stwierdzono?
- Specjalista stwierdził, że mam nerwicę i depresję. Potwierdziło to tezę mojego kumpla, który namówiłł mnie na konsultacje. Mimo wizyt u specjalisty i tego, że brałem tabletki psychotropowe, mój stan nie poprawiał się. Pomogło dopiero leczenie psychiatryczne w zamkniętym ośrodku.
- Jak chciałeś odebrać sobie życie? Miałeś plan, który chciał zrealizować?
- Obrałem sobie kilka celów. Pierwszym z nich było przedawkować tabletki. Padło na psychotropy, które dostałem od specjalisty, ale nic mi się nie stało poza tym, że przez kilka kolejnych dni byłem nieobecny. Drugim było podcięcie sobie żył, ale to też nie poskutkowało. Nie mogłem zrobić tego na tyle mocno. Miałem też pomysł, żeby rzucić się pod pociąg, ale nie starczyło mi odwagi.
- Czy mówiłeś komuś o chęci zabicia się?
- Nie. Nigdy nie groziłem nikomu w taki sposób, że się zabiję. Nigdy nie szukałem atencji. To moja sprawa, a nie sprawa innych.
- Mówiłeś, że twoi rodzice i przyjaciele wspierali cię. Musieli wiedzieć o twoich problemach. Jak im o tym powiedziałeś?
- Nie powiedziałem im o tym bezpośrednio. Sami zauważyli po tym jak chodziłem ciągle przygnębiony i bez chęci do życia. Do tego napomknąłem, że idę do lekarza. Jak od niego wróciłem, to oczywiście dopytywali jaki to lekarz, co dokładnie powiedział, co się ze mną dzieje. Wtedy powiedziałem. A jeśli chodzi o kwestię przyjaciół, to po części sami zauważyli, a po czasie zdałem sobie sprawę, że to nic takiego i nie powinienem się tego wstydzić.
- Co zaważyło nad tym, że jednak nie odebrałeś sobie życia?
- Nie zabiłem się, bo po prostu mi się nie udało. To był jedyny powód.
- Wspomniałeś, że byłeś na leczeniu psychiatrycznym w ośrodku. Mógłbyś więcej powiedzieć na ten temat?
- Gdy już naprawdę źle działo się w mojej głowie, poszedłem do lasu. Chciałem być sam. Rodzice wiedzieli, że jest źle. Mama do mnie wydzwaniała, mówiłem, że źle się czuję. Wtedy zadzwoniła po policję. Bała się, że to właśnie ten moment, w którym pożegnam się z życiem. Zawieziono mnie potem do szpitala. I sam zdecydowałem, że zostanę tam na dwa tygodnie. Wiedziałem, że to ostatni moment, żeby sobie pomóc. W tym czasie, gdy byłem w szpitalu psychiatrycznym, bardzo się poprawiło i do dziś jest dobrze.
- Mógłbyś opowiedzieć jak wygląda takie leczenie?
- W sumie nie różniło się ono dużo od tego w domu. Jedyne co, to dostawałem większe dawki antydepresantów. Taka w miarę dzienna rutyna to pobudka, około 8 na śniadanie. Po śniadaniu można było pójść na spacer, do sklepu. Po tym był obiad, ćwiczenia i cały dzień czas dla siebie. Później tylko wieczorem kolacja, a tabletki podawano nam o 21. Oczywiście były podstawowe zasady jak takie, że nie można było mieć ostrych narzędzi, pić energetyków. Ale jeśli chodzi o telefon, to normalnie mogłem go używać.
- Co mógłbyś powiedzieć ludziom z depresją? Jakieś rady dla nich?
- Przede wszystkim ludzie z depresją nie mogą się tego wstydzić. Mimo, że ma się zły humor, to warto z kimś porozmawiać i nie zamykać się w sobie. Życie jest jedno, więc nie warto go stracić.
Zobacz również:
Nie odbieraj sobie życia!
Jeśli przychodzą Ci do głowy myśli samobójcze, koniecznie skorzystaj z pomocy. Nie ma sytuacji bez wyjścia! Jest wiele osób, które chcą Ci pomóc. Warto zadzwonić na jeden z numerów specjalnych telefonów zaufania. Nikt nie dowie się o tym, że dzwoniłeś, a na pewno uda się w ten sposób znaleźć rozwiązanie Twoich problemów:
- Ogólnopolski Telefon Zaufania dla osób w kryzysie emocjonalnym: 116 123
- Ogólnopolski Telefon Zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111
- Telefon zaufania Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach: 800 163 090
- Telefon wsparcia dla osób w kryzysie psychicznym: 800 702 222
- Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie "Niebieska linia": 800 120 002
"Miałem też pomysł, żeby rzucić się pod pociąg..."
Na peronie stacji Zdrój? Czyli już wiemy, dlaczego się nie udało...
"brałem tabletki psychotropowe, mój stan nie poprawiał się"
Nie wszystko wszystkim pasuje, dobor medykamentow i odpowiednich dawek moze trwac wiele miesiecy.
Nie ma tabletki szczescia.
Niezwykle istotna jest terapia. Terapeuta to nie mechanik, ktory poprzestawoa tryby w glowie, ale naprowadzi na droge, jak rozumiec siebie, swoje stany i nastroje.
Pierwszy krok w leczeniu depresji to zdobyc odwage poprosic o pomoc. To bywa trudne, ale jest potrzebne.