Starosta rybnicki Damian Mrowiec o wyborach, samorządzie i Śląsku Nie ciągnie mnie na warszawskie salony
Starosta rybnicki Damian Mrowiec wygrał wybory sześć razy z rzędu i na poważnie myśli o kolejnej kadencji. Ma spore szanse. Podczas wieloletnich rządów wejrzał w dusze swoich wyborców i wie, czego pragną Ślązacy.
- Podobno niedawno w Chorzowie zatrzęsła się ziemia. Wie pan coś o tym?
- Byłem na koncercie Rammstein i trochę to odczułem, bo zawsze wybieram płytę. Nie siedzę grzecznie na takich koncertach. Poddaję się ekspresji muzyki metalowej. Człowiek czasami potrzebuje czegoś innego.
- Znam kilku byłych i obecnych starostów z naszego regionu. To nie są ludzie, którzy słuchają metalu.
- Ja słucham, ale się tym nie chwalę. Gusta, również te muzyczne, są indywidualne. Ja z nimi nie dyskutuję. Nie naigrawam się z tego, że ktoś lubi jazz, a ktoś inny disco polo.
- Pan przy tym metalu się relaksuje?
- Tak, ale słucham nie tylko metalu. Chodzę regularnie do Teatru Ziemi Rybnickiej na transmisje z największych oper na świecie. My też organizujemy koncerty pianistyczne. Udało nam się zakupić trzy fortepiany: dwa zewnętrzne (jeden jest tu, przy starostwie, drugi przy Zespole Szkół w Czerwionce-Leszczynach) oraz jeden topowy instrument marki Steinway, który trafił do naszego powiatowego dworu w Łukowie Śląskim.
- Czyli pan po prostu kocha muzykę.
- Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki.
- Życie to nie tylko muzyka. Czytając pański życiorys, przyszedł mi do głowy pomysł na dowcip.
- Tak?
- Co mówi starosta rybnicki do swojego odbicia w lustrze?
- Słucham.
- "Jestem zwycięzcą". Bo nie ma w naszym regionie samorządowca, który wygrałby wybory sześć razy z rzędu (1998, 2002, 2006, 2010, 2014, 2018).
- Nie ma, ale nie patrzę na siebie w kategoriach zwycięzcy czy dominatora. To jest wynik zapotrzebowania naszych mieszkańców na pewną stabilność. Ślązacy lubią przewidywalne życie. Jest w tym coś dobrego. Można improwizować. W muzyce też często gęsto pojawia się element improwizacji, ale potem trzeba wrócić do życia. To upodobanie do stabilności i przewidywalności powoduje, że nasi mieszkańcy przy wyborach stawiają na ludzi, którzy nie zawiedli.
- Jeszcze jedno zwycięskie wybory i nabędzie pan uprawnienia emerytalne w trakcie kadencji. To nie przeszkadza w dalszym rządzeniu, ale czy zajmując to samo stanowisko od tylu lat, udaje się panu zachować świeże spojrzenie?
- Staram się tak pracować i działać, żeby mieć cały czas głowę pełną pomysłów. Oczywiście ta myśl - że to jest etap w życiu, który trzeba będzie zamknąć - nie opuszcza mnie. Znany zespół śpiewał, że trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Oni przedłużyli to zejście. Myślę, że ze mną tak nie będzie. Nie mam poczucia, że jestem niezastąpiony. Nasze życie to jest pewne kontinuum, na którym możemy odnotować lepsze i gorsze sytuacje. Być może w najbliższym czasie rozważę również myśl o emeryturze, ale na dziś jestem - jak to mówią sportowcy - w gazie. Mam w sobie jeszcze dość dużo energii, którą mogę wyzwolić w samorządowej pracy.
- Co jest sukcesem, a co porażką w kontinuum Starosty Rybnickiego Damiana Mrowca?
- Nauki społeczne mówią, że aby coś się stało, musi być przyzwolenie społeczne. To jest podstawą działań polityków. Natomiast żeby mówić o integracji społecznej, potrzeba nie 25, a 50 lat. Sukcesem jest dla mnie to, że dziś mieszkańcy naszego powiatu - niezależnie od tego, czy są w Czerwionce, Lyskach, czy Świerklanach - zaczynają myśleć, jeśli mogę użyć takiego sformułowania, powiatowo. Uważają nasz powiat za swoje dobro.
Sukcesem jest więc pewien rodzaj asocjacji społecznej - wytworzenie się wśród mieszkańców jedności powiatowej, która jest czymś więcej niż tablica z "SRB".
To jest osiągnięcie, z którego możemy być dumni - wszyscy, bo ja jestem tylko wyrazicielem tego, co wyborca chce dokonać rękami moimi i radnych. Przykładem tego jest dwór w Łukowie Śląskim, który podnieśliśmy z ruin. Mamy tam salę koncertową i teren rekreacyjny. Niedawno oddaliśmy do użytku drugi budynek, w którym działają klub seniora oraz organizacja pomagająca spędzać czas dzieciom i młodzieży. Tam przyjeżdżają różne grupy z całego powiatu - strażacy, koła gospodyń wiejskich, trzeci sektor. Po którejś wizycie w Łukowie zaczęli się tam czuć jak u siebie. Ludzie przyjęli coś, co wyprzedzająco odpowiedziało na tę potrzebę.
- A co z porażką?
- Porażką jest to, że nie udało nam się doprowadzić do takiego funkcjonowania samorządu, że nie musimy czekać na programy i wsparcie z zewnątrz, żeby realizować własne inicjatywy. Fakt, że nie mamy zobowiązań i długów, ale nie jest u nas tak jak w Austrii czy Szwajcarii, gdzie powiaty mają swój własny, mocny budżet. Nie jesteśmy niezależni finansowo. To nie jest tylko nasza bolączka - to jest sprawa systemowa, polityczna. Do tego w ostatnich latach doszło do osłabienia pozycji samorządów. Zachodzi zjawisko klientelizmu. Obserwujemy, że samorządy muszą dziękować swoim "darczyńcom". Pomimo własnych poglądów politycznych nigdy nie uważałem, że politykę warszawską należy sprowadzać do samorządów. Rola starosty, wójta, burmistrza czy prezydenta nie powinna być tak powiązana z władzą, by ta relacja warunkowała jego funkcjonowanie w samorządzie. Niestety do takich zjawisk dochodzi i to jest porażką idei samorządu.
- Może zamiast być starostą przez tyle lat trzeba było wejść do polityki krajowej i zmieniać system. Nie kusiło pana, żeby pójść w takim kierunku?
- Trochę kusiło mnie to, gdy byłem młody. Jednak przekonałem się, że pojedynczy poseł niewiele znaczy. Bycie politykiem w Warszawie sprowadza się często do wspierania rozwiązań, które czasami nie są zgodne z oczekiwaniami naszych mieszkańców. Trzeba głosować wbrew swojemu sumieniu oraz woli wyborców. Dlatego nie ciągnie mnie na warszawskie salony. W samorządzie ma się wpływ na rzeczy, które dzieją się tu i teraz. Można coś zaplanować, doprowadzić do szczęśliwego finału.
- Pytam, bo swego czasu mówiło się o pana dobrych relacjach z Tomaszem Tomczykiewiczem (ówczesnym szefem Platformy Obywatelskiej w województwie śląskim, T. Tomczykiewicz zmarł w 2015 r.). Podobno mógł pan liczyć na dobre miejsce na liście w wyborach parlamentarnych, ale wybrał pan samorząd.
- Miałem dobre relacje ze śp. Tomaszem Tomczykiewiczem. Były propozycje z jego strony, ale ja widziałem jak funkcjonuje polityka i nie interesowało mnie to. Nie byłbym w zgodzie z własnym sobą, musząc potem tłumaczyć się mieszkańcom z czegoś, do czego sam nie mam przekonania. Przecież wyborca wyposaża mnie w odrobinę swoich nadziei i marzeń. Mając taki kapitał, miałbym zasiadać w Sejmie i być wykonawcą czyjejś woli?
Ludzie
Polityk Prawa i Sprawiedliwości, były europoseł i senator, aktualnie poseł.
Starosta Powiatu Rybnickiego.
Poseł na Sejm RP, polityk Platformy Obywatelskiej.
Prezydent Wodzisławia Śl.
Prezydent Rybnika
Senator
Myślę, że to jeden z nielicznych starostów w Polsce o którym można powiedzieć, że jest jak REZYDENT pałacu - MUZYK, a nie jak samorządowiec odpowiedzialny o powiat. Siedziba piękna ale nic nie musi robić bo wszystko mu załatwia Rybnik. Nie stara się o komunikację powiatową ani o cokolwiek aby rozwijać powiat. Nie musi się zamartwiać o lekarzy czy szpitale powiatowe tak jak w Raciborzu czy powiecie wodzisławskim bo ich nie ma. Nie lobbuje o nic do posłów bo to poniżające dla rezydenta. Jest fanem muzyki i dlatego odwiedza koncerty i zakupił fortepiany... Czasami pojawi się na obchodach świąt państwowych. Życie jak w Madrycie na koszt podatnika.
Jak żyję, pierwszy raz o tym panu słyszę,
Wyjątkowo upolityczniony .Przynależy do PO. To jest wzór niezależności poglądów.Poza tym nie wybierają go mieszkańcy ;-)
Powiat rybnicki jest ewidentnym przykładem na to, jakim błędem było ich powstanie! Terytorialnie złożony z gmin, które ze sobą nie graniczą... Siedziba powiatu poza powiatem... Ale starostwo z panem starostą okazałe... Istne kuriozum!
FAkt jest faktem, że każdy by chętnie zasiadł na stołku Mrowca, przy takim zakresie obowiązków.