"Problemem nie jest dostęp do diagnostyki, a strach przed badaniem"
Ze Stanisławem Klonem, kierownikiem oddziału onkologicznego w Rybniku rozmawiamy, m.in., o aktualnym podejściu do leczenia nowotworów i wpływie stresu na terapię.
Nowiny.pl: Kieruje doktor oddziałem, z którym jest związany od wielu lat.
Stanisław Klon: Pracuję na rybnickiej onkologii od 1991 roku. Zaczynaliśmy jeszcze w Juliuszu, gdzie funkcjonował oddział onkologiczny jeszcze w latach 90. Dlatego mamy sentyment do Edukatorium Juliusz. Teraz tam idziemy na zwiedzanie, a kiedyś to było nasze miejsce pracy.To muzeum jest bardzo ładnie zrobione, byłem tam z wnukami. A mnie się zawsze przypominają tam wspomnienia z początku mojej kariery zawodowej.
Jednak oddziały onkologiczne, onkologia nie budzą zbyt pozytywnych skojarzeń...
Dużo osób myśli, że praca tutaj jest bardzo uciążliwa, że to smutny oddział. W praktyce wygląda to tak, że nawet jeśli pacjenci mają zaawansowane albo nieuleczalne choroby, to chcą żyć normalnie - funkcjonować, pracować, nie chcą być traktowani jako gorsza grupa chorych. Pacjentowi na każdym etapie leczenia potrzebna jest nadzieja, że będzie poprawa. Zdarza się wiele razy, że rokowanie nie jest pomyślne, a jednak pacjent zdrowieje.
Oddział w ciągu roku przyjmuje około 6 tysięcy pacjentów. Czy ta liczba zmienia się w kolejnych latach?
Ta liczba jest stabilna, wynika z możliwości kadrowych, z możliwości organizacyjnych naszego szpitala, dlatego, że na Śląsku chorzy leczą się w różnych ośrodkach. Gdyby była taka potrzeba, to my jesteśmy w stanie zwiększyć liczbę przyjmowanych i leczonych pacjentów.
Podejście do terapii w ostatnich latach mocno się zmienia.
Tak, bardzo. Jeśli chodzi o rozwój onkologii, to zawsze się dynamicznie zmieniało, ale od kilku lat, wszystko bardzo przyspieszyło. Pojawiły się leki o nowoczesnym mechanizmie działania, jest ich coraz więcej - są przeznaczone do różnych nowotworów. Najbardziej dynamicznym działem medycyny onkologii klinicznej jest immunoterapia, która będzie się z każdym rokiem coraz bardziej rozwijała i będzie coraz szerzej stosowana we wszystkich rodzajach nowotworów. Leczenie cytostatykami, czyli chemioterapią, to było jakby oddziaływanie na końcowy etap rozwoju guza. Niszczyliśmy komórki guza nowotworowego, a w tej chwili, kiedy stosujemy mechanizmy immunoterapii, to działamy w mechanizm genetyczny - w punkt wyjścia tego nowotworu. Zaczynamy od źródła, dlatego to leczenie jest skuteczniejsze, ale też trwa dłużej, ma dłuższy czas odpowiedzi. Czyli likwidujemy przyczynę choroby, zaburzenia genetyczne.
Takie badania prowadzone są we wszystkich nowotworach, takie leczenie jest stosowane w Europie, a także w naszym ośrodku. Rozpisujemy jak wygląda sytuacja, mamy profil genetyczny nowotworu i do tego profilu genetycznego nowotworu dopasowujemy najbardziej skuteczny lek na danym etapie. I daje to duży postęp w uzyskaniu efektu leczenia czy wyleczeniu chorego.
Zmienia się też tryb podawania leków. Coraz częściej stawia się na leczenie ambulatoryjne.
W ramach chemioterapii jednego dnia nie preferuje się hospitalizacji, czyli zostawania na noc w szpitalu. Staramy się to wszystko podać w jednym dniu, aby pacjent po podaniu cytostatyków wrócił do domu. Ma to bardzo dobry wpływ na psychikę. Poza tym najlepszą opiekę chory zawsze ma w rodzinie. Zwłaszcza jeśli to młodzi chorzy, którzy mają dzieci, to naprawdę przebywanie z bliskimi ma pozytywną wartość terapeutyczną.
Jeśli już mówimy o psychice, to rybniccy pacjenci i ich rodziny mają możliwość skorzystać ze wsparcia psychologa.
Jak najbardziej, mamy psychoonkologa na miejscu na oddziale, ale także jest taka możliwość w Edukatorium Juliusz, gdzie można skorzystać z programów wsparcia psychoonkologicznego, dostępnego nieodpłatnie dla wszystkich mieszkańców Rybnika. Zazwyczaj ludzie w podeszłym wieku nie mają takich potrzeb, ale w średnim i młodszym wieku są bardzo zainteresowani psychoonkologią i wsparciem ze strony psychoterapeuty. Jest duże zapotrzebowanie na takie leczenie wspomagające. Rośnie świadomość, że psychika ma wpływ na jakość leczenia, na jakość życia.
Podobnie jak obniżanie poziomu stresu...
Tak, duży wpływ na jakość życia i efekty leczenia onkologicznego. Czym wyższy poziom stresu, tym te efekty są słabsze. Stres jest czynnikiem niekorzystnym u zdrowych ludzi, a co dopiero u chorych, u których mamy jakieś zmiany patologiczne.
Dlatego warto nad tym pracować i korzystać ze wsparcia specjalistów. Jednak wciąż nie ma sposobu na to, żeby w 100% uchronić się przed ryzykiem choroby.
To jest marzenie ludzi od wieków. Od początku XIX, XX wieku ludzie mieli nadzieję, że postęp medycyny i rozwój metod diagnostycznych, które wciąż są udoskonalane, sprawią, że ilość chorób nowotworowych się zmniejszy. Niestety, tendencja jest odwrotna, ta liczba się zwiększa. Mamy coraz więcej zaburzeń genetycznych, mamy toksyczne substancje, mamy swoje obciążenia, a poza tym wydłuża się czas życia i to też wpływa na wzrost prawdopodobieństwa wystąpienia choroby.
To jednak nie znaczy, że nie mamy wpływu na nasze zdrowie.
Oczywiście, ważny jest tryb życia, żywienie, sport, ruch. Alkohol ma zły wpływ, są nowotwory alkoholozależne. A do tego warto regularnie się badać. To pozwala na rozpoznanie choroby we wczesnym stadium, a im wcześniej rozpoznany nowotwór, tym większe szanse na powrót do zdrowia.
Kiedy coś się wykryje, trzeba to zbadać, żeby mieć jasność, nie zawsze to od razu nowotwór. Nie każdy guz jest rakiem. Może być guz, który jest nienowotworowy i jeżeli on w czymś przeszkadza, to trzeba go usunąć.
Są chorzy, którzy za późno się zgłaszają. Kiedy zaczynałem pracę, były pacjentki z zaawansowanymi guzami i miałem nadzieję, że dzięki postępowi w medycynie po 2000 roku nie będzie takich przypadków. Niestety, to nadal ma miejsce. Pacjenci przez długi czas widzą, że guz im rośnie i nic z tym nie robią. Mamy w Polsce dostęp do bardzo dobrej diagnostyki i to nie jest problemem. Problemem jest strach, przełamanie bariery psychologicznej i zmobilizowanie się do działania.