Od czesania lalek do fryzjerskiego sukcesu. Joanna Gołombek z Chałupek od 25 lat spełnia swoje marzenia
Renoma Joanny Gołombek (z domu Michałek), fryzjerki z Chałupek, zaczęła szybko rosnąć, gdy 16 października 1999 roku otworzyła swój pierwszy zakład w rodzinnym domu. Choć początkowo jej mama nie była zadowolona z wyboru zawodu, a w szkole zawodowej odradzano jej tę karierę ze względu na dobre wyniki w nauce, Joanna nie poddawała się i konsekwentnie dążyła do realizacji swoich marzeń. - Fryzjerstwo to piękny zawód, który daje mi wiele pozytywnych emocji - mówi.
Lalki nie miały łatwo
Pierwsze myśli o tym, aby zostać fryzjerką, pojawiły się w głowie małej Asi, gdy miała zaledwie 6-7 lat. Z fascynacją obserwowała pracę swojego ojca Marka, który, choć nie prowadził własnego zakładu, był wyuczonym fryzjerem. Regularnie odwiedzał swoich klientów, głównie członków rodziny, oferując im usługi w ich domach.
Podczas wspólnych wizyt Asia zawsze zabierała ze sobą małe krzesełko, by z bliska obserwować, jak tata wykonuje swoją pracę. - Pamiętam, jak ostrzył starą brzytwę. To zawsze mnie fascynowało - wspomina. Najbardziej w pracy ojca podobał jej się końcowy efekt, czyli metamorfoza. Po tych obserwacjach zaczęła ćwiczyć na swoich lalkach, które nie miały z nią łatwo. Każda z nich przechodziła przez jej artystyczne ręce, zyskując nową fryzurę.
Tak trwała w swojej fascynacji fryzjerstwem aż do czasu wyboru zawodu. Kiedy kończyła Szkołę Podstawową w Chałupkach, swojej rodzinnej miejscowości, nadszedł moment kluczowych decyzji. Choć uczyła się dobrze i miała czerwony pasek, ciągle nie była pewna, co chciałaby robić w życiu. Gdy oznajmiła, że chce zostać fryzjerką, jej tata ucieszył się z tej decyzji, podczas gdy mama Helena nie była zadowolona.
Znaczenie odegrały słowa wujka
W życiu Asi ogromne znaczenie miał jej chrzestny, wujek Edek. Jego słowa były dla niej niezwykle ważne. Doradził jej, aby poszła na fryzjerkę, a później, jeśli zechce, mogła zdobyć wykształcenie w innej dziedzinie, zdać maturę i kontynuować naukę.
- To była dla mnie mocna pieczęć, by iść w wymarzonym kierunku - wspomina.
Podjęła naukę w szkole zawodowej w powiecie wodzisławskim, najpierw w Radlinie, a po jej likwidacji w Pszowie. Jednak nie było jej łatwo. Na pierwszą wywiadówkę została wezwana razem z mamą, gdzie nauczycielka zwróciła uwagę na jej dobre oceny z podstawówki, sugerując, aby rozważyła naukę w szkole o wyższym profilu. Dorastająca Joanna jednak nie dała się przegadać i pozostała wierna swojemu postanowieniu.
Szefowa dostrzegła potencjał
W jej drodze do zostania fryzjerką ogromne znaczenie miała Iwona Witaszak, właścicielka salonu „Fantazja” w Wodzisławiu Śląskim, gdzie Joanna odbywała swoje praktyki. Jak wspomina, to właśnie Witaszak dostrzegła w niej potencjał do rywalizacji na konkursach fryzjerskich, ucząc ją nie tylko technicznych umiejętności, ale także inspirując do artystycznego rozwoju. Dzięki udziałowi w konkursach Joanna zdobywała uznanie i pewność siebie, co motywowało ją do dalszego doskonalenia się w zawodzie i wyznaczania coraz ambitniejszych celów.
Po ukończeniu szkoły chciała pozostać w wodzisławskiej „Fantazji”, jednak wówczas nie było wolnego etatu. Zdecydowała się więc na pracę u znanego raciborskiego fryzjera, Ekarda Matuszka, gdzie pracowała przez rok. Wiedziała, że musi szybko znaleźć zatrudnienie, aby pozostać w zawodzie i ciągle się rozwijać, gdyż od początku marzyła o posiadaniu własnego zakładu i szkoleniu uczniów.
Po roku do Asi zadzwoniła Iwona Witaszak, oferując jej pracę, ponieważ w jej salonie zwolniło się miejsce. Pracowała w „Fantazji” przez kolejne trzy lata, zdobywając odpowiedni staż, aby móc przystąpić do kwalifikacji mistrza fryzjerstwa, co potwierdza najwyższe kwalifikacje zawodowe w rzemiośle.
- Jak tylko zdobyłam dyplom mistrzowski, postanowiłam, że otwieram własny salon. Chciałam zobaczyć, jak to jest - wspomina Joanna, dodając, że w tym okresie zmagała się z poważnymi trudnościami zdrowotnymi. Wydawało się, że egzema na dłoniach przekreśli jej marzenia i że na dobre będzie musiała się rozstać z zawodem. Tę smutną informację usłyszała nawet od lekarza. Jednak się nie poddała, pokonując kolejne przeciwności, i wyleczyła się.
Joanna otworzyła swój pierwszy zakład 16 października 1999 roku, tuż po zdaniu matury. Bo już wcześniej pracując w zawodzie, postanowiła uczęszczać do wieczornej szkoły średniej, aby mieć plan b na wypadek, gdyby nie powiodło jej się jako fryzjerce. Jej drugim marzeniem było zostać nauczycielką klas 1-3. Jej pierwszy salon mieścił się w rodzinnym domu przy ul. Polowej w Chałupkach, w skromnej piwnicy o wymiarach zaledwie 2x2 metry. Mimo niewielkiej przestrzeni udało się stworzyć zaplecze oraz dwa stanowiska dla fryzjerstwa damskiego i jedno dla męskiego. - Pracowało się tam fajnie - wspomina z uśmiechem. - Zawsze mama wołała do mnie z góry, żeby chociaż zupę zjeść.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Większych bzdur w życiu nie czytałem. Przecież Pani Asi na d dawna nie ma na miejscu, nie obsługuje tutaj klientów. Zostawiła zakład swawoli Pani Marioli i pojechała za mężem do Niemiec.
A Szanowna Pani Mariola wiecznie się spóźnia. Umawia klientów na godzinę 9:00 a samą przyjeżdża 9:30. Nie raz czekałem pod zakładem i nigdy żadnego przepraszam...