Nie pomoże ani OZE, ani import energii. Standard bezpieczeństwa energetycznego Polski zagrożony
W połowie listopada Polskie Sieci Elektroenergetyczne opublikowały raport "Ocena wystarczalności zasobów na poziomie krajowym 2025-2040". Raport tyleż ciekawy, co niepokojący. Wynika z niego, że standard bezpieczeństwa energetycznego Polski jest mocno zagrożony. Zwłaszcza w sytuacji wyłączania elektrowni węglowych.
Raport przygotowany przez PSE przedstawia ocenę wystarczalności zasobów wytwórczych na poziomie krajowym i jest elementem mającym wspierać podejmowanie decyzji przez decydentów w kwestiach strategicznych w celu utrzymania bezpieczeństwa systemu elektroenergetycznego. Wynika z niego, że standard bezpieczeństwa energetycznego, który określony został na poziomie 3 godzin w roku, może zostać nie dotrzymany, co w głównej mierze spowodowane jest ryzykiem trwałego odstawienia bloków węglowych, których utrzymywanie jest nieopłacalne.
W tym miejscu warto uświadomić sobie, że średni wiek bloku, w którym spala się węgiel kamienny albo brunatny wynosi ponad 37 lat. Jednostki w wieku 40 lat i więcej stanowią blisko 60% wszystkich. A trzeba pamiętać, że sektor wytwórczy energii elektrycznej w Polsce na koniec 2023 roku w ponad połowie stanowiły jednostki wytwórcze w których następuje spalanie paliw kopalnych. Jednostki opalane węglem kamiennym i węglem brunatnym, sumarycznie osiągając ponad 49% całkowitej mocy zainstalowanej brutto. W 2023 roku odpowiadały one za produkcję blisko 68% energii elektrycznej wytworzonej w kraju.
Dodatkowo przyczyną, która wpłynie na bezpieczeństwo energetyczne jest brak wystarczającej liczby nowych inwestycji w źródła wytwórcze, które mogłyby zrównoważyć ubytki mocy w wyniku odstawienia wspomnianych źródeł węglowych.
Jaki będzie efekt spadającej opłacalności elektrowni węglowych, skutkującej ich wygaszaniem oraz braku inwestycji? Oczekiwany sumaryczny czas trwania deficytów mocy w roku 2026 może wynieść nieco ponad 40 godzin rocznie, a rok później już ponad 50 godzin rocznie, by kolejnych latach kształtować się w zakresie od 6,6 do 33,3 godzin. Wyniki te mocno odbiegają od celu jakim jest spełnienie standardu bezpieczeństwa wynoszącego 3 godziny na rok. PSE przewiduje deficyty pomimo wykorzystania narzędzi takich jak import tj. kontrybucja jednostek zagranicznych do bilansu Krajowego Systemu Elektroenergetycznego oraz wykorzystanie mechanizmów redukcji zapotrzebowania poprzez aktywację dostawców usług redukcji i elastyczność odbiorców wrażliwych na sygnały cenowe.
Co ciekawe, jak zauważono w raporcie, możliwość wykorzystania energii z importu oraz redukcji zapotrzebowania również obarczona jest ryzykiem. Bo może się okazać, że w momentach napiętego bilansu w KSE, dostęp do mocy jednostek zagranicznych będzie ograniczony np. w wyniku równoczesnego napiętego bilansu w sąsiednich strefach cenowych spowodowany warunkami pogodowymi.
Z analizy PSE wynika, że aby było możliwe utrzymanie bezpieczeństwa pracy systemu, konieczne jest zapewnienie mechanizmów finansowania zasobów mocy dyspozycyjnej, w tym: źródeł wytwórczych, magazynów czy jednostek redukcji zapotrzebowania. W przeciwnym razie zmaterializuje się ryzyko odstawień.
Czym się przejmujecie, przecież jak nie będzie wiatru, słońca to energię można z prądu wyprodukować, według ministerki środowiska.
Takiego artykułu wiele osób nie zrozumie. W dodatku minister od klimatu i środowiska niejaka Kloska z mównicy sejmowej opowiada dyrdymały że: wiatraki i fotowoltaika przez cały rok się uzupełniają zapewniając ciągłe zasilanie, bo albo świeci słońce albo wieje wiatr. Na te dyrdymały nikt z rządu nie reaguje, co by wskazywało na to, że rządzą nami sami dyletanci. To już przestaje być śmieszne a staje się niebezpieczne. Tego rządu szkodników trzeba się pozbyć jak najszybciej. Nie można też zapominać o źródle tych wszystkich problemów czyli eurokołchozowym "Zielonym ładzie" który razem z tym rządem powinien wylądować na śmietniku.