Życie jest piękne. Kto wie o tym lepiej niż jubilaci na Złotych Godach? Kochają się ponad pół wieku
Poznali się w pracy, w pociągu, na dansingu. Nie zawsze była to miłość od pierwszego wejrzenia. - Mąż musiał się napracować, by zdobyć moje serce - uśmiecha się pani Irena. Ona z Henrykiem oraz pięć innych par świętowało przeżycie 50. lat w związku małżeńskim. Uroczystość odbyła się w raciborskim Pałacu Ślubów 28 listopada.
Materiał wideo:
Włosy na bitelsa, buty z czubkiem
Spotkanie w Urzędzie Stanu Cywilnego po tym, jak często w tym samym miejscu mówiło się “tak” na swoim ślubie, to okazja do wspomnień. Państwo Długoszowie poznali się na potańcówce w Jubilatce, w lesie Obora. - Piękne były te dansingi. Z orkiestrą na żywo. Żona przyszła z koleżankami. Ja od razu powiedziałem: o, ta dziewczyna mi się podoba. Tancerzem byłem bardzo dobrym, a to był taniec z przytulanką i tak się zaczęło. Chodziliśmy też do Tęczowej na zabawy. Miałem włosy na bitelsa, a buty nosiłem takie z czubkiem, bo były najmodniejsze - wspomina Ryszard Długosz. Był żołnierzem WOP-u, tak dostał w Raciborzu mieszkanie. Małżonka Genowefa pracowała w cukrowni i ZEW-ie. Wychowali dwóch synów, mają czworo wnucząt. Państwo Długoszowie przez osiem lat zajmowali się handlem obwoźnym. - Do dziś nas klienci pozdrawiają, bo mieliśmy ceny z niewielkim narzutem. Mówią nam jak to było fajnie, jak państwo handlowaliście - opowiadał Nowinom pan Ryszard.
Dyskretna prywatka, uroda niezwykła
Państwo Marcinkowscy twierdzą, że między nimi od początku zaiskrzyło. - I tak uczucie przetrwało te wszystkie lata. A zaczęło się na przyjęciu u starszego brata. Była prywatka, coś leciało po cichutku, było dyskretnie. Jej uroda mi zawróciła w głowie. Mieliśmy skromny ślub na parę osób - opowiadał nam jubilat. Pracował w Rafako, ale nie tylko. - Bo w latach 60-tych szukało się dobrej pracy, żeby lepiej zarobić. Zwiedziłem całe województwo katowickie, pracowałem w Katowicach, Gliwicach, a także w Kędzierzynie w Azotach. Małżonka prowadziła dom, wychowaliśmy 4 dzieci - dwóch synów i dwie córki. Mamy 7 wnucząt a najmłodszy w rodzinie jest prawnuk Mateusz, który ma 4 latka. Para radzi, tym, którzy chcą spędzić ze sobą życie, aby starali się dogadywać, byli wyrozumiali jeden dla drugiego. - Trzeba mieć w sobie to człowieczeństwo, by nie urazić drugiej osoby - podsumował nasz rozmówca.
Żona jest szefem
Paweł Bytomski poznał żonę na spotkaniu u znajomych. 3 lata się z nią spotykał. - Tak zaraz to uczucie się nie zrodziło - uśmiecha się jego wybranka. - Szybko nie chcieliśmy się pobierać, ale rodzice mówili, co my tak będziemy chodzić tyle czasu. Więc wzięliśmy ślub w Nędzy, a później zamieszkaliśmy w Markowicach - wspominała pani Krystyna. Urodziło się dwoje dzieci, dziadkowie mają dwoje wnucząt. Pan Paweł był rewidentem na kolei, a żona 35 lat pracowała na poczcie. - Trzeba być uległym w niektórych sytuacjach. Mąż taki jest cichy i spokojny - powiedziała żona. - Ona jest szefem - przyznał P. Bytomski.
Arabskie doświadczenia
Teresa i Bronisław Zubowie poznali się w spółdzielni Sprawność, w której oboje pracowali. - Ktoś wpadł mi w oko i tak już zostało - śmiał się małżonek. Cywilny ślub miał miejsce w raciborskim USC, a kościelny w Kostowie, za Byczyną. Pan Bronisław pracował później w firmie Instal Kraków, z którą wyjechał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. - Spędziłem tam półtora roku. Porządni ludzie, bogactwo niesamowite, ale upał też - wspominał jubilat. Małżonkom urodziły się bliźniaki - córka z synem. Doczekali się czworga wnucząt. Córka mieszka w Londynie, syn na Ocicach. - Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Trzeba umieć troszkę odpuścić, ustąpić, ale generalnej recepty na udany związek nie ma, bo samemu trzeba go sobie stworyć - podsumowali jubilaci.
Posłuszeństwo popłaca
Piękny związek u państwa Nikel zaczął się w grudniu 1972 roku, kiedy przyszli małżonkowie spotkali się u kolegi pana Henryka. - Nie było wtedy tak dobrze w kraju, jak mówią o czasach Gierka - powiedział nam senior. - On starał się bardzo o mnie. Widziałam go wcześniej na urodzinach u koleżanki, ale rok chodziliśmy ze sobą i musiał się napracować - śmieje się pani Irena. Ślub cywilny był skromniejszy, a ten wiosną, kościelny - bardziej okazały. On pracował na kopalni, ona była pielęgniarką. Mają dwie córki - jedna wykształciła się na położną, druga została nauczycielem. Dziadkowie cieszą się trojgiem wnucząt. Jak przeżyć wspólnie, w miłości 50 lat? - Trzeba się słuchać żony - uśmiechał się pan Henryk.
Nie ma róży bez kolców
Państwo Wołkowie poznali się na zabawie sylwestrowej 1971/1972. Pochodzili z Nasiedla. Dojeżdżali do pracy jednym pociągiem. - Było nam coraz to bliżej do siebie - przyznał małżonek. Ona była krawcową w spółdzielni w Pietrowicach Wielkich, a on kierowcą. Ostatnio prowadził usługi autokarowe, jako właściciel firmy. Mają troje dzieci. Wnuk studiuje, a wnuczka jest w trzeciej klasie liceum. - Trzeba umieć sobie wybaczać, bo nie ma róży bez kolców - podsumowali jubilaci.