Tam gdzie żyli jest teraz Zbiornik Racibórz. Spotkanie ligocików w Grabówce [ZDJĘCIA]
Tradycyjne spotkanie ligocików, czyli mieszkańców nieistniejącej już Ligoty Tworkowskiej, którzy sami od dawna określają się ligocikami, odbyło się w Wiejskim Domu Kultury w Grabówce.
Spotkanie było okazją do wielu wspomnień, szczególnie w tym roku. We wrześniu nasz region kolejny raz zmagał się ze skutkami powodzi. W wielu miejscowościach nie doszło do tragedii ze względu na Zbiornik Racibórz Dolny, który powstał między innymi na terenach dwóch wsi tj.: Ligoty Tworkowskiej i Nieboczów. W mediach przebija się głównie temat przesiedlenia Nieboczów. Jednak mieszkańcy Ligoty Tworkowskiej utracili swoją miejscowość na zawsze, obecnie część z nich mieszka w Syryni lub pobliskiej Lubomi. O Ligocikach pisaliśmy już w portalu Nowiny.pl.
Zobacz materiały:
Iwona Świerczek: Ligota Tworkowska zniknęła z mapy, ale nigdy nie zniknęła z naszych serc
Ligota Tworkowska pozostanie na zawsze w ich sercach [ZDJĘCIA]
Spotkanie w Grabówce rozpoczął ostatni sołtys w historii miejscowości. Był nim Gerard Drobny, kiedyś górnik KWK Anna, później przedsiębiorca.
- Cieszymy się bardzo, że przyszliście, że kolejny raz możemy się spotkać. Jest nas troszkę więcej niż w roku ubiegłym - powitał gości sołtys Drobny, który w sposób szczególny podziękował Iwonie Świerczek - pomysłodawczyni imprezy. Sołtys podziękował też wszystkim, którzy przyczynili się do tego spotkania. - Dziękuję Wam za to, że mieliście pomysł, że mieliście siłę i dzięki Wam możemy się tutaj spotykać - dodał Drobny. Później głos zabrała też Iwona Świerczek, która podziękowała uczestnikom spotkania i sołtysowi. Życzenia i podziękowania złożył też wicewójt Lubomi Bogdan Burek.
Ligota Tworkowska została wysiedlona po powodzi w 1997 roku. Obecnie teren ten jest częścią Zbiornika Racibórz Dolny. Nie powstała jednak nowa miejscowość, tak jak było to w przypadku Nieboczów. Mieszkańców Ligoty od zawsze dotykały problemy powodziowe, jednak ten żywioł, który przeżyli w 1997 roku nie mógł równać się z wcześniejszymi. Jak sami mówią tragedia, która wtedy się wydarzyła, widoczna była dopiero po zejściu wody. Martwe zwierzęta, zalane domy, w których już na zawsze była obecna pleśń, zniszczone uprawy - to tylko niektóre skutki powodzi. Wszyscy pamiętają, co działo się przez kilka dni, kiedy zostali odcięci od świata. Pamiętają martwe krowy, kozy czy przerażone psy razem z budami, które płynęły z nurtem wody. Tych przeżyć nie da się opisać. - Nasz koń został sparaliżowany, miał zapalenie płuc, ze względu na to, że długo stał w wodzie - wspomina pani Iwona Drobny, żona sołtysa.
Jak Ligota żyła kiedyś?
Spotkanie było okazją do wspomnień, jak żyło się w Ligocie Tworkowskiej przed powodzią. Jak wspominała pani Iwona Drobny, która pracowała w domu kultury, mieszkańcy sołectwa często spotykali się na biesiadach, obecne były też dzieci. - My byliśmy jedną wielką rodziną, w rodzinie tej nie było zazdrości, nienawiści - wspomina pani Drobny. Ligota składała się z 52 domów, była też OSP i kaplica, w której odprawiano Msze Święte w każdą niedzielę. Przed I Wojną Światową miejscowość należała do Niemiec, jak sama nazwa wskazuje, była częścią parafii w Tworkowie.
Mieszkańcy pracowali głównie w kopalni i żwirowni. Każdy zajmował się również rolnictwem. Każdy miał swoje zapasy i zwierzęta, co było szczególnie ważne podczas różnego typu powodzi. Zapasy pozwoliły im przeżyć, byli samowystarczalni. - Teraz brakuje nam naszej obecności, tego że nie widzimy się na codzień. Widzimy się jedynie przy takich spotkaniach. Tych osób jest coraz mniej, ale przychodzą też nowe osoby. Tu mają swoje miejsce, które przypomina tę Ligotę - mówiła Iwona Świerczek.
Straszna powódź w 1997 roku
W 1997 roku Ligotę nawiedziła powódź, która dotychczas była nieznana mieszkańcom. Nie można sobie nawet wyobrazić tego, co przeżyli mieszkańcy wsi. Nie było prądu, piece zostały zalane, podobnie jak opał. Ratunkiem były butle gazowe, ale nie wszyscy je mieli w gospodarstwach.
Jak wspominają w rozmowie z nami panie Agnieszka Myśliwiec i Urszula Ber, woda dostała się w miejsca, gdzie przy wcześniejszych powodziach jej nie było. - Na parterze w pokojach mieliśmy 70 cm wody. Nigdy wcześniej takiej wody w Ligocie nie było - mówi pani Agnieszka.
- W moim domu nigdy wcześniej podczas powodzi nie było wody. Moja rodzina zawsze pomagała osobom, które mieszkały niżej, gdyż u nas nie było takiej potrzeby. W 1997 roku było jednak inaczej - dodaje Urszula Ber.
Jak w Arce Noego
Jak mówią nasze rozmówczynie, mieszkańcy Ligoty nie byli przygotowani, że poziom wody będzie tak wysoki.
- Najgorzej było w pierwszy dzień o godzinie 22.00. Proszę sobie wyobrazić stojące w wodzie krowy, które chciały być wydojone. Tak było u sąsiadów. Było to przerażające. Część zwierząt udało się ewakuować do pomieszczeń wyższych. U nas w jednym pokoju były świniaki, w drugim gęsi. Były koty, psy. Byliśmy jak w Arce Noego. Najgorsza była pierwsza noc - mówi Agnieszka Myśliwiec, wspominając różne dziwne zjawiska, jak niespotykane chmury czy dziwny kolor nieba. Niestety w wielu gospodarstwach zwierząt nie udało się uratować albo zachorowały i zmarły jakiś czas po powodzi. Zniszczone zostały również uprawy.
W 1997 zawiodły wszelkie dotychczasowe przewidywania. Po zejściu wody nastąpiło wielkie sprzątanie. Trzeba było usunąć martwe zwierzęta oraz to, co naniosła wielka woda. Mieszkańcy musieli remontować domy, ale jak stwierdzają nasze rozmówczynie wszędzie była pleśń, której nigdy nie udało się już usunąć. Po jakimś czasie nastąpiły plany, aby miejscowość została wysiedlona. Ligota została zlikwidowana do końca 2016 roku. Obecnie obszar ten jest częścią liczącego przeszło 26 km2 Zbiornika Racibórz Dolny.
Fryderyk Kamczyk