Jak Racibórz Dolny został zbiornikiem... z ludzką twarzą
W połowie września tego roku południową Polskę znów dotknęła powódź. Choć w wielu miejscach miała dramatyczny przebieg, to jej zasięg był nieporównywalny z kataklizmem, który spustoszył południe i zachód kraju w lipcu 1997 r. Wtedy zginęło 56 osób, a straty oszacowano na 3,5 mld dolarów. Pod wodą znalazły się duże nadodrzańskie miasta. To, że tym razem nie powtórzył się scenariusz sprzed 27 lat, mieszkańcy Raciborza, Opola czy Wrocławia zawdzięczają zbiornikowi Racibórz Dolny.
"Na zebraniach ludzie mocni, a potajemnie domy sprzedają"
Decyzji ostatecznie nie wydał, za to w lipcu 2004 r. zrobił to zastępczo ówczesny wojewoda śląski Lechosław Jarzębski, który w dodatku nadał decyzji rygor natychmiastowej wykonalności. To oznaczało, że wysiedlenia Nieboczów nie uda się powstrzymać. Zaczęły się pierwsze dobrowolne wyprowadzki. Pojawiły się opinie, że w podjęciu decyzji pomagały zawoalowane groźby ludzi odpowiedzialnych za przekonywanie mieszkańców do przyjęcia dobrowolnych odszkodowań: "jak nie pójdziecie po dobroci, to się was wywłaszczy, a wtedy nie zobaczycie takich pieniędzy jak teraz". Niektórych udało się "przekonać". Ze wsi wyprowadzały się kolejne rodziny. Miały dość gry nerwów. „Ubyło nas już 20 procent. Ludzie na zebraniach są mocni, a potajemnie sprzedają swoje domy RZGW. Idziemy na przesiedlenie” - miał na przełomie 2006 i 2007 r. powiedzieć wójtowi sołtys Nieboczów Łucjan Wendelberger. W efekcie na początku roku 2007 Stowarzyszenie Obrony przed Wysiedleniem Wsi Nieboczowy zmieniło nazwę. Zarejestrowano Stowarzyszenie na Rzecz Odtworzenia i Rozwoju Wsi Nieboczowy. Było to pokłosiem narodzin koncepcji przenosin wsi, a w zasadzie jej odtworzenia - bo wsi nie da się przecież literalnie przenieść - w innym miejscu. Koncepcja wydawała się tak fantastyczna, że część Nieboczowików niezbyt w nią wierzyła. Najbardziej wytrwali i uparci zapowiadali, że zgodzą się wyłącznie na wspólne przenosiny w wybrane razem miejsce - do nowych Nieboczów. A te, decyzją mieszkańców, miały powstać 8 kilometrów od tych dotychczasowych, na Dąbrowach w Syryni. Nadal w granicach gminy Lubomia.
Wieś na uboczu
Nieboczowików ich miejscowość spajała. Odwiedziłem wiele większych i mniejszych wsi, ale Nieboczowy były na swój sposób wyjątkowe, przynajmniej w skali mocno zurbanizowanego Górnego Śląska. Tam, w starych Nieboczowach, ludzie jakoś tak bardziej trzymali się razem, niż gdzie indziej. Może wpływ na to miało miejsce, w którym przyszło im żyć? Wieś zlokalizowana była na uboczu, w dolinie Odry. W swojej długiej historii - wieś powstała już w pierwszej połowie XIII w., jako osada flisaków i drwali - Nieboczowy były często zalewane przez Odrę. Mieszkańcy potrafili jednak z tym jakoś żyć, nigdy, nawet po najbardziej katastrofalnych powodziach nie przyszło im do głowy by się stąd dobrowolnie wynieść. Przywykli do życia rytmem Odry. Taką wsią na uboczu Nieboczowy były nawet na początku XXI w. Żeby tam dojechać, trzeba było na lubomskim Paprotniku odbić w bok. Nieopodal piekarni GS-u należało zjechać z głównej drogi, łączącej powiat wodzisławski z Raciborzem. Po pokonaniu przejazdu kolejowego na nasypie oraz mocnego zakrętu w prawo, trzeba było przejechać jeszcze koło wyrobisk żwirowych. Po kilometrze mijało się wreszcie znak drogowy z nazwą wsi. O tym, że trafiło się do Nieboczów świadczyło również boisko lokalnego klubu piłkarskiego. Znajdowało się na wjeździe do wsi, po prawej stronie drogi. Nim kierowca dostrzegł znak drogowy z nazwą "Nieboczowy", to z daleka widział budynek klubowy. Pomalowany seledynową farbą był nie do przeoczenia. Przy boisku mijało się zieloną bramę i widniejący nad nią biały napis "LKS ODRA NIEBOCZOWY". Krętą ulicą Wiejską dojeżdżało się do centrum społecznego Nieboczów, gdzie stała remiza ze sklepem, a kawałek dalej ładny, murowany kościół św. Józefa Robotnika z początku lat 30-tych ubiegłego wieku. Było też parterowe przedszkole. A przy ul. Rzecznej funkcjonował Ośrodek Wypoczynkowy Raj. Powstał w czasach PRL-u. Składał się z drewnianych domków letniskowych, które nosiły nazwy pospolitych kwiatów. Stały więc w szeregu, jeden przy drugim, "Krokus", "Bratek", "Tulipan" itp. Była też plaża, basen, kręta zjeżdżalnia, drink bar z dyskoteką. W czasach świetności Raj był chętnie odwiedzany. Latem, zwłaszcza w weekendy, trudno było tu znaleźć wolne miejsce. Generalnie jednak wieś była swoistą enklawą, która żyła swoim rytmem, trochę na uboczu toczącego się wokół życia. To czyniło ją wyjątkową. Dopiero spędzając tu trochę czasu, można było zrozumieć skąd w jej mieszkańcach tak ogromne przywiązanie do tego miejsca.
Ludzie
Wójt Gminy Lubomia
Zawsze się zastanawiam, kto wymyślił taka nazwę Racibórz Dolny? A powinno być Nieboczowy-Ligota, tak by upamiętnić tych, którzy się poświęcili i dali swoją małą ojczyznę innym. Tak z szacunku dla nich.
Panie Burek! Kiedy zatroska się Pan o zalania swoich mieszkańców?! Co dwa lata zalewa mi posesje a Pan nie potrafi zrobić z tym porządku ? Proszę porobić odpowiednie zapory przeciwpowodziowe w Lubomi.
Jestem jednym z tych co poszli w swoją własną stronę życia i tak jak jest napisane powodem tego byli miedzy innymi włodarze tego grajdolka wsi Nieboczowy w osobie nieżyjącego już Pan sołtysa który to na potrzeby swoje oraz włodarza gminy Lubomia w osobie pana wojta zmieniali nazwę stowarzyszenia w zależności od potrzeb danej chwili .
Skłócili bardzo dużo mieszkańców miedzy sobą i porozniali ich obrażając na zebraniach wiejskich zachowując się jak ludzie bez żadnych ludzkich zachamowan a teraz redaktor z tych panów robi słodziaków do rany przyloz -wstyd panie redaktorze wysłuchał Pan tylko jednej strony nie interesujac się aby napisać obiektywnie reportaż .
Każde ważne wydarzenie musi obrosnąć w legendy. Przenosiny Nieboczów doczekały się prawdziwego mitu założycielskiego, który został stworzony nie przez Homera, ale przez samych zainteresowanych, którzy dziś chcą w niego wierzyć. Prawda o wydarzeniach, które miały miejsce w Nieboczowach, leży pośrodku – między mieszkańcami nowej wsi a tymi, którzy zdecydowali się na budowę domu w innym miejscu. Jednym z wielu powodów opuszczenia starej wsi na własną rękę i szukania nowego miejsca było właśnie zachowanie wspomnianych włodarzy, w których redaktor dopatruje się samych superlatyw.
W nowym miejscu wywiadów udzielają jedynie wyznaczeni mieszkańcy, podczas gdy część społeczności tęskni za starym miejscem. Na uwagę zasługuje również fakt, że część (może nawet większość) mieszkańców przeniosła się na lubomski Paprotnik, aby być blisko swojej małej ojczyzny – o tym jednak mówi się cicho. Cicho również o mieszkańcach Ligoty – oni także mają swoje miejsce na Grabówce. Tam się spotykają i pielęgnują historię swojej "małej ojczyzny".
Cały proces wywłaszczeń i przenosin przyniósł wiele bólu i cierpienia oraz narastających waśni. Warto wspomnieć o niezdecydowanych wcześniej mieszkańcach starej wsi, którzy jeździli oglądać nową, budującą się wieś. Nie kierowała nimi zazdrość, lecz niedowierzanie – dziwili się, jak za odszkodowanie za stare, walące się domy można było wybudować nowoczesne wille, a czasem nawet więcej niż jedną.
Zbiornik z ludzką twarzą, a suchy polder z suchym pyskiem.
To ,że dolar jest światową walutą nie znaczy ,że w Polsce nie można strat podać w złotówkach.