Newerla promował swój bestseller
Na spotkanie promujące książkę zaprosili prezydent Mirosław Lenk (na samym początku wręczył kwiaty i złożył Newerli gratulacje), Towarzystwo Miłośników Ziemi raciborskiej i Muzeum w Raciborzu. - "Dzieje…" są wartościową pracą, o przejrzystej konstrukcji. Przeczytałem ją kilka razy. Augustyn Weltzel opisał historię miasta, koncentrując się na centrum, a przecież mieszkańcy mocniej identyfikują się ze swoją dzielnicą. Wiem o tym jako Starowiejszczanin - podkreślał doktor Mika w roli prowadzącego spotkanie. - Jak ta dzielnica była ważna dla miasta niech świadczy fakt, że magistrat 3 lata starał się o przyłączenie Starej Wsi do Raciborza. Kusił ją siedmioletnim okresem zwolnienia z miejskich podatków i budową kanalizacji - mówił Newerla.
Podczas swojego wystąpienia autor porównywał, że łatwiej jest dotrzeć do informacji z minionych wieków, a z trudem uzyskuje się te o powojennej historii Raciborza. - Z czego i jak długo budowano wozownię w Cyprzanowie bez problemu dowiadujemy się z dokumentów w Archiwum Państwowym. Niestety nie można tego powiedzieć o danych na temat budowy Mostu Zamkowego - opowiadał.
Newerla przytaczał ciekawostki jak np. o 38 tytułach prasowych - dziennikach ukazujących się w XIX wieku w mieście. - Nie tylko Nowiny Raciborskie wówczas istniały. Ukazujący się przez 135 lat Anzeiger byłby dziś kopalnią wiedzy o historii miasta podkreślał. Sięgał także po anegdoty. - Słynny Krzysztofek wychodząc z więzienia spytał naczelnika gdzie jest jego srebrny zegarek. Ten odpowiedział, że Krzysztofek nigdy nie miał zegarka, a co dopiero srebrnego. Więzień poinformował, że to już 25 raz jak wychodzi z aresztu, należy mu się zatem jubileuszowy zegarek w prezencie - Newerla rozbawił publiczność.
- Nie wierzę, że znajdą się czytelnicy, którzy przeczytają moją książkę od deski do deski. Sam czytuję takie pozycje wybiórczo. "Dzieje…" nie są pracą naukową. Świadomie zrezygnowano z przypisów, aby nie rozpraszały czytelnika. To po prostu popularna książka, która ma być czytana. Niekoniecznie do poduszki - podsumował autor. Później złożył autografy na wielu egzemplarzach, przyniesionych bądź kupionych na miejscu. Wydawca musiał donieść paczkę książek, bo chętnych było więcej niż przewidziane na początku kilka sztuk. - A nie mówiłam? - kiwnęła głową w kierunku Grzegorza Wawocznego dyrektor raciborskiego Muzeum. Joanna Muszała-Ciałowicz przyznała, że promocja książki, wyjątkowa w ofercie placówki, bardzo się udała, ale tego typu działań nie będzie zabierała bibliotece.
(m)