Poszli za głosem ptaków
Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy "Danga" z Ciska niedaleko Kędzierzyna-Koźla zorganizowało wycieczkę ornitologiczną. Przyjaciele ptaków i mowy śląskiej przybyli nie tylko z czyszeckiej gminy, ale również z dalszych okolic Śląska, między innymi z Rybnika, Gliwic, Rudy Śląskiej, Chełmu Śląskiego oraz spod Lublińca. Najdalej miał pochodzący z Czyszek Andreas Ketzler, który nie zawahał przyjechać do swojej rodzinnej wsi z samego Berlina.
Uczestnicy śląskiej wycieczki ornitologicznej nie mieli powodu do narzekania. Trud wczesnej pobudki wynagrodził im przepiękny wschód słońca. Dla niektórych noc była bardzo krótka – żeby dojechać na godzinę 6.00 do Czyszek (Ciska) musieli wstawać już kilka godzin wcześniej.
Celem 2,5-godzinnego spaceru były pola i łąki pomiędzy wsią a tereny Odrą. Przewodnik-ornitolog Grzegorz Wieczorek (wiceprezes Dangi) mógł zaprezentować uczestnikom m. in. takie gatunki jak raszkę (rudzika), szczyglika (szczygła), sztyrnôla (trznadla), drzikwosta/świstka (kopciuszka). - To żôdne rzôdkie ptôki nie sóm, ale o to nóm wcale nie szło. Jôch chciôł ludzióm nôprzód pokôzać te gatónki, co je każdi może widzieć i słyszeć u siebie w dóma, tam kaj miyszkô“ – stwierdził. Niecodziennym ptakiem była dziyrgła (dzierzba srokosz), która pojawiła się na chwilę nieopodal obserwującej ptaki grupy.
Śląskie tradycyjne nazwy ptaków popadają szybko w zapomnienie, Ślązakom miastowym są one już prawie zupełnie nieznane. - Boczónia, wróbla, stroka abo jaskółka znôł dôwnij każdi pampóń, ale już te troszyczka rzôdsze gatónki poradzili nazwać yno niechtorzi – ci, co mieli ś niymi wiynci do czyniyniô, kiej – dejmy na to – miały u nich gniôzdka na placu; abo ci, co ptôki chytali, abo co se niymi osobliwie interesuwali – twierdzi Wieczorek. Według niego, gdy język wymiera, to najpierw gubi się słownictwo fachowe, a do takiego słownictwa należą nazwy ptaków. Podczas licznych wywiadów ze starszymi Ślązakami sam się niejednokrotnie przekonał, jak trudno znaleźć już dziś sprawnych językowo informatorów, którzy coniektóre rzadsze gatunki potrafią jeszcze po śląsku nazwać. - Niechtorich ślónskich ptôszich miónów jeszcze my se nie doszukali, przykładem może być brak śląskiej nazwy bardzo charakterystycznego remiza, który nad Odrą buduje bardzo kunsztowne gniazdka w kształcie pękatej butelki wiszącej na gałęzi drzewa. Takie gniazda z zeszłego sezonu lęgowego uczestnicy wycieczki również widzieli, ich budowniczego jednak wypatrywali jednak nadaremno, gdyż na Śląsk powraca on dopiero pod koniec kwietnia - mówi Wieczorek i zapowiada, że będzie szukał jego śląskiej nazwy dalej: - Wiymy, że nasi przodkowie przi Odrze znali tego ptôka i musieli go jakosik nazwać.
Na koniec uczestnicy udali się na statek na Kotlinach, czyli gospodarstwo, należące do członka zarządu Dangi Alojzego Ketzlera. Tam, na świeżym powietrzu zostali ugoszczeni przez gospodarza swojskim śniadaniem. Była smażónka (jajecznica), wandzónka, chlyb, tworóg i kafej. Organizatorzy zapowiadają następne wycieczki, gdyż po raz kolejny utwierdzili się w przekonaniu, że na sytuacje, w których językiem dominującym jest śląski dialekt, istnieje duże zapotrzebowanie.
(opr. e)
Celem 2,5-godzinnego spaceru były pola i łąki pomiędzy wsią a tereny Odrą. Przewodnik-ornitolog Grzegorz Wieczorek (wiceprezes Dangi) mógł zaprezentować uczestnikom m. in. takie gatunki jak raszkę (rudzika), szczyglika (szczygła), sztyrnôla (trznadla), drzikwosta/świstka (kopciuszka). - To żôdne rzôdkie ptôki nie sóm, ale o to nóm wcale nie szło. Jôch chciôł ludzióm nôprzód pokôzać te gatónki, co je każdi może widzieć i słyszeć u siebie w dóma, tam kaj miyszkô“ – stwierdził. Niecodziennym ptakiem była dziyrgła (dzierzba srokosz), która pojawiła się na chwilę nieopodal obserwującej ptaki grupy.
Śląskie tradycyjne nazwy ptaków popadają szybko w zapomnienie, Ślązakom miastowym są one już prawie zupełnie nieznane. - Boczónia, wróbla, stroka abo jaskółka znôł dôwnij każdi pampóń, ale już te troszyczka rzôdsze gatónki poradzili nazwać yno niechtorzi – ci, co mieli ś niymi wiynci do czyniyniô, kiej – dejmy na to – miały u nich gniôzdka na placu; abo ci, co ptôki chytali, abo co se niymi osobliwie interesuwali – twierdzi Wieczorek. Według niego, gdy język wymiera, to najpierw gubi się słownictwo fachowe, a do takiego słownictwa należą nazwy ptaków. Podczas licznych wywiadów ze starszymi Ślązakami sam się niejednokrotnie przekonał, jak trudno znaleźć już dziś sprawnych językowo informatorów, którzy coniektóre rzadsze gatunki potrafią jeszcze po śląsku nazwać. - Niechtorich ślónskich ptôszich miónów jeszcze my se nie doszukali, przykładem może być brak śląskiej nazwy bardzo charakterystycznego remiza, który nad Odrą buduje bardzo kunsztowne gniazdka w kształcie pękatej butelki wiszącej na gałęzi drzewa. Takie gniazda z zeszłego sezonu lęgowego uczestnicy wycieczki również widzieli, ich budowniczego jednak wypatrywali jednak nadaremno, gdyż na Śląsk powraca on dopiero pod koniec kwietnia - mówi Wieczorek i zapowiada, że będzie szukał jego śląskiej nazwy dalej: - Wiymy, że nasi przodkowie przi Odrze znali tego ptôka i musieli go jakosik nazwać.
Na koniec uczestnicy udali się na statek na Kotlinach, czyli gospodarstwo, należące do członka zarządu Dangi Alojzego Ketzlera. Tam, na świeżym powietrzu zostali ugoszczeni przez gospodarza swojskim śniadaniem. Była smażónka (jajecznica), wandzónka, chlyb, tworóg i kafej. Organizatorzy zapowiadają następne wycieczki, gdyż po raz kolejny utwierdzili się w przekonaniu, że na sytuacje, w których językiem dominującym jest śląski dialekt, istnieje duże zapotrzebowanie.
(opr. e)