Piotr Dominiak: Nie lękajmy się dinozaurów!
W urzędzie miejskim w Raciborzu w bólach powstaje dokument o szumnej nazwie Strategia Rozwoju Turystyki Miasta Racibórz na lata 2010 - 2017. Jakie korzyści przyniesie naszemu miastu? Zapewne takie same, jak pozostałe plany i strategie Urzędu Miasta, czyli mizerne. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że władze Raciborza zaplanowały w przyszłorocznym budżecie 30.000 zł na realizację produktu turystycznego opisanego w strategii.
Całkiem niedawno miałem przyjemność uczestniczyć jako reprezentant Forum Organizacji Pozarządowych Subregionu Zachodniego w konferencji poświęconej tworzeniu partnerstw społecznych. Miejsce konferencji było nieprzypadkowe - Bałtów. Jeszcze w 2003r. w przewodniku Pascala dla osób zwiedzających ziemię świętokrzyską była informacja, że w gminie tej znajduje się 1 kiepski bar z tanim jedzeniem i lepiej omijać go (razem z całą gminą) z daleka. Wówczas liczący 700 mieszkańców Bałtów, położony we wschodniej części województwa świętokrzyskiego, borykał się z licznymi problemami, wśród których najbardziej palącym było bezrobocie na poziomie niespełna dwudziestu procent. Jego konsekwencją były liczne patologie społeczne, emigracje, zacofanie na wszystkich poziomach życia społecznego i publicznego, niedobory infrastruktury, brak pomysłu na przyszłość i jakiejkolwiek nadziei.
W 2003 roku w Bałtowie zdarzył się cud na miarę tego, jaki Donald Tusk w ostatniej kampanii obiecał Polsce. Pewien paleontolog natrafił na ślad dinozaura pochodzący sprzed 150 mln lat. W miejscu, gdzie dziś leży Bałtów, w epoce dinozaurów było wybrzeże oceanu, zamieszkiwane przez wielkie jaszczury. Ów paleontolog podzielił się swoim odkryciem z przedstawicielami Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Gminy Bałtów "Bałt". Jego działacze postanowili wykorzystać ten fakt i wykonali naturalnych rozmiarów model tyranozaura, a następnie ustawili go przed urzędem gminy. Zaczął on wzbudzać zainteresowanie turystów odwiedzających góry świętokrzyskie. Przedstawiciele Stowarzyszenia doszli do wniosku, że jeśli jeden dinozaur przyciąga turystów do miejsca, które gorąco odradza przewodnik Pascala, to jeśli tych dinozaurów będzie sto, może wydarzyć się coś niezwykłego. Jak bardzo się pomylili?
Odpowiedzi udziela dzisiejsza sytuacja Bałtowa. Bezrobocie jest na poziomie ok. 4%. Liczba mieszkańców utrzymuje się na stałym poziomie. Bałtów rocznie odwiedza pół miliona turystów i liczba ta stale rośnie. Dotychczas powstało około 40 gospodarstw agroturystycznych (a zapotrzebowanie jest dużo większe), 3 restauracje, powstaje hotelik, rozwija się sektor mikro przedsiębiorstw. Oprócz parku dinozaurów stworzono ogród zoologiczny, wyciąg narciarski z 2 szlakami zjazdowymi, rollercoaster i szereg innych, mniejszych atrakcji. To wszystko znajduje się na obszarze 4 hektarów. Obecnie budowany jest kolejny taki park, który będzie zajmował powierzchnię ponad 30 hektarów. A przedstawiciele Bałtowa stawiają sobie cel: jeśli jest jeszcze w Polsce ktoś, kto nie słyszał o Bałtowie, to w ciągu 2 lat na pewno o nim usłyszy.
Jak to się stało? Oczywiście początki nie były łatwe. Gdy udało się pokonać trudności związane ze znalezieniem prywatnych inwestorów, okazało się, że lokalne władze nie są zainteresowane projektem budowania w Bałtowie największego w Polsce parku dinozaurów. Był to dla nich pomysł mający więcej wspólnego z literaturą science-fiction niż z rzeczywistością. Wobec ignorancji władz przedstawiciele Stowarzyszenia "Bałt" nie pozostali bezczynni. Doprowadzili do referendum lokalnego, w którym odwołano urzędujące władze, a następnie w wyborach samorządowych wystawili swoją reprezentację, zdobywając niezbędne stanowiska. Po pokonaniu bariery rozwoju, jaką była władza lokalna, realizacja przedsięwzięcia nabrała rozpędu. Utworzono specjalne partnerstwo trójsektorowe (składające się z firm prywatnych, instytucji publicznych i organizacji pozarządowych), którego zadaniem jest koordynowanie wspólnej polityki turystycznej Bałtowa i sąsiednich gmin. Dinopark stale rozbudowywano i dziś znajduje się w nim ponad 70 naturalnej wielkości modeli dinozaurów. Wokół parku utworzono całą gamę innych atrakcji turystycznych, które sprzedaje się jako kompleksową, stale rozwijaną ofertę.
Całe to przedsięwzięcie wymagało ogromnych nakładów finansowych (liczonych w dziesiątkach milionów złotych), organizacyjnych, ludzkich. Opłacał się jednak trud podjęty w celu stworzenia śmiałej wizji, przekonania inwestorów, zapewnienia obsługi administracyjnej i wsparcia realizacji całego przedsięwzięcia przez gminę. Zatem owe 30.000 zł, które planują wydać władze Raciborza na rozwój produktu turystycznego w przyszłym roku to niezły dowcip.
Jak pisze Jacek Żakowski dla "Polityki", prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski (kulturoznawca i filozof, obecnie minister kultury) w latach 90. zaczął coraz więcej wydawać na kulturę, ponieważ zobaczył w niej inwestycję. Wrocław wydawał wówczas duże pieniądze m.in. na prace Normana Daviesa nad socjologiczną monografią miasta czy na ściąganie kosztownych festiwali (których dziś Wrocław ma ponad 50 rocznie), koncerty, spektakle, wystawy. Oponenci pytali po co to wszystko, skoro drogi są nieprzejezdne, kamienice należy remontować, a autobusy się psują? Kiedy po dziesięciu latach Zdrojewski odchodził, Wrocław był już metropolią. Eksplozja kultury przyciągnęła studentów z całej południowo-zachodniej Polski. Dzięki temu Wrocław stał się miastem z licznymi, młodymi i wykształconymi kadrami specjalistów. W mieście chciało się żyć, a stale zwiększane inwestycje w kulturę zaczęły zwracać się z okładem. Inwestorzy zobaczyli potencjał miasta - wykształconych i zadowolonych z życia w mieście ludzi (czyli takich, którzy z dużym prawdopodobieństwem nie wyjadą). Zobaczyli także tak prozaiczne rzeczy, jak możliwość korzystania z rozrywki na poziomie odpowiednim dla ich menadżerów. W specjalnej strefie ekonomicznej zaczęły tworzyć swoje oddziały przedsiębiorstwa technologiczne, powstawały firmy usługowe z różnych branż (informatyka, finanse) i knajpy pełne młodych ludzi. Obecny prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, będąc konserwatystą, sprowadza do miasta imprezy, które przyciągają młodzież, która nosi irokezy i dredy. Nie robi tego po to, żeby zapewnić dochody tanim hotelikom czy fastfoodom, ale - zdaniem Żakowskiego - by wstrzyknąć do miasta więcej nonkonformizmu. Bo - wbrew pozorom - to oni, a nie zdyscyplinowani i harujący od świtu do nocy pracownicy korporacji, kwestionując status quo wprowadzają zmiany, które pozwalają uzyskać przewagę nad konkurencją. I to właśnie kultura, która promuje wartości nonkonformistyczne, a zarazem tworzy społeczne więzi jest motorem gospodarki Wrocławia.
Co łączy niespełna tysięczny Bałtów z kilkusettysięcznym Wrocławiem? Okazuje się, że całkiem sporo. Od przedstawicieli Bałtowa usłyszałem, że - z ich punktu widzenia - dla inwestorów ważne jest to, czy społeczeństwo, w którym mają inwestować, jest dobrze zorganizowane czy nie, czy funkcjonują w nim obywatelskie struktury organizacyjne (czytaj organizacje pozarządowe), z którymi współpracuje samorząd, czy więzi społeczne pomiędzy mieszkańcami są dostatecznie rozwinięte, aby byli oni w stanie podejmować zbiorowy wysiłek, czy mieszkańcy miejscowości i jej reprezentanci są dostatecznie kreatywni i zdolni aby przełamywać myślowe schematy potrzebne do wprowadzania innowacji.
Co łączy kilkudziesięciotysięczny Racibórz z kilkusettysięcznym Wrocławiem? Niestety bardzo niewiele. Chyba głównie to, że z Raciborza do Wrocławia wyjeżdża bardzo dużo młodych ludzi, bo trudno oprzeć się magnetyzmowi tamtego miejsca. Na ostatniej sesji Rady Miasta Prezydent Raciborza powiedział, że nasze miasto od Wrocławia różni przede wszystkim to, że wrocławianie nie narzekają tak bardzo, jak raciborzanie na swoje miasto. Kilka miesięcy temu Prezydent Raciborza Mirosław Lenk zaprosił mnie i kilku moich przyjaciół do rozmów na temat dróg rowerowych. Na jedną z moich propozycji prezydent odpowiedział, że Racibórz nie jest gotowy na takie innowacje. I niestety to jest ta druga różnica pomiędzy Wrocławiem a Raciborzem. Kiedy Prezydent mówił, że Racibórz nie jest gotowy na innowacje zrozumiałem, iż miał on na myśli to, że on i jego koledzy z koalicji rządzącej nie są na nie gotowi. A użył określenia "Racibórz", ponieważ jest przekonany, że Racibórz to on i jego współtowarzysze władzy. I to jest kolejna różnica między Raciborzem a Wrocławiem. Tych różnic jest znacznie więcej i mają one zdecydowanie większe znaczenie i oddziaływanie od tego, czy mieszkańcy narzekają czy nie.
Piotr Dominiak
Raciborskie Stowarzyszenie Samorządowe
NASZE MIASTO
W 2003 roku w Bałtowie zdarzył się cud na miarę tego, jaki Donald Tusk w ostatniej kampanii obiecał Polsce. Pewien paleontolog natrafił na ślad dinozaura pochodzący sprzed 150 mln lat. W miejscu, gdzie dziś leży Bałtów, w epoce dinozaurów było wybrzeże oceanu, zamieszkiwane przez wielkie jaszczury. Ów paleontolog podzielił się swoim odkryciem z przedstawicielami Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Gminy Bałtów "Bałt". Jego działacze postanowili wykorzystać ten fakt i wykonali naturalnych rozmiarów model tyranozaura, a następnie ustawili go przed urzędem gminy. Zaczął on wzbudzać zainteresowanie turystów odwiedzających góry świętokrzyskie. Przedstawiciele Stowarzyszenia doszli do wniosku, że jeśli jeden dinozaur przyciąga turystów do miejsca, które gorąco odradza przewodnik Pascala, to jeśli tych dinozaurów będzie sto, może wydarzyć się coś niezwykłego. Jak bardzo się pomylili?
Odpowiedzi udziela dzisiejsza sytuacja Bałtowa. Bezrobocie jest na poziomie ok. 4%. Liczba mieszkańców utrzymuje się na stałym poziomie. Bałtów rocznie odwiedza pół miliona turystów i liczba ta stale rośnie. Dotychczas powstało około 40 gospodarstw agroturystycznych (a zapotrzebowanie jest dużo większe), 3 restauracje, powstaje hotelik, rozwija się sektor mikro przedsiębiorstw. Oprócz parku dinozaurów stworzono ogród zoologiczny, wyciąg narciarski z 2 szlakami zjazdowymi, rollercoaster i szereg innych, mniejszych atrakcji. To wszystko znajduje się na obszarze 4 hektarów. Obecnie budowany jest kolejny taki park, który będzie zajmował powierzchnię ponad 30 hektarów. A przedstawiciele Bałtowa stawiają sobie cel: jeśli jest jeszcze w Polsce ktoś, kto nie słyszał o Bałtowie, to w ciągu 2 lat na pewno o nim usłyszy.
Jak to się stało? Oczywiście początki nie były łatwe. Gdy udało się pokonać trudności związane ze znalezieniem prywatnych inwestorów, okazało się, że lokalne władze nie są zainteresowane projektem budowania w Bałtowie największego w Polsce parku dinozaurów. Był to dla nich pomysł mający więcej wspólnego z literaturą science-fiction niż z rzeczywistością. Wobec ignorancji władz przedstawiciele Stowarzyszenia "Bałt" nie pozostali bezczynni. Doprowadzili do referendum lokalnego, w którym odwołano urzędujące władze, a następnie w wyborach samorządowych wystawili swoją reprezentację, zdobywając niezbędne stanowiska. Po pokonaniu bariery rozwoju, jaką była władza lokalna, realizacja przedsięwzięcia nabrała rozpędu. Utworzono specjalne partnerstwo trójsektorowe (składające się z firm prywatnych, instytucji publicznych i organizacji pozarządowych), którego zadaniem jest koordynowanie wspólnej polityki turystycznej Bałtowa i sąsiednich gmin. Dinopark stale rozbudowywano i dziś znajduje się w nim ponad 70 naturalnej wielkości modeli dinozaurów. Wokół parku utworzono całą gamę innych atrakcji turystycznych, które sprzedaje się jako kompleksową, stale rozwijaną ofertę.
Całe to przedsięwzięcie wymagało ogromnych nakładów finansowych (liczonych w dziesiątkach milionów złotych), organizacyjnych, ludzkich. Opłacał się jednak trud podjęty w celu stworzenia śmiałej wizji, przekonania inwestorów, zapewnienia obsługi administracyjnej i wsparcia realizacji całego przedsięwzięcia przez gminę. Zatem owe 30.000 zł, które planują wydać władze Raciborza na rozwój produktu turystycznego w przyszłym roku to niezły dowcip.
Jak pisze Jacek Żakowski dla "Polityki", prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski (kulturoznawca i filozof, obecnie minister kultury) w latach 90. zaczął coraz więcej wydawać na kulturę, ponieważ zobaczył w niej inwestycję. Wrocław wydawał wówczas duże pieniądze m.in. na prace Normana Daviesa nad socjologiczną monografią miasta czy na ściąganie kosztownych festiwali (których dziś Wrocław ma ponad 50 rocznie), koncerty, spektakle, wystawy. Oponenci pytali po co to wszystko, skoro drogi są nieprzejezdne, kamienice należy remontować, a autobusy się psują? Kiedy po dziesięciu latach Zdrojewski odchodził, Wrocław był już metropolią. Eksplozja kultury przyciągnęła studentów z całej południowo-zachodniej Polski. Dzięki temu Wrocław stał się miastem z licznymi, młodymi i wykształconymi kadrami specjalistów. W mieście chciało się żyć, a stale zwiększane inwestycje w kulturę zaczęły zwracać się z okładem. Inwestorzy zobaczyli potencjał miasta - wykształconych i zadowolonych z życia w mieście ludzi (czyli takich, którzy z dużym prawdopodobieństwem nie wyjadą). Zobaczyli także tak prozaiczne rzeczy, jak możliwość korzystania z rozrywki na poziomie odpowiednim dla ich menadżerów. W specjalnej strefie ekonomicznej zaczęły tworzyć swoje oddziały przedsiębiorstwa technologiczne, powstawały firmy usługowe z różnych branż (informatyka, finanse) i knajpy pełne młodych ludzi. Obecny prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, będąc konserwatystą, sprowadza do miasta imprezy, które przyciągają młodzież, która nosi irokezy i dredy. Nie robi tego po to, żeby zapewnić dochody tanim hotelikom czy fastfoodom, ale - zdaniem Żakowskiego - by wstrzyknąć do miasta więcej nonkonformizmu. Bo - wbrew pozorom - to oni, a nie zdyscyplinowani i harujący od świtu do nocy pracownicy korporacji, kwestionując status quo wprowadzają zmiany, które pozwalają uzyskać przewagę nad konkurencją. I to właśnie kultura, która promuje wartości nonkonformistyczne, a zarazem tworzy społeczne więzi jest motorem gospodarki Wrocławia.
Co łączy niespełna tysięczny Bałtów z kilkusettysięcznym Wrocławiem? Okazuje się, że całkiem sporo. Od przedstawicieli Bałtowa usłyszałem, że - z ich punktu widzenia - dla inwestorów ważne jest to, czy społeczeństwo, w którym mają inwestować, jest dobrze zorganizowane czy nie, czy funkcjonują w nim obywatelskie struktury organizacyjne (czytaj organizacje pozarządowe), z którymi współpracuje samorząd, czy więzi społeczne pomiędzy mieszkańcami są dostatecznie rozwinięte, aby byli oni w stanie podejmować zbiorowy wysiłek, czy mieszkańcy miejscowości i jej reprezentanci są dostatecznie kreatywni i zdolni aby przełamywać myślowe schematy potrzebne do wprowadzania innowacji.
Co łączy kilkudziesięciotysięczny Racibórz z kilkusettysięcznym Wrocławiem? Niestety bardzo niewiele. Chyba głównie to, że z Raciborza do Wrocławia wyjeżdża bardzo dużo młodych ludzi, bo trudno oprzeć się magnetyzmowi tamtego miejsca. Na ostatniej sesji Rady Miasta Prezydent Raciborza powiedział, że nasze miasto od Wrocławia różni przede wszystkim to, że wrocławianie nie narzekają tak bardzo, jak raciborzanie na swoje miasto. Kilka miesięcy temu Prezydent Raciborza Mirosław Lenk zaprosił mnie i kilku moich przyjaciół do rozmów na temat dróg rowerowych. Na jedną z moich propozycji prezydent odpowiedział, że Racibórz nie jest gotowy na takie innowacje. I niestety to jest ta druga różnica pomiędzy Wrocławiem a Raciborzem. Kiedy Prezydent mówił, że Racibórz nie jest gotowy na innowacje zrozumiałem, iż miał on na myśli to, że on i jego koledzy z koalicji rządzącej nie są na nie gotowi. A użył określenia "Racibórz", ponieważ jest przekonany, że Racibórz to on i jego współtowarzysze władzy. I to jest kolejna różnica między Raciborzem a Wrocławiem. Tych różnic jest znacznie więcej i mają one zdecydowanie większe znaczenie i oddziaływanie od tego, czy mieszkańcy narzekają czy nie.
Piotr Dominiak
Raciborskie Stowarzyszenie Samorządowe
NASZE MIASTO
Prawda jest taka, że obecna ekipa nie ma pomysłu ani na promocje ani na rozwój miasta. A czas płynie i odstajemy coraz bardziej od miast sąsiednich. To najbardziej wkurzające, że wojnarowcy trzymają się stołków a tak naprawdę nie są w stanie już wiele dać temu miastu. Czas na zmianę.
Lenk to nie jest nawet dinozaur, To chlopiec, ktory sie poplakal, jak mu ktos pokazal, ze mu koza z nosa wystaje i teraz nic nie robi, nie dziala, tylko ciagle powtarza, ze wszyscy na niego pluja, krzycvza i sie wysmiewaja (we wroclawiu nie narzekaja, a w raciborzu narzekaja). Wali mnie NaM, WaM, Wojnar i WaW. Ale czemu preziem mojego miasta, jest chlopiec, ktory sie ciagle mazgaji i zwala na zlych mieszkancow, zamiast zabrac sie do roboty zamiast siedziec z porozrzucanymi zabawkami w piaskownicy? Nie pomyslales syneczku, ze Dudkiewicz robi lopata, a Ty siedzisz na brzegu piaskownicy z tymi swoimi chodnikami do wymiany? Moze dlatego tam nie narzekaja, a tu narzekaja? Bo maja faceta z jajami, a nie chlopca ktory nie przeszedl mutacji?
W nawiązniu do wątków i metafor archeologicznych niech zobrazowaniem podejścia obecnej władzy do omawianych tu kwestii będą słowa Tadeusza Wojnara wypowiedziane na jednej z sesji rady miasta; "Racibórz - przecież tu nic nie ma - po co tu przyjezdzać?"
panie Piotrze, wiem, że jest Pan narwanym człowiekiem, ale też ideowcem. Przyjemnie też się czyta Pana teksty, ale czy nie sądzi Pan, że stawiane tu tezy są ponad raciborską miarę? Oczywiście ten mój argument jest nie na miejscu, bo przecież pisze Pan tu o Bałtowie, ale ja jednak uważam, że mieszkańcy Raciborza i osoby które tu działają, nie są zdolne do "zbiorowego wysiłku". powodzenia
Ekipa rządząca tym miastem nieprzerwanie od kilkunastu lat nie tylko nie pozwala "wejść innym na wykopaliska a sama zakopuje to co znajdzie - zakopując całe miasto". Oczywiście kość dinozaura to symbol pokazujący jak mały czasem niepozorny detal w rękach "marzycieli" może doprowadzić do dynamicznego rozwoju miasta w odpowiedni sposób ukierunkowując go. Zapewniam, że NaM jako pierwsze zaprezentuje swoja strategie dla Raciborza. To jednak dokument z jednej strony wskazujący kierunki rozwoju, z drugie wyszczególniający priorytetowe obszary aktywności, z trzeciej jakie konkretne projekty należałoby wdrożyć i jakie podjąć w tym celu kroki, po czwarte wskazujemy możliwe źródła finansowania i przykłady gmin gdzie takie lub inne rozwiązanie się powiodło. Felietony mają być wprowadzeniem do pewnej filozofii NaM myślenia o strategii miasta, rozwoju, innowacjach i samorządzie, na którą nie ma miejsca w konkretnym merytorycznym dokumencie programowym. Na koniec refleksja. Jakoś nie widać na forach internetowych szczególnego parcia by inne ugrupowania podawały konkrety, ujawniały poglądy i własne programy, a od NaM oczekuje się konkretów tu i teraz bo jak nie to pojawiają sie epitety. To jak to jest, mierzymy wszystkich tą sama miarą panowie? Oczekujecie od NaMu konkretów, przejrzystości i wiedzy, doświadczenia, całej prawdy, a sami wciąż jak mantrę powtarzacie "kulturalnicy i inni nauczyciele". A gdzie wasza rzetelność i uczciwość? Przecież wystarczy zerknąć na stronę NaMu i zobaczyć ilu prywatnych przedsiębiorców tam jest, ilu ludzi biznesu, ile inicjatyw gospodarczych obok tych społecznych i kulturalnych. Wasza krytyka jest tylko z pozoru uczciwa, a tak naprawdę skrywa partykularny interes bądź sympatie polityczną naszych oponentów.
Przyłączam się do prośby o konkrety w programie NaM. Choć niezależnie od tego chyba już nikt nie ma watpliwości, czego można oczekiwac po obecnej ekipie (de facto rzadzą od kilkunastu lat), więc może wreszcie trzeba zaryzykować i dać szanse "nowym"?
Nie mam nic wspólnegoz ekipą rządzących. Nie jestem archelogiem, choc tego bardzo żałuję. Marzenia można mieć, w sumie czymże byłoby zycie bez marzeń. Jednak do zarządzania miastem nie starczą utopijne marzenia o kości dinozaura, która tutaj raczej jest symbolem, o ile dobrze rozumiem autora. Jednak czytając wasze teksty ciągle szukam czegoś konkretnego, na czym można by te marzenia połozyć. Martwi mnie jedno, jeśli dojdzie do wymiany ekipy rządzocej, to zastąpią ją kulturalniacy z marzeniami, lub inni nauczyciele, tyle że bez jakiegolowiek doświadczenia. Życzę powodzenia! I w dalszym ciągu czekam na konkrety a nie utopię!
Nie natrafiliście (przypuszczam że jesteś związany z rządzącymi w tym mieście) na "kości dinozaura" bo macie wąskie horyzonty, bo szukacie nie tam gdzie trzeba, bo markujecie szukanie, bo nie macie odwagi by mieć marzenia związane z Raciborzem, jak Henryk Schliemann miał marzenia związne z Troją. Wtedy też wszyscy pukali się w głowę. Jego historia pokazuje, że warto marzyć i - co więcej - że warto swoje marzenia realizować, nawet jeśli wydaje NaM (Wam) się to niemożliwe. Problem polega na tym, że zawłaszczyliście wszystkie możliwe "wykopaliska" w mieście i sami nie kopiecie z pasją i innym kopać nie pozwalacie. Bronicie wstępu na "wykopaliska" które kryją skarby naszej ziemi. A jak inni zaczynają znajdować cenne przedmioty to bagatelizujecie ich znaczenie, wyśmiewacie, mówice że ściema, że podróba, że świecidełka... NaM zebrało swoje znalezione w Raciborzu cenne rzeczy i skupiło je w swojej strategii. W swoim czasie zostaną ujawnione. Wiadomo, że na terenach, które od wielu lat zajmujecie broniąc innym wstępu także skryte są cenne dla miasta rzeczy. Czas by wpuscić innych archeologów, którzy podobnie jak Henryk Schliemann będą pracować z pasją i być może właściwego "skarbu króla Priama" nie znajdą (Schilemann też go nie odnalazł) ale znajdą inne cenne rzeczy, które podniosą z cienia nasze miasto, czego wam się nie udało zrobić. Wy mieliście już swoje 5 minut. Czas na innych.
Marzenia ma Piotr ogromne- zrobić referendum, usunąć legalnie wybraną władzę i wybudować... Co???? Nie daje nam odpowiedzi. Więc różnica między Raciborzem a Wrocławiem jest taka, że tam jest setki tysięcu konsumentów kultury, a u nas kilkudziesieci- kilkuset w najlepszym wypadku. Reszta nie ma czasu na pójście na koncert czy do kina. Prezydent Wrocławia miał rację, myśląc o rozwoju kultury, ale proszę nie zapominać, że od wielu lat Wrocław się szykował do różnego rodzaju targów międzynarodowych, ze też tylko wsoimnbę o Expo, W tym celu bardzo rozbudował infrastrukturę. My na to nie mamy szans, bo nie mamy takich mozłiwości!Panie Dominiak! Proszę zejść na ziemię i uczciwie mówić o przyszłych możliwościach rozwoju miasta! Nie wystarczy krzyczeć głośno: teatr mój widzę ogromny! Trzeba mieć kontretne pomysły! Cóż nawet do Bałtowa nam daleko, bo na kość dinozaura od lat liczymy i nie trafiamy, a jakoś żadna inna mumia z rękawa nie wypada. Więc teraz Panie Piotrze, mając to co mamy, i nie licząc na bałtowski cud, proszę powrócić do własnych przemyśleń i proszę o tekst realistyczny. A że pióro ma Pan lekkie- to i przyjemnie się Pana czyta. Byle o czymś co jest realne, a nie gadanie dla gadania w czym NaM ostatnio celuje!
Mimo, że dinozaury wigineły wiele milonów lat temu to dla mieszkańców Bałtowa są ikoną nowoczesnego rozwoju. Mieszkańcy gminy potrafili jednak czytać znaki czasu, czego nie potrafią nsze władze i jak widać niektórzy komentujący.
Świetny tekst, nawet jeśli trochę emocjonalny to w dobrym znaczeniu tego słowa. Szkoda, że niektórzy zrozumieli z niego tylko słowo "dinozaur".
gg - to popisałeś się czytaniem ze zrozumiem. Przeleciałeś wzrokiem tylko ostatni akapit? Przeczytaj jeszcze raz, na spokojnie, bez emocji, może zauważysz, że w tekście jest mowa o jeszcze jednej miejscowości.
Dominiak obudź się o czym ty mówisz Wrocław a Racibórz
to jak ciebie przyrównać do myślącego człowieka
Wiesz czym Real różni się od Unii kasą którą posiadają i możliwościami choć nazwy klubów składają się z 4 liter i tu koniec podobieństwa no nie kulturoznawco..
Racibórz to miasto dinozaurów. To ta strategia? Idźcie sobie na opolszczyznę i będzie spokój!
Tyle felietonów naraz od Naszego Miasta, jak dorwą się do władzy to nic tylko będą pisać i pisać, urząd pisarzy przy Batorego powstanie. Leoś - trochę kultury - błotem rzucasz w człowieka. Na swoim poletku on sobie radzi, przejedź się na Ocice i zobacz jak mieszka. Jedno ciekawe zdanie u pana Dominiaka o tym, co znaczy dla prezydenta Racibórz, ale dla Naszego Miasta oznacza on dokładnie to samo, tyle że inni współtowarzysze.
Tytuł prawidłowo powinien brzmieć: Nie LENKajmy się dinozaurów!
lenk nie nadaje sie nawet na prezydenta gospodarstwa domowego a co dopiero raciborza!
PRZEDSIĘBIORCZY SAMORZĄD. Pod takim hasłem NaM chce promować swoją strategię dla Raciborza. W autorskim programie stowarzyszenie stawia m.in. na innowacje, przedsiębiorczość, rozwój oraz dialog społeczny.