Marek Rapnicki: jesteśmy wielką rodziną Wyków
- Racibórz już nigdy od dnia tej śmierci nie będzie taki sam - mówił dziś nad grobem Marek Rapnicki, kolega zmarłego Leszka Wyki.
Oto treść mowy pogrzebowej Marka Rapnickiego:
Żegnamy człowieka kultury, który padł, bo tej kultury miał aż nadto, w sercu i głowie. Nie chowamy wielkiego artysty ani polityka, nawet nastolatka zaszlachtowanego bezwzględnie. Chowamy animatora kultury, a zobaczcie ile nas jest. Z małymi wyjątkami jesteśmy dzisiaj wielką rodziną Wyków. Zawsze była duża, ale w ostatnich dniach się rozrosła.
Spędziliśmy z Leszkiem 26 lat życia. To większość tego, co Racibórz zostawia w mojej głowie. Leszek był młodszym kolegą z pracy, instruktorem, a później tak się ułożyło, że dyrektorem. Widziałem go z różnych pozycji. W pracy są zalety, których się nie docenia, bo one nie wychodzą na afisz. Jak udowodnić komuś że jest solidarny z podwładnymi? Że ktoś się umie cieszyć cudzym sukcesem? A tak było.
1 grudnia 1985 roku był pierwszym dniem naszej wspólnej pracy. Ileśmy płyt nie przesłuchali, ileśmy mieli muzycznych zaskoczeń, ileśmy Raciborzowi muzyków przywołali. Leszek cieszył się każdą imprezą. Chwilami zamieniał pracę w drugi dom. Bo praca była dla nas nieustannym świętem.
Był rekonstruktorem Strzechy. Dziś obchodzi ona 100-lecie. Ma kształt nadany przez Leszka. I co się stało? Od 4 lat zapadł kapturowy wyrok. Ten człowiek wcale nie był politykiem. Był łagodnego serca. W swej ufności do ludzi został stopniowo wyeliminowany z życia publicznego. Odebrano mu funkcję, ale to nic ważnego. Później odebrano mu nadzieję. Próbowano mu zabrać godność. Człowiek wykształcony kierunkowo, siedzący w czterech ścianach pokoju to jest ogromny wstyd i grzech. Racibórz już nigdy od dnia tej śmierci nie będzie taki sam.
Są śmierci jak pierwszy śnieg, są odejścia będące ulgą, ale są i takie co walą w łeb i krzyczą. Stoję tutaj by na swój kaleki sposób opowiedzieć o niej tak jak czują moi przyjaciele. A mam ich od tygodnia coraz więcej i to Leszka zasługa. Żeby się nie ziściła ta straszna pieśń z Gdańska: świat się dowiedział, nic nie powiedział.
Ten krzyk jest Leszkowym wołaniem: nie chcę świata gdzie władza jest pychą a nie służbą, nie chcę świata gdzie człowiek wykształcony ale niepokorny musi odejść na kompletny aut, nie chcę świata opanowanego przez anonimowe internetowe hieny, nie chcę takiego Raciborza.
Moje miłosierdzie nie sięga tak daleko. Chcę państwu powiedzieć, że wczoraj rada miasta odmówiła minuty ciszy dyrektorowi z 15-letnim stażem w placówce miejskiej. Niech usłyszą o tym drzewa, które nas przeżyją. W Polsce żyjemy w dwóch plemionach. Plemieniu hutu można dziś powiedzieć: nagonka się udała, Janek Wiśniewski padł. To możemy zrobić, bo mamy w sobie ogromny ból i gniew.
Chciałbym byśmy siłą tu obecnych obiecali sobie, że takich ofiar już nie będzie. Nie wiemy co się stało tej nocy z Leszkiem, ale wiemy w jakim stanie był on przez ostatnie miesiące. Jeżeli dopilnujemy tego, będzie nam przysługiwał szlachetny przydomek "Wyka" przy nazwisku.
Wytrwajmy w tym aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody. Leszku spoczywaj w pokoju.