Roma Ligocka jako Róża Pomarszczona
- Gdy jechałam tu z Krakowa myślałam, że na tak ponurą autorkę przyjdą 3 osoby - zaczęła autorka swe spotkanie w bibliotece.
Sala placówki przy ul. Kasprowicza znów była zapełniona, głównie przez panie. - Nie wiem dlaczego tak jest, ale to kobiety korzystają z kultury w ujęciu tradycyjnym. Mężczyźni preferują chyba nowe media. Wciąż spotykam interesujących panów, którzy mówią mi, że ich żony są moimi wielkimi fankami. A ja żałuję wtedy, że nie są nimi oni - powiedziała nam w wywiadzie (video wkrótce na nowiny.pl).
Obcowanie z czytelnikami Ligocka nazywa botoksem dla duszy, uważa, że w małych miejscowościach takie kontakty są dla niej ciekawsze niż w wielkich miastach, gdzie wydarzeń kulturalnych jest wiele.
Krystyna Komarek prowadząca spotkanie autorskie z pisarką zaczęła od pytania o język niemiecki, którego Ligocka "nienawidziła" z uwagi na lata okupacji, gdy jako dziecko żydowskie ukrywała się przed hitlerowcami. - Moja mama mówiła, że to piękny język. Dla mnie to był język z koszmarów, scen jakie zapamiętałam z wojny. Teraz poznałam go do tego stopnia jak profesor Davies piszący książki historyczne o Polsce - powiedziała w Raciborzu pisarka. Przywiozła tu swoją nową książkę-album pt. Róża - owoc wieloletniej pracy. - Róża pomarszczona, ta nazwa do mnie pasuje - uważa Ligocka.
Autorka czytała fragmenty swej powieści. Po pierwszym, gdy na sali panowała cisza, skomentowała: my kobiety potrzebujemy chwilę by zastanowić się nad tym co przeczytamy.
poprawione!
Panie Mariuszu, nie Komorek, a KOMAREK! ;)
A fotki to będą, albo matryca pękła? ;)