Ciocia też może być mamą
Marzanna i Tadeusz Aleksandrowiczowie ze Skrzyszowa są małżeństwem z siedmioletnim stażem i… ósemką dzieci.
Poznali się przypadkiem. On jechał samochodem, ona szła na przystanek autobusowy. Zaproponował, że ją podwiezie i tak się zaczęło. Dziś Marzanna i Tadeusz Aleksandrowiczowie ze Skrzyszowa są małżeństwem z siedmioletnim stażem i…ósemką dzieci. Od trzech lat tworzą bowiem rodzinę zastępczą. Pod opieką mają 3-letniego Krzysia, 5-letniego Michała, 7-letniego Romka, rok starszego Denisa, 9-letniego Jacka, 10-letnią Anię, 12-letniego Patryka i rok starszego Wiktora.
Test na wytrzymałość
Jeszcze na długo przed ślubem postanowili stworzyć prawdziwy dom dla gromadki dzieci. – Rodzina zastępcza to był pomysł żony, która wcześniej pracowała już z dziećmi – mówi pan Tadeusz. - Ale ja go od razu podchwyciłem, bo mam znajomych, którzy zrobili to wcześniej.
Z myślą o rodzinie kupili i wyremontowali piętrowy dom w Skrzyszowie. Na dużym podwórku widać dziś roześmiane dzieci, bawiące się na zjeżdżalni, skaczące na trampolinie i grające w piłkę. Niedawno obok domu stanęła duża, drewniana altana.
Na początku państwo Aleksandrowiczowie tworzyli dom dla dwójki dzieci. Potem przyszła kolejna dwójka i tak, aż do ośmiu dzieci. – Nie wiedzieliśmy, czy podołamy obowiązkom – mówi pani Marzanna. – Testowaliśmy trochę własną wytrzymałość – śmieje się.
Kucharz weekendowy
Teraz małżeństwo nie wyobraża sobie życia bez dzieci. A kiedy większość z nich wychodzi na lekcje do szkoły, w domu robi się dziwnie nieswojo, bo jest za cicho. – Dzieci i rodzina, to cały mój świat - mówi pani Marzanna. - Wydaje mi się, że od zawsze miałam tak dużą rodzinę, że wcześniej nie mogło być inaczej. – Choć nie jest łatwo sprostać takiemu wyzwaniu. Udaje się, bo kochamy dzieci i wspólnie z mężem dzielimy się obowiązkami.
Pan Tadeusz jest np. odpowiedzialny za zakupy towarów spożywczych, jego żona kupuje ubrania dla całej gromadki. Ona gotuje, pierze, sprząta, chodzi na rozprawy sądowe, na kontrole lekarskie z dziećmi. W weekendy obowiązki kucharza przejmuje Tadeusz, który na co dzień pracuje w kopalni „Jas-Mos”. - Cieszę się, że możemy dać tym dzieciom rodzinne ciepło – mówi. – A największą nagrodą dla nas jest to, kiedy są radosne i tulą się do nas. Nawet te najstarsze. I kiedy, kładąc mi głowę na ramieniu mówią: „wujek, ja cię kocham” – wzrusza się mężczyzna.
Kluski i komputer
Ośmioletni Denis jest pierwszym dzieckiem, które przyjęli państwo Aleksandrowiczowie. – Najbardziej lubię jak ciocia (tak dzieci zwracają się do swojejopiekunki – przyp. red.) ugotuje kluski na parze, albo kluski z mięsem – mówi chłopak. - W ogóle lubię tu być, bo jest wesoło i można się powygłupiać z innymi dziećmi. Szkoda tylko, że ciocia i wujek nie pozwalają za długo siedzieć przy komputerze – uśmiecha się przekornie.
Małżeństwo dba, by dzieci miały wszystko, co jest im potrzebne dla rozwoju duchowego, intelektualnego i fizycznego, by realizowały swoje pasje i zainteresowania. Cieszy się, że czworo chłopaków jest ministrantami, a jedyna dama w całym towarzystwie – Ania, działa w parafialnej grupie Dzieci Maryi.
A co denerwuje małżonków tworzących rodzinę zastępczą? – To, jak niektórzy pytają mnie, ile z tego mam – odpowiada Tadeusz. – Tak, jak byśmy to robili dla pieniędzy. Zawsze wtedy mówię takim osobom, żeby same spróbowały stworzyć taki dom. Tym, którzy myślą, że rodziny zastępcze otrzymują od państwa bajońskie sumy podajemy tę kwotę: 645 zł miesięcznie na dziecko.
Burda-Szostek
Gratuluje i zycze wytrwalosci:) To jest badzo dobry pomysl taki rodzinny dom dziecka, ale tez osoby dorosle musza byc NIEZWYKLE aby to dobrze funkcjonowalo.
a czemu niby rodziny zastępcze mają mieć wiecej? to ich wybór, że zamiast ZADBAĆ o siebie, swoje życie zawodowe, wygląd, ubiór, studia podyplomowe wolą cudzym dzieciom gotować. Ich sprawa. My jesteśmy młodzi, zaradni, wykształceni, mamy cudne biologiczne dzieci, a państwo nam nie pomaga nijak-to jest złe.
ja tam wierze tylko w geny i w nic więcej!!! choćby nie wiem, jak się kto starał, jak będą bandziorskie geny, to nci z tego nie będzie tylko czas stracony. Prawda.
w domu dziecka kosztuje państwo około 3000 za jedno dziecko. Rodziny zastepcze p[owinny otrzymywać zdecydowanie więcej niż 70 zł na dziecko.
Rosną kolejne moherowe berety!!! Ministranci i Dzieci Maryi- do tej wiadomości to był miły news.
ja też podziwiam tą rodzinę, trzeba poświęcenia , dużo wyrzeczeń, chociaż chwili dla siebie to chyba brak. trochę mało jak przeszło 645 zł. bo słyszałam że tysiac zł. ma taka rodzina, co miesiąc, za osobę . Podziwiam za cierpliwość , wytrzymałość i życczę tej rodzinie szczęścia.
Podziwiam takich ludzi, którzy dzielą się miłością z dziećmi, które tego najbardziej potrzebują. Sama chciała bym stworzyć taki dom - ale brak mi odwagi. Poza tym mieszkam w małym mieszkaniu - i to jest największy ból - bo przydał by się dom. Szkoda że nie ma pomocy w postaci np. pomocy w budowaniu domu dla tych, którzy chcą zostać rodziną zastępczą albo adoptować dzieci. Podziwiam i pozdrawiam!
Podpisz się... 12 minut temu napisał: oceniono 1 raz-1
same ohydne synczyry, a tylko jedna dziewczynka ? podziwiam sytuacje, bo sam bym nie chciał - tożto dla tej kobiety oznacza tylko gotowanie, sprzątanie, a chwili ciszy brak :( POWINIENEŚ SIĘ WSTYDZIĆ ZA TEN KOMENTARZ JA PODZIWIAM TAKICH LUDZI BO SAMA NIE DAŁA BYM RADY A TE DZIECIAKI POTRZEBUJĄ POMOCY!!!!
same ohydne synczyry, a tylko jedna dziewczynka ? podziwiam sytuacje, bo sam bym nie chciał - tożto dla tej kobiety oznacza tylko gotowanie, sprzątanie, a chwili ciszy brak :(