Kopernik, dzik i tłumik na sztandarze
Przez ponad 30 lat wyhaftowała około 500 sztandarów. Prace Augustyny Stabli można znaleźć w całej Polsce, od Gdańska po Zieloną Górę.
W tej rodzinie haftowanie sztandarów to już wielopokoleniowa tradycja. Pani Augustyna Stabla z Godowa swoją pracownię haftu artystycznego założyła w 1980 roku. Ale sztuką tą zajmowała się już jej matka – Berta Wysocka, a bakcyla połknęła także córka pani Augustyny, Adriana. - Kiedy miałam 18 lat, nawet nie chciałam słyszeć o haftowaniu – wspomina 37-letnia Adriana. – Wiedziałam bowiem, jaka to ciężka i żmudna praca. A teraz nie wyobrażam sobie innej pracy. Ja to po prostu kocham.
Trzy lata temu do pani Augustyny, do renowacji trafił sztandar chóru z Biertułtów. - Ten sam, który w latach pięćdziesiątych wykonała moja mama – mówi kobieta. – Myślałam, że uklęknę przed tym sztandarem. To było niezwykle osobiste przeżycie.
Malowanie igłą
Augustyna Stabla jest absolwentką Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Katowicach. Haftowanie zawsze ją pasjonowało. Doskonale pamięta swoje pierwsze zlecenie. – To był sztandar dla szkoły podstawowej w Krostoszowicach. Pamiętam, że haftowałam na podszewce, bo jakiekolwiek inne materiały były trudne do zdobycia. Zrobienie go zajęło mi ponad dwa miesiące.
I mniej więcej tyle czasu trwa wykonanie jednego sztandaru. Niekiedy pani Augustyna, która jak mówi jej córka, jest tytanem pracy, potrafiła przy danym dziele pracować non stop przez 15 godzin (z krótkimi przerwami na posiłek). Na pracę wykorzystywała każdą wolną chwilę. Do dziś jej najbliżsi wspominają jak haftowała sztandar, siedząc w samochodzie prowadzonym przez jej męża. – Jechaliśmy do brata, do Niemiec – mówi Adriana, córka pani Augustyny. – Mama cały czas haftowała. Kiedy przekraczaliśmy granicę, celnicy widząc to, szturchali się z niedowierzaniem – śmieje się. Haft malarski, bo takim zajmuje się pani Augustyna, to po prostu „malowanie igłą”. Z dalszej odległości trudno bowiem odróżnić, czy dane dzieło zostało namalowane, czy też wyhaftowane. Do pracy służy specjalna igła i nici muliny. Teraz na rynku są one w tylu kolorach, ilu tylko dusza zapragnie. Ale w latach 80., kiedy w sklepach brakowało wszystkiego, trudno było kupić mulinę w takich kolorach, które były akurat potrzebne do danego sztandaru. Ale dla chcącego nic trudnego. Pani Augustyna radziła sobie tak, że farbowała nici na odpowiedni kolor.
Sztandar dla Kopydłowa
Największy boom na sztandary nastąpił w latach 90. Na potęgę u pani Augustyny zamawiały je wtedy koła łowieckie, ochotnicze straże pożarne, oddziały Związku Emerytów i Rencistów, piekarnie, a nawet zakłady fryzjerskie. Jednym z zamawiających był też zakład produkujący rury wydechowe do samochodów. Pani Augustyna, zgodnie z życzeniem klienta, wraz z córką wyhaftowała wówczas na sztandarze… tłumik. Wiele zamówień przychodziło też od związków górniczych i szkół. Wtedy godowianki haftowały ich patronów, wśród których był na przykład Tischner i Kopernik. Dla kół łowieckich na sztandarach panie haftowały zające, jastrzębie czy kruki. Wśród znanych osób, które zamówiły sztandar u pani Augustyny jest m.in. krakowski aktor Leszek Benke – pamiętny komendant Ochotniczej Straży Pożarnej w Kopydłowie, z popularnego programu: „Spotkanie z Balladą”. Aktor był fundatorem sztandaru dla koła łowieckiego na Pomorzu i zamówił dzieło z dzikiem.
Komputer haftuje
A czy były jakieś wpadki przy pracy? – Kiedyś raz czy dwa zapomniałam wyhaftować kreseczkę nad literą „ó” – śmieje się pani Augustyna. – Ale to można było od razu uzupełnić. A jeśli chodzi o możliwe literówki, (czyli przestawienie liter w wyrazie – przyp. red.) to one się nie zdarzają, bo przecież pracując codziennie przy danym sztandarze, codziennie mamy okazję wyłapać potencjalne błędy. Przez ponad 30 lat pracy 67-letnia dziś pani Augustyna Stabla wyhaftowała ponad 500 sztandarów. Jej prace znajdują się w całej Polsce, od Gdańska, przez Zieloną Górę i Bolesławiec. Niestety, obecnie haft ręczny coraz częściej wypierany jest przez haft komputerowy. - Ale jest jeszcze spore grono osób i instytucji zainteresowanych haftem ręcznym – mówi Augustyna Stabla.
Artystyczna rodzina
Pani Augustyna nie poprzestaje jednak tylko na sztandarach. Jej popisowym dziełem jest nietuzinkowa biżuteria wykonywana m.in. ze sznurka i skóry. A ostatnio wraz z córką postanowiła spróbować sił przy tworzeniu aniołków z drewna. Teraz obie panie przygotowują się do otwarcia galerii internetowej, która ma ruszyć w sierpniu pod nazwą „Art – Unikat”. Ale w rodzinie Stablów nie tylko kobiety mają artystyczne zacięcie. Mąż pani Augustyny, Franciszek, od 10 lat jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków w Katowicach i wiceprzewodniczącym oddziału rybnicko-raciborskiego. W swoich zbiorach ma pokaźną liczbę namalowanych przez siebie ikon i obrazów. Jego ulubionym motywem są krajobrazy, a szczególnie, jak mówi „godowskie kępy”. Pomaga także żonie i córce przy sztandarach. To on projektuje kształt haftowanych potem liter. - W życiu bardzo ważne jest, by robić to, co się lubi – mówi rodzina Stablów. – My jesteśmy szczęśliwi, bo robimy to, co kochamy.