Mieszkańcy boją się puszczać dzieci na podwórko
Ledwie co rozpoczął się sezon zbiorowych polowań na zwierzynę, prowadzonych przez myśliwych z kół łowieckich, a już do naszej redakcji docierają informacje mieszkańców niezadowolonych z tego faktu.
Niektórzy skarżą się, że ich zdaniem myśliwi podchodzą zbyt blisko zabudowań mieszkalnych czy wycelowują broń w kierunku domów. Wręcz boją się puszczać dzieci na podwórko. O wyjaśnienie zwróciliśmy się więc do Artura Ciby, inżyniera nadzoru w Nadleśnictwie Rybnik, zajmującego się kontrolą czynności związanych z gospodarką leśną w leśnictwach.
- Myśliwym nie wolno strzelać do zwierzyny znajdującej się bliżej niż 100 metrów od zabudowań – mówi Artur Ciba. – Ale niektórzy myślą, że myśliwi w ogóle nie mogą przechodzić obok domów, czy innych zabudowań. A przecież jeśli nie strzelają, mogą tam przejść, żeby chociażby wypłoszyć zwierzynę.
Myśliwym nie wolno strzelać na terenach wyłączonych z użytkowania obwodu łowieckiego, którymi są na przykład zakłady przemysłowe, czy centra miejscowości. Nie mogą też strzelać w odległości 500 metrów od miejsc, w których w tym czasie odbywają się zebrania publiczne. Przykładowo, jeśli w kościele sprawowana jest msza, czy na stadionie odbywa się mecz, albo w domu kultury jest jakieś spotkanie, to myśliwemu nie wolno strzelać 500 metrów od tych miejsc.
Jak mówi Artur Ciba, 99 procent problemów z tzw. bliskimi strzałami, na które skarżą się mieszkańcy, dotyczy strzelania do bażantów. Wiadomo, do ptaków strzela się w górę, ale spadający śrut może upaść na dachy domów, czy trafić w okno. Ludziom krzywdy nie zrobi, ale może im się to nie podobać, że znajdują potem śrut na własnym podwórku.
- Wiele skarg mieszkańców bierze się z totalnej niewiedzy na temat gospodarki leśnej – zauważa Artur Ciba. – Podoba im się zwierzątko, bo ładne i mają za złe myśliwemu, że poluje. A to przecież tak, jakby ktoś chciał hodować zboże, a potem go nie zbierał. Rolnicy uprawiający pola, na które nierzadko wchodzi zwierzyna leśna niszcząc zagony, nigdy nie psioczą na to, że myśliwi polują. Wręcz przeciwnie, domagają się od nich tego.
Inżynier dodaje, że osobną grupą ludzi, która z zasady jest wrogo nastawiona do myśliwych, są kłusownicy. Dla nich myśliwy to wróg, bo po pierwsze może takiego kłusownika nakryć na gorącym uczynku, albo natknąć się na wnyki i zniszczyć je. Na szczęście ostatnio kłusowników jest coraz mniej.
(abs)
Ostatnio po przejściu myśliwych , moja bratanica musiała jechać z kotem do weterynarza z powodu postrzelenia ,kot nie oddala się od domu za daleko jesteśmy zaniepokojeni(dziś kot jutro dziecko ) to jest chore.
P. Ciba też należy do koła więc wie o czym mówi. I na pewno nie pada tu takie stwierdzenie że osoby zgłaszające to kłusownicy. Czytaj ze zrozumieniem.
Jest takie coś jak regulamin polowań i wszyscy się tego trzymają, poza tym każde miasto otrzymuje plan polowań i gdzie się mają te polowania odbywać. Jak by było coś nie tak na pewno by interweniowali.
zastanawia mnie fakt czemu leśniczy twierdzi że osoby które zwracają uwagę żę myśliwi podchodzą za blisko zabudowań i strzelają to kłusownicy? odwaraca kota ogonem. powinny to sprawdzić służby leśne ale jak wiemy oni i myśliwi to jedna rodzina wiec... co tu dużo mówić niedouczeni mieszkańcy paplają głupoty i tyle...
Jak w urzędzie się poczułem czytając tej wypowiedzi.
ino gorole powinni sie bać,naszych nie odszczelą