30 rocznica wprowadzenia stanu wojennego - wspomnienia
Stan wojenny wprowadzono 13 grudnia 1981 roku na terenie całej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej na mocy uchwały Rady Państwa z 12 grudnia 1981 roku. Decyzję podjęto z naruszeniem konstytucji na polecenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Stan wojenny został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a zniesiony 22 lipca 1983 roku.
Kazimierz Cichy, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Wodzisławskiej
W 1981 roku miałem 36 lat, mieszkałem w Radlinie i pracowałem w przedsiębiorstwie wiertniczo-geologicznym w Rybniku. 13 grudnia jechałem na godz. 7.00 do pracy. Było bardzo zimno i dużo śniegu. O stanie wojennym usłyszałem w radiu, ale nie zdawałem sobie sprawy, że z tego powodu może mi się coś przytrafić. Do pracy jechałem służbowym autem terenowym. Kiedy dojeżdżałem do komendy policji w Rybniku zobaczyłem, że stoi tam pancerny skot, a obok niego trzech żołnierzy z bronią, grzejących się przy koksiakach. Wtedy przypomniałem sobie, że przed ruszeniem w drogę służbowym autem powinienem wypisać tzw. kartę drogową. Zapomniałem o tym. Widząc żołnierzy byłem pewny, że mnie zatrzymają. Ruch na drodze był niewielki, żołnierze wyglądali na trochę znudzonych, a terenowy samochód w tamtych czasach był „podpadający”. Kiedy mundurowi kazali mi się zatrzymać pomyślałem, że już po mnie. Nagle, kiedy już mieli sprawdzać moje dokumenty, przybiegł inny żołnierz i krzycząc kazał swoim kolegom szybko zbierać się na jakąś akcję. Odetchnąłem z ulgą. Uniknąłem kontroli. Pamiętam, że w stanie wojennym był duży rygor, np. dokładnie musieliśmy odnotowywać swoje przyjścia i wyjścia z pracy. Pamiętam też dreszcz emocji, kiedy pomagałem ojcu kolegi, działaczowi „Solidarności”. Ukrywał się w Kamieniu, a ja razem z kolegami kilka razy przywoziłem mu tam prowiant. Z zakupem żywności w tamtych czasach też nie było łatwo, pamiętam, że dostarczyliśmy mu m.in. kaszę i ryż w torebkach. Oczywiście wszystko to było bardzo tajne, a my ciągle musieliśmy uważać, czy ktoś nas nie śledzi.
W grudniu 1981 roku był przewodniczącym koła Zakładu Gazowniczego ROW w Świerklanach, oddział tłoczni gazowej w Radlinie: To co najbardziej pamiętam z tej niedzieli to ogromna cisza. Jechałem do pracy górniczym autobusem. Zazwyczaj rozgadani górnicy tym razem milczeli, tylko niektórzy coś tam szeptali. Było wcześnie rano bo jechałem do pracy na godzinę 6. Przejeżdżaliśmy przez Jedłownik, gdzie znajdowała się komenda milicji. Co mnie zaskoczyło to widać przy tej komendzie było spore zgrupowanie aut, mimo tak wczesnej godziny cała komenda była oświetlona a wokół kręciło się pełno milicjantów. O stanie wojennym dowiedziałem się pracy. Najpierw w radiu puścili patetyczne marsze, a potem usłyszałem przemowę Jaruzelskiego. Koło południa przyszedł na zakład jakiś gość, zakomunikował nam, że jest stan wojenny i że nasz zakład został zmilitaryzowany. Po szychcie zabrałem do domu związkową dokumentację, która znajdowała w zakładzie. Cały stan wojenny przeleżała u mnie w domu. Jakoś wówczas nie pomyślałem, że to coś niebezpiecznego i że może mi coś grozić. Dalekie były mi skłonności do kombatanctwa. Miałem rodzinę, dwójkę dzieci i człowiek musiał mieć pewne rzeczy na uwadze i myśleć logicznie, zachowywać zimną krew. W kolejnych dniach stanu wojennego było trochę obaw. Okazało się, że mój przełożony z Solidarności, który pracował w zakładzie w Świerklanach został internowany. Mnie to na szczęście ominęło. Najwyraźniej uznano, że jestem „płotką”.
Piotr Cybułka, radny powiatowy, wcześniej m.in. lider zespołu POZIOM 600
Stan wojenny zastał mnie w Bytomiu. Jako 28-latek z zespołem byłem wówczas na przeglądzie muzyków młodej generacji. Nie było jeszcze zespołu POZIOM 600. Graliśmy pod nazwą „Hej”. W nocy w hotelu oglądaliśmy telewizję. Mówił Jaruzelski, ale nie bardzo go słuchaliśmy. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Rano z gitarami poszliśmy do domu kultury, w którym miał się rozpoczynać przegląd. Drzwi były zamknięte, a na nich kartka z informacją o wprowadzeniu stanu wojennego i odwołaniu imprezy. Pierwsze myśli to obawa o rodzinę w Wodzisławiu (wówczas Radlin był częścią tego miasta – przyp. red). Tam została żona z malutką córką. Byłem wówczas dyrektorek domu kultury kopalni Marcel. Po powrocie, do pracy już nie wszedłem. Przeniesiono nas na kopalnię. Zajmowałem się transportem, podpisywałem bilety na przewozy pracownicze. To był trudny czas. Zabrano nam najlepsze lata. Pozostała rodzina i granie rock'n'rolla.
Ks. prałat Bogusław Płonka, proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP w Wodzisławiu i dziekan dekanatu Wodzisław
W 1981 roku miałem 23 lata i byłem na IV roku Seminarium Duchownego w Katowicach. Już w sobotę, w nocy z 12 na 13 grudnia czuliśmy, że dzieje się coś niedobrego. A to dlatego, że gmach wojewódzkiej MO, bardzo dobrze widoczny z okien seminarium był cały oświetlony, jak nigdy dotąd. Nazajutrz rano, w kaplicy, podczas jutrzni, około godz. 6.30 rektor powiedział nam, że wprowadzono stan wojenny. Baliśmy się, bo nie wiedzieliśmy co będzie dalej, co z tego wyniknie. Na ulicy pojawiły się opancerzone, wojskowe samochody. A kilka dni później, z okien seminarium widzieliśmy czołgi przejeżdżające ul. Wita Stwosza, przy której znajduje się seminarium. Dobrze pamiętam tę chwilę: byliśmy na wykładach, kiedy po ulicy zaczęły dudnić gąsienice czołgów. Dla nas, pokolenia, które na szczęście nie zaznało koszmaru wojny, widok czołgów na ulicach był przerażający. Nie wiedzieliśmy skąd one jadą, dopiero później dowiedzieliśmy się, że wracały z pacyfikacji kopalni „Wujek”, podczas której zginęło 9 górników. Pamiętam też żołnierzy grzejących się przy koksiakach ustawionych na ulicach Katowic, przepustki, które trzeba było mieć, chcą przejechać z miasta do miasta. Kiedy w 1981 roku jechałem do domu do Wodzisławia na święta, w podkatowickich Piotrowicach do autobusu PKS-u weszli żołnierze z bronią. Sprawdzali dokumenty pasażerów, ich przepustki i bagaże.
Tadeusz Skatuła, wodzisławski starosta
Wprawdzie trochę czasu już upłynęło, ale pamiętam ten dzień. Miałem 30 lat. O ile się nie mylę, to była niedziela. Ja jeszcze wtedy mieszkałem w Rybniku. Wybierałem się właśnie do kościoła na Nowinach, a tu o 6.00 rano zadzwonił kolega i zapytał czy wiem o wprowadzonym stanie wojennym. Ta informacja wszystkich nas wtedy zmroziła i z napięciem śledziliśmy informacje w gazetach, radio i telewizji.”
Henryk Machnik, prezes Towarzystwa Miłośnika Rydułtów
Miałem wówczas 38 lat. Chodziłem wtedy na drugą zmianę do Kopalni Rydułtowy. Pracowałem jako sztygar, zastępowałem kierownika oddziału zbrojeniowo - likwidacyjnego. Wtedy dość porządnie żeśmy przybrali, czyli pracowaliśmy ponad szychtę. Wyjechaliśmy coś koło drugiej w nocy. Dyspozytor mówił, że jest stan wojenny, że gdzieś czołgi jeżdżą. Byliśmy zaskoczeni. Zastanawiałem się, na czym to polega. Wyczuwało się z jednej strony strach i poczucie ubezwłasnowolnienia, z drugiej strony były głosy, że to było potrzebne dla uspokojenia sytuacji. Pamiętam też zabawne historie, które krążyły wśród nas jako anegdoty. Do godz. 6.00 rano była godzina policyjna, więc nie można było nigdzie chodzić. W sklepach nic nie było. Dlatego kobiety ustawiały się nawet o godz. 2.00 np. przed mięsnym, żeby coś dostać. Mieliśmy taki przypadek, że patrol zabrał panie stojące w kolejce do kibitki i zawiózł do szpitala. Tam czyściły okna. Kiedy znów panie widziały patrol krzyczały „Lygać, kibitki jadą”. Pamiętam też inną sytuację. Koledzy opowiadali, jak patrol spałował doktora Niewiema. Najpierw patrol zażądał dowód osobisty. Doktor mówi, że nie ma. Pytali, jak się nazywa. Niewiem. Jak to, nie wie pan, jak się nazywa? No Niewiem. Wyrżnęli mu kilka razy pałą za to niedomówienie. Ale na poważnie to nigdy w życiu nie chciałbym już przeżywać atmosfery strajku. To jest tak potworne napięcie, że wystarczy iskra, żeby doszło do nieszczęścia.
Ludzie
Radny Powiatu Wodzisławskiego IV kadencji.
Były radny powiatu wodzisławskiego, wicestarosta i starosta wodzisławski.
ja też sprzedałem 13 grudnia auto i stan wojenny mi w tym nie przeszkodził.Swobodnie dojechałem na giełdę i nikt nie robił mi żadnego problemu,więc nie było tak żle jak niektórzy mówią.
to nie slang, chyba jesteś młody i nie wiesz kto tak mówił do ludzi. Brednie-- jesteś rozczarowany?? albo biedny w myśleniu . Ja mój stan wojenny przeżyłam, tak jak każdy, bałam się niepewności, a z drugiej strony, myślałam, nareszcie się ten marazm zakończył i wszystko wróci do normy. Dzięki komu--generałowi Jaruzelskiemu.
piszesz brednie i nawet nie po polsku tylko jakimś slangiem ze wsi
no i po co walczyliśta o Takie Polskie, trzeba było pracować, a nie strajkować. Stan wojenny był wybawieniem. Ludzie mieli już wszystkiego dosyć, zmęczenia, niepewnego jutra i chaosu. Rodziny podzielone na solidaruchów i komuchów, sąsiad nie rozmawiał z sąsiadem, brat z bratem. No i po co, ile rodzin w obecnych czasach żyje za minimum socjalne, jakie jest bezrobocie, młodzi opuszczają ten kraj, za pracą, tak panowie, za pracą, dzieci grzebią w śmietnikach. Trzy pokolenia mieszkają w jednym mieszkaniu, a jaka jest służba zdrowia-- jak nie masz pieniędzy na leczenie prywatne to umieraj. Ile rodzin stać na wyjazd na urlop, posłanie dziecka na kolonie, a przypomnijcie sobie jak było za komuny. Nikt z głodu nie umarł, no i jeszcze raz pytam, po co walczyliśta o Takie Polskie.
szkoda,że pan Cichy nie wspomniał jakie miał za komuny dzieciństwo, żyć , a nie umierać. Ludzie jeszcze żyją i pamiętają , niech pan się nie wypowiada i nie robi męczennikiem . PSS miały się dobrze, tylko tyle panu przypomnę.
W niedzielę 13 grudnia sprzedałem na giełdzie w Katowicach auto za kwotę dwa razy większą niż go kupiłem.
Ci ludzie, którzy mogliby napisać trochę więcej prawdy nie czytają e-gazet i komentarzy.
Chyba pomagałem komunie, bo pani z matematyki w podstawówce wysyłała mnie regularnie do Domu Partii z liścikami. Pewnie kablowa na swoich kolegów.
najbardziej wyważona wypowiedż to opinia starosty p.Skatuły.
to jest jakaś prowokacja? o wspomnienia stanu wojennego pytacie komunistycznego aparatczyka Cichego?wstyd redakcjo
dlatego miał się tak dobrze w tamtym systemie. Nawet w niedzielę 13 grudnia pracował chyba za 100% wynagrodzenia.
kogo wy pytacie - Cichy to byl człowiek tego systemu a nie żaden opozycjonista
Widać na tym forum też siedzą komunistyczne k**** bo już zaliczyłem minusa!Ha,ha ale dobre!To ci jeszcze aparatczyku napiszę że sam oblewałem czerwoną farbą komunistyczne hasła.
Pamiętam dokładnie jak komunistyczne k**** kłamały w telewizji (podobnie zresztą jak teraz rząd) Wieczne brednie o kryzysie a faktycznie wszystko szło do "rusa" Pamiętam jak tej nocy po radlińskim moście jechały czołgi.Potem ten most musieli podłożyć belami żeby się nie zawalił.Pamiętam bicie się w sklepie o kawałek masła beczkowego solonego itd...Niestety do dzisiaj komunistyczne k***mają wysokie emerytury i opiekę medyczną na wysokim poziomie.Nikt nie poszedł siedzieć a uczciwym ludziom zostały ochłapy i podnoszenie wieku emerytalnego i rok czekania do doktora-specjalisty. O TAKE POLSKE WALCZYLYŚMY...
Pokazał Pan jak można wyolbrzymić sprawę.Miał Pan 36 lat a więc był Pan dojrzałym mężczyzną.Dojeżdżał do pracy SŁUŻBOWYM AUTEM TERENOWYM co oznacza że korzystał Pan w komunie ze szczególnych przywilejów(większość obywateli dojeżdżała do pracy autobusem lub pociągiem) i snuł czarną wizję że może się Panu "coś przytrafić" bo ZAPOMNIAŁ wypisać kartę drogową co było PANA OBOWIĄZKIEM. I słusznie by się stało gdyby kontrolujący zauważyli tą niefrasobliwość i ukarali za to,bo to Pan był nie w porządku a kontrolujący wykonywali swoje obowiązki służbowe. I jeszcze ten dreszcz emocji związany z dostarczaniem kaszy i ryżu W TOREBKACH ukrywającemu się działaczowi Solidarności.Zapewniam Pana że wiele ludzi pomagało sobie w tamtym czasie wzajemnie i nie czynią z tego powodu rozgłosu,a Pan próbuje przedstawić się jako ofiara a jednocześnie bohater tamtych czasów.
ja mam tylko 19 lat ale może ktoś pamięta ten dzień?? napiszcie