Jak nie pioruny to grad
Właściciele domów na pograniczu Turzy Śląskiej i Wodzisławia nie mają szczęścia do pogody. Położone na wzgórzu budynki narażone są na uderzenia piorunów i opady gradu. Zapytaliśmy specjalistów z IMGW dlaczego tak się dzieje.
Ubiegłotygodniowe upały musiały zakończyć się burzą, takiego kataklizmu nikt się jednak nie spodziewał. O ile w całym regionie burza tylko zalewała piwnice i przewracała drzewa, o tyle mieszkańcy Turzy Śląskiej i wodzisławskiej dzielnicy Marusze mogą mówić o prawdziwym kataklizmie. Grad wielkości kurzych jaj zniszczył gospodarstwa i dachy domów. Ludzie do tej pory zrywają panele i dziurawe jak sito pokrycia dachowe. – Jak żyję tu ponad sześćdziesiąt lat, to czegoś takiego nie widziałam – mówi Bernadeta Wyrzuta, która mieszka przy ulicy Bogumińskiej w Turzy Śląskiej. – To była chwila a takie szkody. Powybijało nam okna a w domu córki dach wygląda jak sito. Wszystko zalane. Za trzy tygodnie miała wychodzić za mąż a tu takie nieszczęście – załamuje ręce.
Sąsiad dostał gradem
Państwo Elias mieszkają dom dalej. Ich budynki też są przykryte folią. – Grad podziurawił wszystkie dachy, porozbijał lampy, rynny i parapety. Tata zdążył schować tylko jeden samochód, reszta ma zniszczoną blacharkę. Sąsiad próbował ratować swój dobytek, ale jak dostał w głowę kulą gradową, to omal nie stracił przytomności. Nie dało się niczego ratować, mogliśmy tylko patrzeć – mówi Bartosz Elias. Skutki gradobicia na terenie powiatu wodzisławskiego najbardziej odczuwalne były na pograniczu Turzy Śląskiej i Wodzisławia Śląskiego w dzielnicy Marusze. Budynki w których zostały uszkodzone dachy w większości przypadków miały lekkie pokrycie typu ondulina, eternit. Dachy te przed deszczem zabezpieczane były przez strażaków foliami - mówi mł. bryg. Jacek Filas z wodzisławskiej straży pożarnej.
To pechowa górka
– Mieszkamy na górce i jak nie grad to cały czas uderzają tu pioruny – mówi Bartosz Elias. Specjaliści potwierdzają, że ukształtowanie terenu ma wpływ na takie zjawiska powodowe. - Pewne tereny są jakby bardziej uprzywilejowane do występowania gradu. Miejsca o urozmaiconej orografii czyli np. wzniesienia mają wpływ na procesy pionowe, które docierają do chmur. Chodzi choćby o prądy wstępujące, które powodują, że gradziny dłużej wędrują w chmurze i mają prawo być większe – mówi Grażyna Bebłot, hydrometeorolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Jak tworzy się grad? Kiedy nad danym obszarem spotykają się masy powietrza o różnej temperaturze i gęstości, tworzą się prądy wstępujące. Ciepłe powietrze jako lżejsze wędruje do góry wynosząc z sobą cząsteczki wody. Kiedy te dotrą na odpowiednią wysokość, gdzie temperatura jest niższa, skraplają sie i spadają w formie deszczu. Kiedy powietrze jest mocno rozgrzane wynosi cząsteczki wody jeszcze wyżej gdzie dochodzi do zamarzania wody i tworzenia gradzin, czyli kulek gradowych, które znamy z gradobić. Prąd wstępujący z 3 lipca, który wytworzył się nad Turzą Śląską musiał być wyjątkowo silny, bo przez dłuższy czas utrzymywał w chmurze gradziny, które z każdą chwilą obrastały lodem i zwiększały masę. Gdy stały się tak ciężkie, że nie mogły się utrzymać w chmurze, spadały z impetem na ziemię. - Takie chmury mogą mieć wysokość nawet dziesięciu kilometrów, a więc odległość do ziemi pozwala nabrać gradzinom podczas spadania dużej energii - dodaje pracownica IMGW.
Możemy tylko ostrzegać
Meteorolodzy tłumaczą, że opad gradu jest tak lokalnym zjawiskiem, że trudno przewidzieć gdzie i kiedy wystąpi. - Te zjawiska mają stosunkowo wąski szlak i przypominają pas o szerokości od kilkudziesięciu metrów do kilometra i długości od kilku do kilkunastu kilometrów. Mamy za mało radarów meteorologicznych aby można było rozpoznawać te zjawiska na czas. Najbliższy znajduje się na wzgórzu Ramża w Orzeszu. Pozwala określić prędkość wiatru, ilość wody w chmurze i przewidzieć część zjawisk meteorologicznych. W planach jest wybudowanie radaru na Górze św. Anny, który pomoże nam jeszcze skuteczniej obserwować to co się dzieje wysoko, nad naszymi głowami, i co może nam zagrażać - mówi Grażyna Bebłot.
Adrian Czarnota
Do Ja 100 % RACJA
PANIE ADRIANIE SĄ RÓWNIEŻ INNE MIEJSCA W WODZISŁAWIU ŚL GDZIE GRAD WIELKOŚCI KURZYCH JAJ ZMASAKROWAŁ DACHY W SITO, A PISZE SIĘ TYLKO O TURZY I MARUSZACH. W OKOLICY UL.KOPERNIKA LUDZIE RÓWNIEŻ MAJĄ SZKODY PO GRADOBICIU, DLACZEGO O NAS SIĘ ZAPOMINA? GDZIE ARTYKUŁ NA TEMAT JAK PAN PREZYDENT ZAINTERESOWAŁ SIĘ POSZKODOWANYMI I CO ZROBIŁ ABY IM POMÓC ?(NIE MÓWMY O FOLIACH DANYCH NA DACH)