Życie pędzlem zapamiętane
Od 31 sierpnia Muzeum w Raciborzu będzie miejscem wystawy gliwickiej malarki Marii Bereźnickiej-Przyłęckiej. Ekspozycja ŚWIATŁOCIENIE jest przeglądem jej twórczości ostatnich trzech lat. Artystka zaprezentuje 47 prac, a wśród nich obrazy z gorącym światłem Grecji, srebrną taflą polskich jezior i zielenią mazurskich łąk.
Artystka obecnie mieszkająca w rodzinnych Gliwicach, mocno związana jest z Kietrzem, gdzie przeżyła 25 ważnych, również dla swej twórczości lat. Szerokie przestrzenie Bramy Morawskiej do dziś przewijają się w jej pracach.
Artystka obserwując pory dnia i roku, w szczególności zaś towarzyszące tym momentom zmiany, tworzy swoisty zapis otaczającej rzeczywistości. Budując nastrój kolorami i grą światła, stara się pokazać radość istnienia, czasami zacienioną smutkiem czy zwątpieniem. Umiejętnie przelewa na płótno wiosenne przebudzenie z szarości, letnie rozleniwienie słońcem i jesienno-zimowe przygasanie kolorów razem z podążającym ku ciemności dniem.
– To taki rodzaj pamiętnika, którego malarski zapis nie zawsze musi być chronologiczny. Mieszam wspomnienia z marzeniami, odczuciami przeszłymi albo wyobrażonymi – jak we śnie. Dlatego w moich obrazach owoce przywołują smaki, kwiaty ulotność piękna, w wodzie odbijają się przeszłe chwile, a trawy wiatrem przenoszą zapachy – mówi o swej twórczości Maria Bereźnicka-Przyłęcka.
Odebrała solidne wykształcenie u prof. Antoniego Starczewskiego (gobelin i dywan) i prof. Stanisława Fijałkowskiego (malarstwo) na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, które do dziś pozwala na nieskrępowany indywidualizm w wyborze twórczych środków wyrazu.
Nie ucieka od symboliki. Towarzyszące jej od zawsze jabłko jest szczególne, gdyż w tych malarskich spektaklach próbuje odpowiadać na pytania o całość, rozdzielenie, samotność, spotkanie. Podobną wieloznaczność odnalazła w cytrynie, zwłaszcza w tej zielonej, która zafascynowała ją w Grecji. Owoc ten bowiem kojarzy się jej z świeżością i darem gaszenia pragnień.
Poszukując nowych inspiracji artystka nie stroni od podróży, również tych na plenery i wystawy. Najważniejsi są jednak dla niej ludzie spotykani na różnych etapach drogi. Przypadkowi – poznani w podróży, jak i ci, którzy są przy niej prawie stale. Dlatego każdy wernisaż jest wielkim świętem, radością ze wspólnych spotkań. Z pewnością będzie tak i w Raciborzu, gdy podczas wystawy powrócą wspomnienia i ludzie z minionych lat.
Nie jestem znawcą ani wielbicielem malarstwa, a na wystawę trafiłem przypadkowo, ale wszystkich zachęcam do obejrzenia. Piękne, nieprzekombinowane, żywe, optymistyczne obrazki. Wytchnienie dla oka i ducha.
Warto obejrzeć tę wystawę.
Piękne nenufary i jarzębina, dzikie bzy i malwy, jeziora i góry, drzewa i trawy, przyroda i martwa natura, a wszystko cieszy wzrok i ducha. Z ciekawością spoglądasz jak osiągnięto takie efekty, jak kładziono farbę. i zazdrościsz tym, którzy mogli kupić.