Karacena z Raciborza najlepszą drużyną ZHR na Śląsku!
Harcerze z 1 Raciborskiej Drużyny Harcerzy „KARACENA” im. Króla Jana III Sobieskiego zajęli I miejsce na Turnieju Drużyn Leśnych. Jedną z głównych nagród było nadanie drużynie tytułu „Drużyny Orlej”, czyli najlepszej drużyny w województwie.
W dniach 5-7 października 1 Raciborska Drużyna Harcerzy „KARACENA” im. Króla Jana III Sobieskiego brała udział w VI Zlocie Górnośląskiej Chorągwi Harcerzy ZHR, który odbywał się w Bierach niedaleko Bielska-Białej. Był to turnieju Drużyn Leśnych (czterostopniowa kategoryzacja: Drużyna Próbna, Drużyna Polowa, Drużyna Leśna i Drużyna Puszczańska). Czas spędzony na owym zlocie był dla nas czasem szczególnym, spotkaliśmy naszych przyjaciół z innych drużyn oraz mieliśmy okazję z nimi współpracować, co okazało się dla nas prawdziwą przyjemnością.
Zanim jednak udaliśmy się do Bier, musieliśmy wykonać pewne zadanie, związane z myślą przewodnią zlotu. Należało poznać historię wcześniej wybranego Cichociemnego oraz zaprezentować jego postać na ognisku podczas zlotu. Druh Dawid podpowiedział nam, że na naszym raciborskim cmentarzu spoczywa ktoś taki. Po długich poszukiwaniach na cmentarzu „Jeruzalem” udało nam się go znaleźć. Nazywał się Eugeniusz Chyliński i mieszkał przez pewien czas w Modzurowie. Każdy Cichociemny miał swój niepowtarzalny pseudonim – jego nazywano „Frezem”. Z barwnej historii życia dowiedzieliśmy się , że podczas brutalnego przesłuchania zasymulował zapalenie wątroby i udało mu się przedostać do niemieckiego szpitala, w którym to została przeprowadzona brawurowa akcja jego odbicia. Frez w szeregach Cichociemnych był przez pewien czas nauczycielem pirotechniki, miłował się wybuchach, w związku z czym do jego najlepiej przeprowadzonych akcji należało wysadzenie w powietrze pociągu z niemieckim zaopatrzeniem. A z ciekawostek: bardzo lubił jeść i często grywał w karty. Oprócz tego zadania mieliśmy się nauczyć piosenki patriotycznej. Opracowaliśmy plan przedstawienia postaci i siedząc jak na szpilkach wyczekiwaliśmy dnia wyjazdu na zlot.
W piątek 5 października „10 wspaniałych” obładowanych plecakami oraz sprzętem potrzebnym podczas zlotu (w workach transportowych znalazły się między innymi radia polowe, namiot oficerski, saperki oraz siekiery) wyruszyło autobusem o godzinie 15.30 z ulicy Warszawskiej. Niestety , z różnych względów, prawie połowa drużyny nie pojechała. W drodze do Bier zabraliśmy jeszcze środowisko Bytomia, bardzo liczne i równie miłe. Później dosiadł się jeszcze druh Dawid, który również udawał się na zlot. Dalszą drogę umilały nam śpiewanki zorganizowane przez druha Pawła i jego gitarę. Na miejscu czekał na nas druh Arek i zaprzyjaźnieni z naszą drużyną harcerze z Bielska.
Po późnym dotarciu na miejsce wyładowaliśmy potrzebny sprzęt, po czym zajęliśmy się rozstawianiem namiotów igloo (co poszło nam bardzo szybko i sprawnie, mimo mocno wiejącego wiatru). Ledwo co włożyliśmy plecaki do namiotów, dostaliśmy rozkaz szybkiego umundurowania się i stawienia się w kręgu ogniskowym. Sprostaliśmy temu zadaniu i po kilku chwilach siedzieliśmy na karimatach wokół jeszcze nie zapalonego ogniska wśród druhów z całej Górnośląskiej Chorągwi Harcerzy. Chwilę później komendant chorągwi, harcmistrz Sebastian Adamus Harcerz Rzeczypospolitej, poprosił osoby pomagające w przygotowaniu zlotu o rozpalenie ogniska. Ze środowiska raciborskiego ognisko rozpalili druhowie Arek i Dawid. Jako strażnika ognia druh komendant wybrał oboźnego zlotu, druha Sławka z Bielska. Utrzymanie płonącego ogniska nie było łatwe ze względu na wspomniany wcześniej mocny wiatr, jednak strażnikowi udało się dotrwać do końca. Gdy ognisko już płonęło, jedna z osób spoza kręgu podeszła do niego i zgodnie z tradycją zasalutowała do ognia, po czym wrzuciła gałązkę w płomienie. To nasz drużynowy Krzysiek szczęśliwie dojechał na zlot i mógł razem z nami uczestniczyć w dalszej części ogniska. Po zakończeniu spletliśmy krąg, odśpiewaliśmy obrzędową pieśń „Bratnie słowo” i rozeszliśmy się do swoich namiotów, by odpocząć po długiej podróży i nabrać sił przed następnym dniem pełnym atrakcji.
Sobotni ranek był zimny, toteż druh Krzysiek przeprowadził rozgrzewkę. Po niej udaliśmy się na śniadanie. Później przebraliśmy się w mundury i udaliśmy się na apel rozpoczynający zlot, podczas którego kilku drużynom (w tym naszej) nadano miano „Drużyny Leśnej”. Druh Komendant przypomniał również, że na zakończenie zlotu drużyna która otrzyma najwięcej punktów zostanie na jeden rok mianowana „Drużyną Orlą”, czyli najlepszą drużyną w całej chorągwi. Druh Krzysiek mówił nam, żebyśmy nie przyszywali od razu plakietek „Drużyny Leśnej” do munduru, bo ma zamiar wyjechać ze zlotu z naszywką „Drużyny Orlej”. Tuż po apelu rozpoczęła się gra, na której sprawdzano nasze umiejętności maskowania się oraz odczytywania informacji z mapy. Później zaczęto grę terenową, której główna fabuła opierała się na walkach partyzanckich z wojskami niemieckimi. Poszczególne patrole zajęły się zadaniami im powierzonymi: sekcja saperska („Grzyby”) musiała zająć się rozminowaniem danego obszaru, sekcja szturmowa („Szparagi”) musiała toczyć walki z Niemcami polegającej na zrywaniu kartek z ramion przeciwników i przy okazji nie straceniu własnej, sekcja mostowa („Brokuły”) musiała zbudować most linowy nad rzeką a dwie sekcje sanitarne („Ziemniak” i „Fasola”) miały za zadanie „opatrywać” zranionych partyzantów. Do każdej sekcji był przydzielony łącznik z walkie – talkie, który meldował o poczynaniach swojej sekcji Kwaterze Głównej („Kapuście”). W rolę Niemców wcielili się nasi starsi przyjaciele wędrownicy. Po zakończeniu gry harcerze mieli czas wolny, podczas którego mogli się podzielić wrażeniami z innymi harcerzami. Wielu z naszej drużyny aktywnie spędziało czas, grając w gry drużynowe, lecz kilku ponownie dało się skusić druhowi Pawłowi i jego gitarze na śpiewanki, podczas których najlepiej się śpiewało „W więziennym szpitalu”. Później udaliśmy się na pyszny obiad (schabowy z ziemniakami i surówką, palce lizać!). Po nim mieliśmy przerwę obiadową, którą spędziliśmy na rozmyślaniach, leżąc w cieniu drzew i przypatrując się błękicie bezchmurnego nieba. Po przerwie krąg atrakcji znowu zaczął się kręcić. Zorganizowano turniej gier, których konkurencjami były Wieża Jenga, zagadka logiczna, w której bardzo wykazał się druh Bart, oraz strzelanie z wiatrówki, w której przydało się celne oko druha Mateusza. „KARACENA” okazała się być niepokonana w kategorii gry w Stellę oraz rozgrywki „Prawa Dżungli”. Po odbyciu wszystkich konkurencji „każdy z każdym” raciborscy harcerze udali się na najciekawsze rozgrywki, jakimi był paintball. Naszym zadaniem było zabrać flagę, która była broniona przez kilku wędrowników. Udało nam się to dwa razy na trzy próby, dzięki wcześniej zaplanowanej taktyce. Po paintball’u udaliśmy się na kolację, przed którą przećwiczyliśmy śpiewanie „Szarej piechoty” – piosenki patriotycznej, którą wybraliśmy. Druh Krzysiek poprosił druha Pawła, żeby ten przygotował stos ogniskowy. Były z tym stosem małe problemy, jednak po przyjściu druha drużynowego kupa suchych gałęzi i podpałki zaczęła rosnąć w porządny stos obrzędowy. Zaraz po zbudowaniu go przebraliśmy się w mundury i ruszyliśmy na mszę polową. Po niej obrzędowo odśpiewano „Modlitwę harcerską”, po której „KARACENA” udała się na ostatnie w tym zlocie ognisko, na którym nadeszła pora zaprezentować postać Freza, w którego rolę wcielił się druh Sokół. Podczas odgrywania sceny z wybuchem pociągu odpaliliśmy przygotowany przez druha Mateusza granat dymny, który dymił długo i obficie jeszcze po skończeniu scenki. Zostaliśmy nagrodzeni drugim miejscem, zapewne zajęlibyśmy pierwsze, gdybyśmy mówili nieco głośniej. Po ognisku również spletliśmy krąg, odśpiewaliśmy „Bratnie Słowo” i udaliśmy się do namiotów na spoczynek.
Ciszę niedzielnego pochmurnego poranka przerwał głośny gwizdek oboźnego oznajmiający pobudkę. W ciągu kilku minut wstaliśmy z namiotów, przebraliśmy się w ubranie polowe i udaliśmy się na mycie. Po nim ruszyliśmy na śniadanie, na którym dowiedzieliśmy się że na ostatni dzień przygotowano specjalną grę terenową. Tym razem również byliśmy partyzantami, których zadaniem było odbicie swoich dowódców (drużynowych) i przejęcie mapy z zaznaczonym Głównym Sztabem Dowodzenia Niemieckich Sił Zbrojnych. Każda drużyna podzieliła się na dwie części: na zwiadowców, którzy musieli znaleźć mapy strzeżone przez Niemców (tym razem również wędrowników) i na grupę bojową, której celem było zabrać amunicję z mocno ufortyfikowanego składu zbrojeń. Obie grupy „KARACENY” podołały temu zadaniu. Udało nam się odbić druha Krzyśka, dzięki heroicznemu druhowi biegnącemu z racą, lecz nie znaleźliśmy planów. Po grze spakowaliśmy się, złożyliśmy namioty i cały pakunek odstawiliśmy do suchej i wolnej od deszczu izby. Zeszliśmy z niej na obiad, gdzie czekał nas wyborny bogracz. Po obiedzie nie było czasu na odpoczynek, o nie! Musieliśmy szybko ubrać się w mundury i przygotować się do apelu kończącego zlot. „KARACENA” zdążyła, prezentowaliśmy się najlepiej jak mogliśmy, za co dostaliśmy punkty dzięki umundurowaniu oraz proporcom zastępów i drużyny. Pod koniec apelu druh komendant podał punktację drużyn. Z siedmiu drużyn po kolei schodził na najwyższe miejsce. Nie wyczytano nas na końcu, nie wyczytano w środku. Komendant podał nazwę drużyny, która zajęła czwarte miejsce. Przeszły nas niemałe ciarki. Byliśmy bardzo blisko podium. Podano trzecie i drugie miejsce, a nazwy naszej drużyny nie wyczytano. W końcu jednak usłyszeliśmy słowa, których usłyszenie było naszym marzeniem: „Pierwsze miejsce zajmuje 1 Raciborska Drużyna Harcerzy „KARACENA” imienia Króla Jana III Sobieskiego!”. Czuliśmy radość która nas wypełniała od stóp do głów (mimo przemoczenia do suchej nitki). Druh Komendant poprosił naszą drużynę o wystąpienie. Drużynowy Krzysiek miał powód do dumy. Miał nosa, żeby nie przyszywać plakietek „Drużyny Leśnej”, poszliśmy o krok dalej! Po oddaleniu się z placu apelowego i po wydaniu komendy „W marszu rozejść się” przez Krzyśka rzuciliśmy się na niego, żeby mu podziękować za wspaniałe i spektakularne zwycięstwo. Nie była to nasza pierwsza wygrana: niektórzy pamiętali jeszcze o zajęciu pierwszego miejsca na zeszłorocznej Pielgrzymce Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej w Częstochowie. Po zapakowaniu wszystkich potrzebnych materiałów do autobusu i wejściu do niego razem z Bytomiem odśpiewaliśmy naszą pieśń drużyny przy akompaniamencie gitary, tym razem w rękach drużynowego Krzyśka. „Zbroja” zabrzmiała głośno i wyraźnie, mimo zmęczenia i snu ogarniającego po zlocie.
Teraz zamierzeniem 1 Raciborskiej Drużyny Harcerzy „KARACENA” jest zdobycie miana „Drużyny Rzeczypospolitej”, najlepszej drużyny w Polsce. Aby tego dokonać, będziemy starać się co sił w ciele i ile wiary i zapału w duszy. Chcemy przywrócić Związkowi Harcerstwa Rzeczypospolitej chwałę i blask dawnych dni, chcemy odbudować harcerstwo raciborskie na miarę naszych sił, starając się usunąć wszystkie przeciwności stojące nam na drodze do zamierzonego celu, ponieważ harcerstwo to dla nas niezapomniana ścieżka, pełna przygód, przyjaźni na dobre i na złe oraz braterstwa, którego płomień nigdy nie zagaśnie.
Czuwaj!
Wyw. Paweł Draga
ach wszyscy przemoknięci ;d
zapomniałem dodać że pisze o obozie Hufca z kuźni raciborskiej i dodam jeszcze że była jedna pralka za 160 dzieci , najdłuższy program prania 15 min i to tylko w zimnej wodzie
a kto był na obozie pracy zwanym obóz harcerski w Pleśnej ??? nie polecam nikomu , warunki katastrofa ,zimna woda pod pryśnicami ,syf i malaria a jak wpadał sanepid to zakaz wpuszczania na obóz zawsze była zasada idz pierw do komendantki zgłoś jej i dalej udawaj że jej nie znalazłeś i idziesz do kuchni zgłosić o kontroli i tak z 5 osób odwiedzileś , po 20 minutach sanepid wchodził na"obóz"