Wojciech Jagielski na Kasprowicza: Zawsze się bałem.
Atrakcją Nocy w Bibliotece było spotkanie z Wojciechem Jagielskim korespondentem wojennym i autorem literatury faktu. - Moi koledzy trafiają do psychiatryka, ja znalazłem sposób jak radzić sobie ze stresem bojowym - powiedział raciborzanom.
Twórca "Wypalania traw" przyjechał do Raciborza prosto z Dortmundu, ze spotkania autorskiego jakie tam zorganizowano. - Słaby ze mnie wykładowca, proszę o pytania - przywitał się z czytelnikami, których przyszło kilkudziesięciu.Jagielski zaczął od opowieści o dzieciach-żołnierzach. Zauważył, że 15-latek w Afganistanie czy Czeczeni to nie taki sam nastolatek jak w Polsce. - Mają mundury, karabiny, dorosłe zadania. Nas to potrafi oburzyć, ale u nas stoi pomnik małego powstańca więc dlaczego się dziwimy? - pytał.
Pierwsze pytanie dotyczyło emocji towarzyszących mu jako korespondentowi wojennemu. - Jedzie pan tam skąd wszyscy uciekają. Nie boi się pan? - ciekawiło czytelniczkę. - Ja się zawsze strasznie bałem - przyznał autor.
- To jest zawód dla ludzi samotnych a ci kończą z ogromnymi problemami osobowościowymi. Cenę jaką oni płacili, w moim przypadku płaci moja żona, bardziej dziennikarka niż ja sam. Robiłem to co ona chciałaby robić. W gazetach to horrory są głównym tematami, nie komedie. Ja zajmowałem się dobrymi i złymi rzeczami. Bałem się tych złych dopóki nie znalazłem się na lotnisku przed wylotem na materiał. Nie byłem już wtedy Wojciechem Jagielskim tylko dziennikarzem. Wtedy trzeba było dotknąć tego co się opowiada. Ja martwiłem się wówczas tylko o detale mojej pracy. O złych rzeczach,zjawiskach dowiadujemy się po tym jak się zdarzą. Kiedy pada strzał i nie zostałeś trafiony to strach właśnie przeszedł - mówił Jagielski.
- Obserwowałem co się dzieje z ludźmi wokół mnie, kolegów z pracy. Ja mam już 52 lata, a zawód korespondenta jest dla młodych. Harrison Ford może być Indianą Jonesem jako 70-latek ale nie ja. Media umierają na naszych oczach. Znam ludzi, którzy nie znaleźli sobie bezpiecznego lotniska jak ja w postaci pisania książek. Dziś ci, którzy chcieli pisać o największych wydarzeniach relacjonują wypadek w śródmieściu lub robią materiał w przedszkolu - kontynuował gość biblioteki.
Towarzyszący mu w pracy fotoreporter Krzysztof Miller nie poradził sobie ze stresem bojowym. Inny kolega z agencji Reutersa też trafił do psychiatry. - A mnie uratowały 2 rzeczy. Terapią było pisanie, po nim ja nie miałem nic w sobie z tego co zobaczyłem. Wyrzucałem to w moich korespondencjach, a co tam się nie zmieściło, opowiadałem żonie. Powiększył się za to u mnie lęk przestrzeni. Zawsze był ale stał się większy niż wcześniej. Tam się skupiły moje problemy. Ja nie robiłem zdjęć jak Miller, którego ta fotografia wciąż ścigała. Tego się nie wyrzuca, to co złe wraca z każdym zdjęciem - opowiadał Jagielski.
Ludzie
Dyrektor Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej im. Ryszarda Kincla w Raciborzu.