Po pożarze w Rudach: kto zapłaci za hektary spalonego lasu?
25 kwietnia w Nadleśnictwie Rudy Raciborskie doszło do wielkiego pożaru. Ogień strawił siedemnaście hektarów młodego lasu. Jak do tego doszło, bada teraz prokuratura. Niewykluczone, że nadleśnictwo będzie walczyć o odszkodowanie.
Przypomnijmy, dokładnie o godzinie 13.50 Powiatowe Stanowisko Kierowania Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Raciborzu otrzymało zgłoszenie o pożarze lasu w Rudach. W gaszeniu pożaru brało udział 7 zastępów Państwowej Straży Pożarnej, 45 zastępów Ochotniczych Straży Pożarnych, w tym kompania gaśnicza z Gliwic i Kędzierzyna-Koźla. W działaniach gaśniczych brał udział także pociąg gaśniczy oraz 2 samoloty i śmigłowiec gaśniczy. Pożar pochłonął 16,7 ha lasu. Akcja gaśnicza trwała 31 godzin i 40 minut.
Na miejscu pożarzyska trwa teraz intensywna wycinka spalonych drzew. – Tniemy, bo martwe sosny i modrzewie to doskonały materiał rozwojowy aby namnażały się w nim szkodniki. Nie chcielibyśmy, aby te owady rozeszły nam się później po zdrowym lesie. Głównie chodzi o kornika modrzewiowca. To niewielki owad, z którym i tak mamy problemy na pożarzysku a chcemy uniknąć dodatkowych – wyjaśnia Robert Pabian, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Rudy Raciborskie. Nadleśnictwo wycina w pierwszej kolejności drzewa iglaste. Co się da zostanie sprzedane. Reszta zniszczonych drzew zostanie zutylizowana.
Wycenili lata pracy
Las, który spłonął pod koniec kwietnia sadzony był cztery lata po gigantycznym pożarze w 1992 roku. W skład kilkunastoletniego młodnika wchodziły brzozy, modrzewie i sosny. Jak mówią leśnicy, podczas kwietniowego pożaru nie ucierpiała zwierzyna. – Obszar, który był objęty ogniem był na tyle mały, że zwierzętom udało się uciec. Nie było jakichś dramatycznych zwrotów kierunków pożaru i zwierzyna opuściła szybko zagrożony teren – tłumaczy leśnik. Nadleśnictwo Rudy Raciborskie wyceniło straty na 380 tysięcy złotych. – To koszty, które ponieśliśmy aby ten las tam wyhodować. Największe koszty ponosiliśmy szesnaście lat temu. Przygotowanie gleby, koszt sadzonek, posadzenia i wszystkich zabiegów, które pozwoliły sadzonkom wyskoczyć ponad chwasty. Drugi składnik kosztów to koszt ponownego odtworzenia lasu, czyli tego co od wielu dni robimy.
– To był największy pożar w naszym nadleśnictwie od 1992 roku. Teren pożarzyska jest o wiele bardziej narażony na pożary niż był przed dwudziestoma laty. Kiedy teraz palił się młodnik, to w wielu miejscach stała woda, jednak ogień przenosił się po wystającej z niej suchej trawie. Trzeba wielu lat, aby las się odbudował. Młodnik jest ugałęziony do ziemi. Zapali się trawa, od niej gałęzie i momentalnie wszystko staje w ogniu – mówi Pabian.
Zostawili przesmyk
Kiedy jeszcze strażacy dogaszali pożarzysko, leśnicy wykonywali zdjęcia terenu. – Ogień w naszym odczuciu, co ma również potwierdzenie w materiałach zdjęciowych, pojawił się na torowisku po przejeździe pociągu Kopalni Piasku Kotlarnia. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości – mówi zastępca nadleśniczego. Zdaniem pracowników nadleśnictwa najpierw zapalił się jeden ze starych podkładów na torowisku, później ogień przeniósł się na skarpę a stamtąd do lasu. Pomiędzy nasypem a lasem znajdują się specjalne pasy, które regularnie mineralizuje się czyli orze nie dopuszczając do zarośnięcia przez roślinność. Taki pas ma powstrzymać ogień z torowiska. – Mamy pewien niesmak, bo w przeciwieństwie do kolei, kopalnia piasku zawsze dbała o pasy wzdłuż swoich torów. Mówiło się, że na ich pasach można siać żyto. Na pasie pojawił się jednak fragment, który nie został zmineralizowany i przez ten przesmyk ogień dostał się do lasu – mówi leśnik.
Trudno w to uwierzyć
Co na to Kopalnia Piasku Kotlarnia? – Wydaje się mało prawdopodobne, aby do pożaru doszło przez nasz pociąg – mówi nam Marek Harz, prezes zarządu spółki Kopalnia Piasku Kotlarnia-Linie Kolejowe” Sp. z o.o. – Mamy nadzieję, że postępowanie prowadzone przez państwowe instytucje to potwierdzą. Różnice czasowe pokazują, że minutę po przejeździe pociągu miało dojść do pożaru sięgającego kilkunastu hektarów. Trudno w to uwierzyć – mówi prezes. Przedstawiciele kopalni podkreślają, że niedługo przed pożarem odbył się odbiór pasów zmineralizowanych przez kopalnię. – Dobrze nam się współpracowało i współpracuje z nadleśnictwem. Choć mineralizacja takich pasów to duże pieniądze, kiedy trzeba oczyszczamy je. Pożar to siła wyższa, jednak będziemy bronić naszego stanowiska jak niepodległości – mówi Marek Harz. Wszyscy czekają na ustalenia biegłych i śledczych z Prokuratury Rejonowej w Raciborzu, która prowadzi postępowanie w sprawie pożaru w Rudach. – Najpierw trzeba ustalić kto jest odpowiedzialny za pożar. Jeżeli prokuratura uzna odpowiedzialność kopalni na pewno będziemy się domagać zwrotu kosztów. Las nie był ubezpieczony, ale nie dlatego, że nie chcieliśmy lub nie byłoby nas na to stać. Niestety, żaden z ubezpieczycieli nie odważy się od ognia ubezpieczyć lasu, bo szkody w przypadku pożaru są ogromne – tłumaczy Robert Pabian.
Adrian Czarnota
Ludzie
Mgr inż. Robert Pabian były nadeśniczy w Nadleśnictwie Rudy Raciborskie, obecnie dyrektor RDLP w Katowicach. Jest także myśliwym.
w akcji również brała udział kompania gaśnicza z Rybnika