Warto kupować lokalne produkty
Zamiast wybierać się do wielkiego marketu – odwiedźmy nasz osiedlowy sklep. Tak, może zapłacimy więcej za podstawowe zakupy, ale ten pierwszy element łańcuszka zaprocentuje z pewnością.
Teoretycznie wiemy, że kupując lokalne produkty wspieramy lokalne firmy, które dają pracę i płacą podatki w Raciborzu, Rybniku, Wodzisławiu, a nie w Warszawie. Kupując coś „naszego” uruchamiamy też pozytywny łańcuch kolejnych zakupów: jeśli np. miejscowy piekarz sprzeda swój chleb to część pieniędzy wyda u lokalnego rzeźnika, kafelkarza, stolarza. Jeśli ci będą mieć coraz więcej pracy to zatrudnią ludzi nie z Białegostoku, ale miejscowych. A ci część zarobionych pieniędzy wydają przecież na miejscu, np. kupując bułki od piekarza z początku naszego łańcuszka.
W krajach Europy Zachodniej takiego lokalnego patriotyzmu uczy się już w szkołach, a potem promuje się go w niezliczonych kampaniach społecznych. Z biegiem lat, to systematycznie umacniane przekonanie zakorzeniło się mocno w świadomości konsumentów. Proszę spróbować namówić Francuza, żeby kupił pomidory lub mięso spoza swojego regionu, albo żeby planowanie jakiejkolwiek inwestycji nie zaczynał od przeglądu lokalnych możliwości. Przyszła chyba pora, abyśmy i my zaczęli uczyć się, że wspieranie miejscowego biznesu jest w interesie wszystkich mieszkańców, ponieważ służy poprawie jakości życia całej lokalnej społeczności.
– Piekarze maja dzisiaj konkurencję w postaci piekarni w niemal każdym markecie, gdzie produkty sprzedawane są po cenie o połowę niższej, jednak są zupełnie innej jakości. To jest właśnie naszą rolą, jako izby przemysłowo-handlowej, oraz rolą mediów, by mieszkańców uświadamiać i promować lokalnych przedsiębiorców – mówi Andrzej Żylak, prezes zarządu Izby Przemysłowo-Handlowej w Rybniku.
Przekonany jest, że kupowanie lokalnych produktów jest kwestią świadomości i odpowiedzialności. To przywiązanie i szacunek do własnej, lokalnej marki. Poza tym również pewien model firmy, gdzie relacje pracownik – pracodawca, jeśli są kształtowane w sposób właściwy, korzystnie oddziałują w obie strony.
– Wielokrotnie już powtarzałem, że ogromną wartością są lokalne, często rodzinne firmy. Wtedy mamy pewność, że pieniądze, które oni wypracowują i które my u nich wydajemy, zostają u nas. Bo przecież kupując cokolwiek – produkt czy usługę – u lokalnego przedsiębiorcy budujemy nasz miejski budżet. Płacąc podatki tutaj, pozwalamy na realizowanie inwestycji. Tak samo jest z przedsiębiorcami, którzy też płacą podatki w mieście. To pozwala nam zobaczyć, że te pieniądze do nas wracają – dodaje Żylak.
Jak przyznaje prezes IPH w Rybnik, dzisiaj dla małego przedsiębiorcy czasy są ciężkie. Konkurencja ze strony supermarketów i centrów handlowych jest często nie do wytrzymania. – Patrząc przez pryzmat tego, co dzieje się na ul. Powstańców i Sobieskiego widzimy, że w stosunku do lat 90-tych różnica jest kolosalna. Duże centra handlowe wyrugowały małą i średnią przedsiębiorczość, do tego dochodzą sieciówki, które swoje produkty kupują hurtowo dla wielu sklepów po niższych cenach – mówi Andrzej Żylak.
Sztuką dla przedsiębiorcy było dostosowanie się do zmian w XXI wieku, co nie do końca się sporej ich części udało. W Rybniku wciąż wierzyło się, że główny trakt komunikacyjny potencjalnych klientów wiedzie deptakiem Powstańców–Sobieskiego, co jednak po powstaniu centrów handlowych przy Rynku diametralnie się zmieniło. Efektem jest obraz nędzy i rozpaczy, który widzimy przechodząc z bazyliki na Rynek. Pozamykane sklepy, pozasłaniane okna. „Lokal do wynajęcia” w co drugiej kamienicy. Nadzieją jest rewitalizacja tej przestrzeni, planowana na przyszły rok. – Dzisiaj zaczyna się coś dziać i zmieniać. Obecność marketów wcale nie oznacza, że nie ma miejsca dla małych firm. Fakt jest jednak taki, że to nasze wygodnictwo powoduje, że wolimy iść w jedno miejsce, gdzie mamy wszystko, zamiast przespacerować się po paru sklepach i kupić towar o dużo większej wartości i jakości – wspomina prezes Żylak.
Na rynku usług także łatwo nie jest. Duże inwestycje kończą się w kraju, a to powoduje, że spore firmy usługowe zaczynają startować do mniejszych przetargów. Pozwalają sobie na niższe ceny, dysponują lepszym zapleczem i wygrywają z lokalnymi wykonawcami. – To szczęście w nieszczęściu. Mamy autostradę, weszliśmy do Unii. To nas otworzyło na inne rynki, ale także nasz rynek na inne firmy. Fakt, że jest już po Euro, że autostrada A1 została niemalże ukończona powoduje, że te wielkie firmy szukają oszczędności, ale też szukają pracy. Spadają ceny usług, a rynek wypełnia nam się firmami nie lokalnymi, a dużymi właśnie – komentuje Żylak.
Rozwiązanie tego problemu jest jedno. I jest bardzo proste. Zamiast wybierać się do wielkiego marketu – odwiedźmy nasz osiedlowy sklep. Tak, może zapłacimy więcej za podstawowe zakupy, ale ten pierwszy element łańcuszka zaprocentuje z pewnością. – IPH w Rybniku z chęcią włączy się w każdą formę promocji lokalnego biznesu i lokalnych przedsiębiorców, gdy to leży w interesie nas wszystkich – handlowców, producentów i konsumentów – podsumowuje Żylak.
(mark, eos)