Wykonawca Wodzisławskiej zapłaci pół miliona złotych kary?
Konferencją prasową w urzędzie miasta oficjalnie zakończono zadanie przebudowy ulicy Wodzisławskiej w Rybniku. Był to jednak dziwny spektakl pochwał i stawiania zarzutów. Szampana nie było.
Janusz Koper, pełnomocnik prezydenta miasta ds. dróg, był gospodarzem wydarzenia. Pomiędzy pochwałami dla wykonawcy – firmy Dromet, kurtuazją i rozwodzeniem się nad jakością wykonania, zaznaczał, że naliczone zostały kary umowne, które Dromet będzie musiał zapłacić. I nie mówimy tutaj o karze symbolicznej. Firma Dromet zapłaci bowiem prawdopodobnie ponad pół miliona złotych. To piwo, które nawarzyła firma HAK Construction, a wypije je jej partner, zobowiązany do zakończenia zadania, które dla lidera okazało się zbyt wymagające.
Nie chcę, ale muszę
- Mimo perturbacji, które pojawiały się w trakcie budowy, mamy wymierny efekt. Mamy drogę krajową przebiegającą przez nasze miasto. Mamy drogę, która spełnia parametry nośności 115 kiloniutonów na oś. Myślę, że będzie służyła mieszkańcom i tym, którzy po prostu przejeżdżają przez Rybnik – a będzie służyła przez wiele lat – mówił Koper. Całkowity koszt robót zawiera się w kwocie 22 476 433 zł. W ramach unijnego dofinansowania pokryto 85 proc. wartości. Plac budowy oddano wykonawcy 27 czerwca 2011 roku. Prace zakończyć miały się 31 maja 2013. Do tego jednak nie doszło – Dromet, zastępczy wykonawca, zszedł z wodzisławskiej 18 czerwca 2013. - Wystąpiło pewne opóźnienie i z tego tytułu, chcąc nie chcąc, Miasto ma obowiązek naliczyć kary. Wysokość tych kar to 532 999, 82 zł. Pomijając kwestię, czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy obecnie z firmą Dromet w sporze – przyznał Koper.
Dromet kar zapłacić nie chce, gdyż jak twierdzi wiceprezes Tomasz Pilis, są przesłanki by nie zostały one naliczone. O szczegółach mówić nie chce, sprawa na pewno trafi do sądu. - Jesteśmy w sporze w tej sprawie. Nie uważamy się za uprawnionych do tego, by kary w tej wysokości zostały nam naliczone, stąd też skierowaliśmy sprawę do postępowania sądowego – mówił Pilis.
Jeśli zapłacą, to będzie cios
Dromet był członkiem konsorcjum wraz z HAK Construction od początku zadania. W wyniku perturbacji HAK ogłosił upadłość i odszedł z budowy. - Będąc członkiem konsorcjum zostaliśmy na mocy prawa zmuszeni do przejęcia realizacji całości zadania. Początkowo z naszej strony wykonywaliśmy nawierzchnię bitumiczną. W momencie przejęcia całości robót na dwóch kontraktach (Wodzisławska i Żorska – dop.red) wymagało to większego zaangażowania i przegrupowania z naszej strony – przyznaje Pilis. - W przeciągu czterech miesięcy wykonaliśmy połowę wartości zakresu finansowego całego zadania. To oddaje nasze zaangażowanie. Nie udało się skończyć w terminie. Pewne okoliczności upoważniają nas do tego, by domagać się rozstrzygnięcia sporu na drodze sądowej – dodaje wiceprezes Drometu.
Miasto próbuje w tym wypadku grać zarazem „dobrego i złego glinę”. - Warto podkreślić, że z jednej strony cieszymy się, że partner wziął na siebie odpowiedzialność. Z jednej strony chylimy czoła, że Dromet wziął na siebie te prace i dokończył zadanie. Z konieczności, nie możemy sami z siebie odstąpić od wymierzania kar. To wynika z przepisów prawa – mówił Koper. Gdyby Dromet się wycofał, Wodzisławska dalej byłaby zamknięta. Konieczne byłoby zrobienie inwentaryzacji, ogłoszenie nowego przetargu z nową dokumentacją.
Jeśli Dromet stanie w obliczu opłacenia kar umownych, będzie to dla nich poważny cios. Wiceprezes Pilis nie chciał przyznać, czy firma straciła na remontach Wodzisławskiej i Żorskiej (gdzie też naliczono ponad 50 tys. złotych kary za dwa dni opóźnienia), skomentował jednak całą sytuację: - Dzisiaj rynek budowlany jest bardzo dynamiczny i sytuacja nie jest łatwa. Na razie firma działa, dlatego biorą udział w tej konferencji. Wszystkie szczegółowe kwestie objęte są tajemnicą, jednak tej wysokości kara to poważne pieniądze, a jakie mamy czasy wszyscy wiemy.
Może się więc okazać, że to nie firma HAK, która na Wodzisławskiej straciła płynność finansową i upadła, będzie największym przegranym tego przetargu.