Balkon z widokiem na kabel
Pani Lidia, mieszkanka ulicy Raciborskiej w Jankowicach nie wychodzi już w środku nocy, aby sprawdzać, kto lub co puka do jej drzwi. Do uciążliwego stukania w wietrzne dni a zwłaszcza noce zdążyła się już przyzwyczaić. Nie na tyle jednak, by domownikom te męczące hałasy dochodzące z balkonu nie przeszkadzały.
Stukanie przewodu telekomunikacyjnego o metalową poręcz trwa odkąd wraz z dziećmi wprowadziła się do swojego nowego domu. Parę lat już będzie. Oczywiście, że interweniowała u operatora. Ten łaskawie zgodziłby się na przebudowę swojej linii, na której zarabia. Ale... na koszt właścicielki domu! O przywiązaniu przewodu lub innym sposobie zabezpieczenia też mowy raczej być nie może. Właścicielka obawia się oskarżeń o bezprawną ingerencję w infrastrukturę operatora...
Kiedy teściowie pani Lidii kilkanaście lat temu starali się o zezwolenie na budowę domu jednorodzinnego na swojej własnej działce dawniej będącej polem uprawnym obawiali się, że napowietrzna drutowa linia telefoniczna przecinająca ich pole może być nie lada przeszkodą w zrealizowaniu zamierzeń. Próbowali nawet zdobyć zgodę na budowę w innym miejscu, ale jej nie dostali. Zgodę otrzymali akurat w miejscu gdzie przebiegała nieszczęsna linia zasilająca dawniej leśniczówkę przy ulicy Leśnej. Byli jednak zapewniani przez urzędników wydających pozwolenie budowlane, że prowizorka z czasów PRL wkrótce zniknie a przewody na ulicę Leśną poprowadzi się regularną linią napowietrzną wzdłuż drogi wojewódzkiej, następnie wzdłuż drogi gminnej. I faktycznie w Jankowicach powstała wkrótce regularna napowietrzna linia telefoniczna przebiegająca poboczami dróg, dzięki czemu można było podłączać kolejnych abonentów. Jakież było zdziwienie pani Lidii i jej nieżyjącego już niestety męża (o teściach nie wspominając), kiedy druty telefoniczne przecinające w poprzek ich działkę a po wybudowaniu domu również balkon zamiast zlikwidować, wymieniono na izolowany kabel. No i oczywiście pozostawiono go na dawnym śladzie drutów. Absurd polega na tym, że jeden przewód do ulicy Leśnej przebiega normalną trasą, drugi zaś na skrót polami w poprzek działki pani Lidii. Rozchodzą się z jednego słupa przy Raciborskiej i spotykają kilkaset metrów dalej na jednym i tym samym słupie przy ulicy Leśnej. Doskonale pokazuje to mapa, którą pani Lidia dołączała do kolejnych pism z prośbą o zmianę trasy przebiegu. Dlaczego obydwa nie mogły wisieć obok siebie na słupach wzdłuż drogi? Ot i zagadka nie do rozwiązania. Tym bardziej, że na tym – nazwijmy to prowizorycznym odcinku – przewód nikogo nie zasila, nie ma żadnych rozgałęzień. Pani Lidia pisała więc kilka razy do operatora TP Orange o zmianę przebiegu trasy kabla, ponieważ ten w części przechodzi przez narożnik jej balkonu i podczas wietrznej pogody nieludzko hałasuje tłukąc o poręcz tegoż balkonu. W innym miejscu przewód stale ociera o róg budynku. Skądinąd tym miejscu kabel jest już dość mocno przetarty, co widać na jednym ze zdjęć. Ale i to nikomu nie przeszkadza.
Operator klawiaturą pana Jacka Żymełki odpisał, że przebudowa linii wymaga przygotowania zadania inwestycyjnego z zachowaniem niezbędnego postępowania administracyjnego! Czyżby? Wydaje się, że aby zlikwidować uciążliwą linię, która jest powieleniem innej linii prowadzącej z tego samego miejsca w to samo miejsce wystarczyłoby zakupić kilkaset metrów przewodu i poprowadzić po słupach wzdłuż drogi tak samo jak przebiega przewód pierwszy. Trudno powiedzieć, co jest powodem uporu operatora. Bo z całą pewnością do rozwiązania problemu nie potrzeba przebudowy słupów. Szczytem bezczelności zaś jest propozycja lub też sugerowane rozwiązanie złożone właścicielce domu i działki, której operator używa jak swojej. Kierownik Wydziału Umów Infrastruktury Telekomunikacji Polskiej w Katowicach, wspomniany już pan Jacek Żymełka w piśmie z dnia 6 lutego 2013 roku złożył pani Lidii subtelną propozycję sfinansowania całej operacji ze swoich prywatnych środków, swoim staraniem po uprzednim wystąpieniu do operatora o wydanie warunków technicznych...
Pani Lidia nie wie, co robić dalej. Nie stać jej na przebudowę nie swojej sieci telefonicznej. Tak samo jak nie stać jej na łatanie dziur w pobliskiej drodze wojewódzkiej tylko dlatego, że z nią sąsiaduje. Otrzymała nawet prywatnie informację, że przewód oplatający jej dom może być nieczynny. - Mi tam wszystko jedno czy on jest czynny czy nieczynny. Stuka i drapie jednakowo – mówi poirytowana właścicielka balkonu z widokiem na kabel.
"Razem sięgamy dalej!” – brzmi dumnie reklama operatora. Pani Lidka nie musi sięgać razem. Nie musi też sięgać daleko. Kabel do przesyłu dóbr oferowanych przez operatora, niezmiennie od lat leży w zasięgu jej ręki. W narożniku balkonu konkretnie. I nic nie wskazuje na to by w najbliższym czasie coś miało się w tej materii zmienić.
Henryk Machnik
Ja już dawno bym go przeciął w miejscu otarcia i nie wpuściłbym ekipy naprawczej.