Mam 90 lat i lubię się wyspać
Zawierucha wojenna i przygody żołnierza Wermachtu; dlaczego rower był lepszy od wąskotorówki; i o kocie, który lubi niezdrowe jedzenie, czyli historia 90-letniego stolarza
Wilhelm Grochola obchodził 14 sierpnia swoje 90. urodziny. Jubilat, który mieszka w Rudzie Kozielskiej od 1950 r. opowiedział nam w skrócie o swoim życiu.
Wilhelm urodził się w Bargłówce w 1923 r. Był jednym z ośmiorga rodzeństwa. Były to zupełnie inne realia. – Kiedy szedłem do komunii największym prezentem było upieczone przez mamę ciasto. To był dopiero fajer! – wspomina.
Jako chłopiec ukończył miejscową szkołę podstawową, a później wyuczył się zawodu stolarza w Raciborzu. Po wybuch wojny, jako 18-latek został wcielony do Wermachtu. – Brali do wojska całą młodzież. Umundurowali nas na terenie Czech i przewieźli na teren Francji. Tam odbyła się nasza przysięga. Pamiętam jak feldmarszałek z monoklem na oku spoglądnął na nas, odebrał paradę i rozpoczęło się krótkie świętowanie – opowiada jubilat. Wyżerka miała być taka, że zapadła w pamięci do dziś.
Wielka wędrówka
Wilhelm Grochol został przydzielony do jednostki lotniczej. Pełnił tam wachtę na lotnisku. Czasem podwieszał bomby do samolotów. W pamięci pozostało miasto Melon, gdzie mieścił się garnizon. Francuzi nie darzyli niemieckich żołnierzy sympatią. – Wiedzieliśmy o tym i dlatego baliśmy się zbytnio z nimi spoufalać. Zdarzało się, że ktoś mnie zapraszał w mieście do rozmowy, ale zawsze unikałem takich sytuacji – wspomina pan Wilhelm.
Wojenna zawierucha rzuciła młodego żołnierza do Monachium, gdzie przeszedł szkolenie, po którym miał być gotowy na front. – Wysyłali nas czwórkami. Byliśmy w Odessie, Oslo, Atenach. W Grecji byłem dwa lata. Tam zastałem koniec wojny. Kiedy wojska Turcji, sprzymierzonej z aliantami, wkraczały już do Salonik, zaczęliśmy się wycofywać – opisuje.
Uciekając przed wrogiem grupa żołnierzy Wermachtu przez dwa tygodnie wędrowała przez góry. Po kilku dniach nie wiedzieli, w którym kraju i po której stronie granicy są. Pytali miejscowych ludzi o drogę. Chcieli jak najszybciej się poddać, ale nie komu innemu niż Anglikom. Wiedzieli, że w innych niewolach czeka ich bardzo niepewny los. Do obozu aliantów trafili w Austrii. – Pamiętam, że warunki były tam bardzo dobre. Mieliśmy kapelę, salę gimnastyczną. Raz w tygodniu odbywała się zabawa, na którą wpuszczano ludzi z zewnątrz. My też dostawaliśmy przepustki do miasta – przywołuje z pamięci.
Brat Wilhelma, mieszkający w Niemczech, dowiedział się o losie młodego żołnierza. Napisał list, dzięki któremu Wilhelm mógł do niego dołączyć. W Bargłówce czekała na niego jednak matka, która wkrótce zachęciła syna do powrotu w rodzinne strony. – Matka napisała, że tu też można żyć, też jest praca i chleb. Wróciłem więc aby pomóc rodzinie – wyjaśnia.
Rodzina i nowy dom
W 1950 r. Wilhelm Grochol przeprowadził się do swojej żony Elżbiety, z którą tego samego roku wziął ślub i zamieszkał w Rudzie Kozielskiej. Tu wybudowali wspólnie dom i wychowali dzieci. Przez całe życie pracował jako stolarz. – Do pracy dojeżdżałem do Gliwic. Wtedy kursowała regularnie kolejka wąskotorowa, ale ja wolałem jeździć na skróty na rowerze. Wagony były wtedy pełne, bo nie było tylu samochodów co dzisiaj. Niektórzy mówią, że przez ten rower to mam dziś problemy ze zdrowiem – uśmiecha się 90-latek.
Z żoną przeżyli wspólnie 61,5 roku. – Poznałem ją na zabawie, ale więcej nie mogę wam powiedzieć – ucina tajemniczo.
Na co uważa 90-latek?
Receptą na długowieczność, zdaniem seniora z Rudy Kozielskiej, jest dobra dieta i dbanie o zdrowie. – Nie palić, nie pić, jeść tyle ile trzeba. Na starość ograniczyć słodycze – wymienia. Pan Wilhelm sam przygotowuje sobie posiłki i niechętnie widzi kogoś w swojej kuchni. Rozumieją to jego dzieci i wnuki, które pomagają mu na co dzień. Sam przygotowuje też sobie mieszanki ziołowe, które pomagają mu przy dolegliwościach. Zamiast popularnego oleju używa oliwy z oliwek. – Olej rzepakowy, tak jak inne niezdrowe jedzenie jest dobry dla kota – żartuje jubilat. A kot pojawia się na podwórku pana Wilhelma. Dostaje jednak tylko chude mleko, bo innego w domu nie ma.
Największym hobby 90-latka jest telewizja. – Szczególnie lubię programy informacyjne. Lubię się też wyspać, choć nie śpię dużo. Na inne hobby mam już chyba za dużo lat – uśmiecha się i kończy rozmowę.
Jubilata z okazji urodzin odwiedziła rodzina oraz urzędnicy z gminy Kuźnia Raciborska. Wszyscy składali życzenia, do których i nasza redakcja się dołącza. Do zobaczenia na kolejnym okrągłym jubileuszu!
Marcin Wojnarowski
Na zdjęciu jubilat wraz z żoną i dziećmi. Początek lat 70-tych.